Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

JELONEK ANTYFASZYSTOWSKI

Oświadczenie pana Hebla1) w którym stwierdził: „nie jestem ani nieukiem (czytać i pisać potrafię, a i patriotyczną Armię Krajową odróżnię od fanatyków zafascynowanych np. pogańskim neofaszyzmem) ani oszczercą vel oszustem, ani też głupcem” i że „nie ma takiego powodu, który usprawiedliwiałby drukowanie w ZB (…) zgryźliwych uwag personalnych Swolkienia” pod adresem jego osoby przeczytałem z uwagą. Kiedy jeszcze dowiedziałem się, że oto pan Hebel broni Ojca Świętego, a przedtem przecież bronił przede mną Piłsudskiego, że o nacjonalizmie pisze jako o gównie, które odrzucają Polacy z krwi i kości, że walczy z herezją, no i przede wszystkim walczy z faszyzmem w obronie młodej polskiej demokracji to zawstydziłem się, że oto zbrukałem, taki śliczny obrazek, landszafcik z jelonkiem w środku.

Kiedy jednak wczytałem się w tekst dokładniej, zauważyłem, że coś jest nie tak, że na obrazku, który maluje pan Hebel jakby kolory z lekka pomieszane, tu jakieś niedomówienie, tu sugestia, tu Swolkień, tam Tejkowski, a w tle skini, faszyzm i dymy Oświęcimia. Niby nic nie wiadomo na pewno, ale właściwie to wiadomo i tak jak na bilbordzie liczy się pewne wrażenie, zestawienie pięknej kobiety z dymkiem papierosów, tak u pana Hebla wszystko jakoś się tak niby przypadkiem kojarzy.

Weźmy choćby taki cytat: Ręce i nogi mi opadają, gdy w „Najwyższym Czasie” widzę ordynarne inwektywy Olafa Swolkienia skierowane pod adresem mojej osoby, albo też zajadliwy atak w ZB 145 na moją osobę samego B. Tejkowskiego, jednego z najskrajniejszych polskich nacjonalistów. Wszystko to bowiem niezbicie dowodzi, że źle się dzieje w ruchu ekologicznym i kto wie, czy sojusz ekologów i skrajnych nacjonalistów nie jest już pomału ugruntowany na płaszczyźnie tworu tzw. Konfederacji dla Naszej Ziemi. Kilka zdań, a ileż ciekawych sugestii. Otóż nie-zorientowany czytelnik mógłby odnieść wrażenie, że oto Swolkień umówił się z Tejkowskim, iż razem zaatakują naszego jelonka, domalują mu ogonek albo i co gorszego. Swolkień w Najwyższym Czasie, a Tejkowski w ZB. Chytra parka, bo jeszcze dla niepoznaki jakby zamienia się tytułami. A że atak na Hebla to przedsięwzięcie wielkiej wagi strategicznej, więc taka akcja na pewno scementuje też sojusz skrajnych nacjonalistów z ekologami, aczkolwiek nie wiadomo czy i Swolkień już nacjonalistą nie jest choć to jeszcze nie „sam” Tejkowski.

Jednak wszystko to, aż roi się od nieuczciwych niedomówień i manipulacji. Nawet to „wszystko” już zawiera w sobie pewną dozę przesady. Bo owo „wszystko” to fakt, że w tym samym czasie to pan Hebel przyczepił się do pana Tejkowskigo i do Swolkienia. Do Swolkienia w sposób zresztą tak dziwaczny, że zrozumieć to trudno. A ponieważ Najwyższy Czas tekst pana Hebla potraktował poważnie, więc Swolkień napisał sprostowanie, żeby nie wyjść na idiotę przed ilomaś tysiącami ludzi, co Hebel mu na łamach ZB sugerował, a Korwin-Mikke radośnie podchwycił. Przy okazji pojawia się sugestia głębokiego sojuszu politycznego nie tylko „na bazie” zwalczania Hebla, ale i na łamach tworu o nazwie Konfederacja dla Naszej Ziemi, czyli deklaracji podpisanej przez wielu ludzi z bardzo różnych opcji, ale nie przez Tejkowskiego.

