Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

GDYBY WSZYSCY LUDZIE… CZ. 1

PRZEMKOWSKI PARK KRAJOBRAZOWY

„Ochrona przyrody będzie kiedyś nazywana ochroną człowieka. Chroniąc przyrodę dbamy o podstawę istnienia gatunku ludzkiego”, zaskoczył mnie mgr Marek Cieślak, dyrektor Przemkowskiego Parku Krajobrazowego na Dolnym Śląsku.

Do siedziby dyrekcji parku trafiłem przypadkowo, wracając rowerem z Bałkanów. Nazwa Przemkowa wydała mi się znajoma, gdy planowałem trasę dnia, ale dopiero po noclegu w schronisku w miasteczku i kwadransie pedałowania do Piotrowic drogowskaz do najstarszego w kraju Dębu Chrobrego uzmysłowił mi, gdzie jestem. Składałem tam ofertę na oczyszczalnię słoneczno-wodną1, w czym pośredniczyła Dolnośląska Fundacja Ekologiczna. Polecała Piotrowice na pierwszą w Polsce instalację nowatorskiej oczyszczalni. Park należy do największych w kraju, a jego walory przyrodnicze przyciągają rzesze młodzieży szkolnej. Administracja i ludność miejscowa przejawiają aktywność i inicjatywę, za co zdobyli wyróżnienia od władz.

Po 2 latach od oferty zobaczyłem na miejscu, że fundacja dokonała trafnego wyboru, szczególnie jeśli chodzi o sprawcę wielu dobrych rzeczy w Przemkowskim Parku Krajobrazowym… i nie tylko tam. O bogactwie przyrody parku dyr. Cieślak pisał, że „wymaga rozsądnych działań zarówno na polu ochrony, jak i gospodarowania zasobami natury”.2 Co to znaczy, przekonałem się począwszy od dyrekcji. Mieści się w byłej szkole wiejskiej, gdzie teraz klasy służą seminariom, w przybudówce jest kaplica – znak dobrych stosunków z proboszczem, na podwórzu zainstalowano podłączenia kempingowe, a sanitariaty otrzymały kafelki i natryski.

Zatrzymując mnie, dyr. Cieślak nie chciał przepuścić szansy oczyszczalni, która tak niespodzianie dla nas obu odnowiła się. Prezentując walory regionu, gdzie od wieków kultura słowiańska styka się z zachodnioeuropejską, zaraził mnie ciekawością. Powróciłem na Dolny Śląsk parokrotnie, by wchłonąć więcej widoków, obcować z naturą i poznać historię tych ziem.

Pierwsi przybysze z Zachodu osiedlili się na Śląsku w XII w. z terenów obecnej Holandii i Belgii. W następnych falach osadnictwa przeważali Niemcy, począwszy od kolonizacji Pogórza Sudeckiego za Henryka I Brodatego w XIII w. Kolonizacja doprowadziła do zgermanizowania wielu miast oraz dużej części śląskiego rycerstwa. Pod koniec średniowiecza, dolny bieg Nysy Kłodzkiej odgraniczał germanizujący się Dolny Śląsk od słowiańskiego Górnego Śląska z przewagą ludności polskiej, a czesko-morawskiej na Śląsku Cieszyńskim dalej na południe.

Oglądać koło Przemkowa miałem co, ponieważ: „Nie ma takiego drugiego obszaru na niżu Śląska, jak Przemkowski Park Krajobrazowy, obszaru o takiej różnorodności środowisk. Ogromne trzcinowo-wierzbowe bagna rozkrzyczane żurawiami i bekasami. Malownicze stawy rybne z tysiącami ptaków wodnych. Źródliskowe lasy liściaste z kolorowym runem. Buczyny płonące jesienią żółtym listowiem. Bezkresne wrzosowiska bulgoczące cietrzewiami. Bory bagienne pachnące bagnem zwyczajnym, czyli bahunem. Torfowiska z owadożernymi rosiczkami. I niekończące się bory sosnowe na wydmach, które ominęło wszelkie osadnictwo, a które kryją jeszcze wiele tajemnic”.3

PEŁNOWYMIAROWA EKOLOGIA

Teren obecnego parku był „białą plamą” poligonu radzieckiego, gdy opuszczałem Polskę w 1971 r. Kiedy w Kanadzie ginęły na moich oczach dziewicze puszcze oraz zasoby dorsza i łososia, w Polsce mnożyły się nowe parki ochrony przyrody. Przemkowski park narodził się w 1997 r., ale jeszcze za obecności wojsk radzieckich w 1984 r. powstał z inicjatywy studentów-przyrodników Uniwersytetu Wrocławskiego rezerwat Stawy Przemkowskie, na którego terenie znajduje się drugi co do wielkości w kraju kompleks stawów rybnych o powierzchni blisko 1000 ha.

Na stawach i mokradłach przemkowskich żyje 220 gatunków ptaków. „To łączna ilość gatunków lęgowych i przelotnych”, wyjaśnia w oczekiwaniu na grupę młodzieży pan Lucjan, etatowy przewodnik Parku Przemkowskiego. „Mamy drapieżniki: bielika i rybołowa. Wylęga się u nas podgorzałka, rzadkość ornitologiczna. W trzcinowiskach żyją bąk i wąsatka, w suchych szuwarach gnieździ się czapla siwa, a na spuszczonych stawach – czapla biała i wiele gatunków siewkowców”.