Pan Hebel wykazuje też niekonsekwencję. Raz pisze, że słowo pisane (…) posiada nieporównywalnie większą moc od słowa mówionego a innym razem swoje własne błędy określa jako: pęd polemiczny. Rozumiałbym taki „pęd” gdybym to ja Piłsudskiego zaatakował albo samego pana Hebla. Ale nie, ja tylko podałem parę cytatów, ot taki sobie niewinny tekścik. Tymczasem Hebel nie tylko, że nie zrozumiał aluzji, ale dokonał czegoś za co np. na porządnym uniwersytecie wyleciałby z uczelni. W tekście zasugerował, że cytuje klasyka, w przypisie wyjaśnił, że cytuje swój cytat z klasyka, a naprawdę okazało się, że klasyka kompletnie zakłamał, znowu w bardzo słusznej KPNowskiej gazetce, gdzie widocznie dobrze jest czcić marszałka jako ascetę żywiącego się marchewką. Więc przykro, ale na „pęd” to mi nie wygląda, chyba że to Swolkień wzbudza w panu Heblu tak silne emocje, boć przecież nie wierzę, żeby zdeklarowany antyfaszysta wyznawał kult jednostki i jako obrońca „młodej polskiej demokracji” aż tak nerwowo reagował na jakąkolwiek wzmiankę nt. marszałka znanego przecież z „miłości” do demokracji.

I na tym właściwie możnaby skończyć, gdyby nie fakt, że tego typu ataki autorstwa, że użyję stylistyki Hebla, różnych typków zdarzają się już nie pierwszy raz. Nie tylko na mnie, ale i na Remigiusza Okraskę, Marka Głogoczowskiego a ostatnio na same ZB. Wszystko to odbywa się pod szyldem antyfaszyzmu. Tyle tylko, że ponieważ poglądy czy zachowania faszystowkie wmówić mi trudno, dlatego pa-nowie „antyfaszyści” posługują się z reguły metodami, które – używając ich języka – należałoby określić „faszystowskimi”, ale ja wolę powiedzieć, że po prostu nikczemnymi. Z nikczemnością w zasadzie nie ma sensu polemizować, ponieważ jednak formuła ZB ma wpisane ryzyko pojawiania się takich tekstów, więc kilka słów im poświęcę. Mam bowiem wrażenie, że mamy tu do czynienia z pewnym bardzo niedobrym syndromem raczej psychicznym niż politycznym, który jest obecny w życiu politycznym w ogóle, a także w ruchu zielonych i dlatego warto mu kilka słów poświęcić.

Przykład tzw. antyfaszystów jest chyba najbardziej typowy. Otóż podobnie jak pan Hebel uważam iż przekonanie, że Żydzi rządzą światem jest wyrazem aberracji psychicznych. W przeciwieństwie do niego uważam, że nie wszyscy Polacy z krwi i kości odrzucają je. Przeciwnie, z tego typu tekstami spotykam się często. Wyrażają je sąsiedzi z kamienicy i politycy wysokiego szczebla. Tyle tylko, że nie mają one nic wspólnego z faszyzmem. Są raczej wyrazem urazów psychicznych, kompleksów, niechlujstwa umysłowego oraz poczucia gorszości, bezradności i niemożności decydowania o swoim losie ludu polskiego. Na moje oko wyznaje je jakieś 20-30% populacji. Jednak hałaśliwe oskarżanie tych ludzi z tego powodu o faszyzm, a w domyśle, o skłonności ludobójcze, jest rzeczą niesprawiedliwą, a przede wszystkim bardzo niedobrą, bo zamiast schorzenie leczyć tylko je potęguje. Z tego typu poglądami najlepiej się walczy podnosząc poziom oświaty, likwidując nędzę, zwiększając udział obywateli w podejmowaniu decyzji ważnych dla ich życia. Niestety „młoda polska demokracja” w szybkim tempie powiększa obszary społecznej beznadziejności. Ludzie żyjący w nędzy i upodleniu uwierzą w każdą bzdurę, byle tylko swoje poczucie krzywdy i beznadziejności na kimś wyładować i namiastkę zrozumienia własnych nie-szczęść uzyskać. W czasie ostatniej agresji na Jugosławię ambasada „młodej polskiej demokracji” w Belgradzie była w całości obmalowana swastykami. Choć znane są moje sympatie proserbskie w tej wojnie, to jednak jest dla mnie oczywiste, że Serbowie w tym wypadku racji nie mieli, już bardziej sensowne byłoby namalowanie tam dolara czy jakiegoś symbolu głupoty. Ale jak na głowę lecą bomby, to po prostu wyciąga się te epitety, które wydają się najgorsze i najmocniejsze. Dzięki działaniom „antyfaszystów” faszyzm stał się już takim epitetem – inwektywą niewiele znaczącą. Co gorsza, stało się nią również ludobójstwo, czego dowodem słynne o-świadczenie Unii Wolności oskarżające o skłonności ludobójcze wszystkich Greków i kilkadziesiąt procent Polaków. Histeria i ideologizowanie zbrodni, chciałoby się powiedzieć „zwyczajnych”, choć to słowo w tym kontekście dosyć ponuro świadczy o naszej ludzkiej kondycji, paradoksalnie zamazuje rzeczywistą odpowiedzialność za zbrodnie. Z takim zjawiskiem mamy do czynienia w wyniku działań tzw. antyfaszystów. Wierzyłbym w ich dobre intencje, gdyby walczyli z atakiem na resztki demokracji, jakie prowadzi zarządzana w sposób totalitarny technooligarchia, gdyby walczyli z zapaścią polskiej edukacji, kultury i zdziczeniem obyczajów oraz ze spychaniem w nędzę całych warstw społecznych. Ale oni za obiekt ataków, podobnie jak totalitarnie zarządzane koncerny, obrali sobie ekologów, którzy samym źródłom faszyzmu i innych szaleństw próbują się przeciwstawiać. Nie wchodzę tu, w odróżnieniu od pana Hebla, w sprawy finansowe. Nawiasem mówiąc sugestia, że Andrzej drukuje Tejkowskiego z pobudek marketingowych, wydaje mi się dość dziwaczna2).

W tym wszystkim dostrzegam coś więcej niż fałsz polegający na nieuczciwym manipulowaniu cytatami, czy zestawianiem zdarzeń, nie mających ze sobą związku. Znacznie ciekawszy jest pewien fałsz emocjonalny, który też traktuję jako rodzaj psychicznej aberracji. Ludzie nią ogarnięci nie chcą widzieć świata takim, jaki jest – pełen zła i dobra przemieszanych w każdym człowieku. Zamiast tego, szukają kozłów ofiarnych czy to w postaci niesłusznych ideologii czy politycznych poglądów, czy to w postaci kobiet, mężczyzn lub czegokolwiek innego, co da się łatwo nazwać i skupić na sobie wewnętrzną potrzebę piętnowania, śledzenia, tropienia i porządkowania. To łatwy sposób na udowodnienie sobie, że akurat nie jest się najgorszym, bo do tych grup się nie należy. Taka postawa jest symptomem nerwicy oraz świadczy o kompleksach i głębokich urazach psychicznych. To właśnie ona stoi u źródeł zachowań zarówno skinów, Ligi Republikańskiej jak i tzw. antyfaszystów, choć nie ma wątpliwości, że jest między nimi różnica zasadzająca się na tym, że skini zaatakowali nas (w związku z Górą Świętej Anny) przy pomocy butów i pięści, podczas gdy antyfaszyści metody jak dotąd mają bardziej wyrafinowane. Granie na resentymentach to łatwy i tani sposób na pokazanie się w mediach, które żywią się patologiami. To także, niestety, sposób na zasklepianie się w infantylnym proteście przeciw złemu światu, który moralnie potępiamy z wyżyn naszej doskonałości. Zamiast mozolnej walki o „mniejsze zło”, mamy wtedy tylko bunt. To łatwe i przyjemne, niczego nie trzeba się uczyć, nawet pisania, wystarczy się moralnie oburzyć, wzniecić histerię antykomunistyczną czy antyfaszystowską i już można bezkarnie obrzucać błotem tego, kto akurat wzbudza naszą zazdrość czy antypatię, co wśród przedstawicieli homo sapiens jest normalne. Widzenie świata przez takie grupy z reguły zawęża się do kilku składników i jest charaktery-styczne dla sekciarstwa. Cechuje je ponura drobiazgowość i doszukiwanie się na każdym kroku odstępstw, herezji. Taka podstawa tłamsi psychicznie i intelektualnie, formuje tzw. „młodych starych” i nadęte stare dzieci – kombatantów w wieku lat trzydziestu. O jej fałszu i słabości świadczy fakt, że większość buntowników bardzo łatwo zamienia się w klasycznych kołtunów. Najlepszą tego ilustracją jest metamorfoza pokolenia lat 60-tych.

Jeżeli sekta jest zamknięta w sobie to pół biedy, choć szkoda ludzi, którzy wpadli w tę pułapkę, gorzej, gdy jest ofensywna. Kiedy np. sekta przejmuje władzę, wtedy właśnie zaczynają się stosy, obozy, kamieniowanie i różne inne paskudne rzeczy. To przeciwieństwo postawy wojowniczej, którą cechuje umiłowanie przygody, ciekawość innych, a najlepszym towarzyszem wojownika jest humor i trochę autoironii.

Nieprzypadkowo w języku tzw. antyfaszystów często pojawia się słowo „getto”, w którym chcą zamknąć wszystkich nacjonalistów i ludzi z psychicznymi aberracjami. Że to niby ich wszystkich wyłapiemy, zamkniemy w jednym miejscu i problem rozwiążemy. Gdyby stosować kryteria „antyfaszystów”, to byłoby to jakieś pół Polski.

Natomiast co do ordynarnych inwektyw, jakimi rzekomo obrzuciłem pana Hebla, to rzeczywiście chciałbym za nie przeprosić. Też miałem uczucie niesmaku, gdy nazwałem go oszustem i głupcem. Więc niniejszym za to przepraszam. Pan Hebel nie jest oszustem, on tylko naciąga fakty, cytaty, nieuczciwie manipuluje jednymi i drugimi, a wszystko to ze szlachetnej miłości do czystości barw na swym obrazku.

Z antyfaszystowskim pozdrowieniem.

Olaf Swolkień

1) por. Jarosław Hebel, Chwileczkę grabarze… w: ZB 2(147)/2000, s. 50.
2) Pana Tejkowskiego widziałem raz w życiu w czasie dyskusji panelowej i konferencji prasowej w hotelu Sheraton organizowanej przez europejskich przeciwników traktatu Maastricht. Wśród publiczności pojawił się Tejkowski i spokojnie sobie siedział. Wtedy dwaj paneliści – panowie Ujazdowski i Potocki – na znak sprzeciwu wobec obecności pana Tejkowskiego na sali, tęże salę opuścili. Prowadząca obrady Dunka, na polskie stosunki lewaczka i posłanka do parlamentu europejskiego, powiedziała, że ona też poglądy np. Le Pena uważa za głupie, ale u nich na Zachodzie jest taki zwyczaj, że jak ktoś kogoś zaatakuje, to tego kogoś się wysłuchuje i dała mikrofon Tejkowskiemu. Na sali konsternacja wśród Polaków, bo tu zagraniczna telewizja, tłumaczenie symultaniczne, a tu Tejkowski, Jezus Maria, co to będzie. A Tejkowski wziął mikrofon i powiedział, że jest polskim obywatelem, działa zgodnie z prawem, a w Polsce tak właśnie wygląda dialog poli-tyczny. Pytałem potem zachodnich gości o wrażenia, byli zażenowani, ale nie Tejkowskim.
Olaf Swolkień