Towarzyszyłem przy liczeniu ptaków ochotnikom z Wrocławia, studentom elektroniki. Odziani w kombinezony do brodzenia po pas, dzierżyli magnetofony – jedyna rzecz mająca coś wspólnego z elektroniką. Mimo, że słychać było cykady (potem dowiedziałem się, że to głos … ptaka zwanego świerszczem), czerwcowa noc nie była jeszcze tak ciepła, by śpiewy i krzyki mieszkańców moczarów mogły być miarodajnym licznikiem. Postanowili przyjechać innym razem.

Po włączeniu do poligonu po II wojnie światowej, na moczary spadały pociski i bomby z ćwiczących samolotów. Stawy rybne i łąki zagospodarowywane od połowy XIX w. przez pruskich właścicieli ze Szlezwiku-Holsztynu, a dające ryby i siano jeszcze w czasach III Rzeszy, zarastały trzciną. Niektórym gatunkom ptaków zaczęło brakować otwartej przestrzeni, którą w dziczy zyskują dzięki pożarom, a w środowisku zagospodarowanym – dzięki wypasaniu bydła i wykaszaniu siana.

„Uczyłem się o ptakach, a param się z ludźmi” – z absolwenta ornitologii droga do ochrony przyrody wywiodła Marka Cieślaka na szanowanego partnera w układach międzyludzkich oraz znawcę nowych technologii. Co ma wspólnego z ochroną ptaków np. kotłownia w Piotrowicach na biomasę? Otóż niektóre gatunki uzależniły się od wykaszania łąk. Kotłownia spala trzcinę wycinaną w programie ochrony tych ptaków. „Wydaje się, że lansuję nowości z energetyki, a ja chronię przyrodę …i stwarzam zatrudnienie”. Na jednej z grobli obsadzonych jeszcze przez von Schleswig-Holsteinów szpalerami drzew parkowych, robotnicy uwijają się przy balarce trzciny.

Harmonijne współdziałanie człowieka z przyrodą i techniką dyr. Cieślak wdraża, wydawałoby się bez wysiłku, współpracując z kim w danej sytuacji trzeba dla dobra przyrody …i człowieka. Być może pomaga mu w tym stanowisko radnego w gminie, a może został wybrany, bo budzi zaufanie. W zamian za ochronę nietoperzy na poddaszu, pewien proboszcz ma wyremontowaną wieżę i strych w kościółku. „Warunkiem umowy było, aby okna wieży pozostawały otwarte, tak by nietoperze mogły bez przeszkód wychodzić ze swej kryjówki”, wyjaśnił z uśmiechem mgr Cieślak.

IGLAKI A POWODZIE

Przemkowskie moczary osuszano obniżając, jak w innych przedsięwzięciach melioracyjnych w Europie XIX w., naturalną retencję wody opadowej. Istniejąca obecnie sieć grobli, stawów i rowów zawdzięcza powstanie księciu Christianowi Augustowi von Schleswig-Holstein. Książę (jak i jego następcy) zapisał się w historii jako świetny gospodarz. Nabył miasto i otaczające ziemie w 1853 r., a 9 lat później uprawiano już 1500 morgów na byłych bagnach. Być może był również pionierem ochrony krajobrazu w regionie. Na bagnach utworzył folwark „Adelaidenau” w 1861 r. m.in. w takim celu. Wiadomo też, że przekształcił las wokół swej siedziby w Przemkowie w park o charakterze naturalnym, który do dziś otacza pusty już plac po zamku von Schleswig-Holsteinów.

Też w tym czasie sadzono obce środowisku lasy iglaste. „Powodzie biorą się min. stąd, że iglaki pogorszyły zdolność zatrzymywania wody w glebie. Tak wyglądały lasy sudeckie i duża część Borów Dolnośląskich przedtem”, mgr Cieślak wskazuje przez kierownicę na dorodne buki wśród pomniejszych drzew po obu stronach drogi przez rezerwat Buczyna Szprotawska.

Podczas powodzi latem 2001 r. niemniej pożyteczny okazał się 1700-hektarowy użytek ekologiczny Przemkowskie Bagno, gdzie królują turzyce, trzciny i wierzby. Podczas akcji przeciwpowodziowej nad Szprotawą strażacy odkryli w grobli zapomnianego „mnicha”, czyli zamykany przepust. Po otwarciu go wezbrana rzeka wylała miliony m3 wody. Niby gigantyczna gąbka, dużą cześć fali powodziowej Szprotawy wchłonęły przemkowskie mokradła, a ich poziom wody na powierzchni nawet nie drgnął.
Innym typem chronionych bagien w Przemkowskim Parku są Torfowiska Borówki, gdzie grube poduchy mchów uginają się pod nogami. Dyr. Cieślak pokazuje osobliwą rosiczkę – roślinę, która łapie owady na macki zakończone kroplami lepkiego płynu. „Niemcy zmeliorowali i ten kawałek terenu, ale nie dokończyli wybierać torfu. Rosjanie zaniedbali czyszczenie rowów na poligonie, więc mamy unikalny rezerwat torfowiskowy”, mówi dyr. Cieślak.
Są także suchsze ostoje przyrody: Ruchome Wydmy Śródlądowe i wrzosowiska. Podczas 3 wizyt w parku od maja do sierpnia życzyłem sobie, aby te rodzaje środowisk dominowały w przemkowskim parku. Natrętne, wszechobecne, wściekle kąsające komary ujmują atrakcyjności przyrodniczo-krajobrazowej stawów, moczarów i torfowisk.

KOMARZYSKA I WRZOSOWISKA

Latem przybysza uderza zabawny widok przemkowian oganiających się od czegoś gałązkami. Po wyjściu z samochodu, a w moim przypadku – po zatrzymaniu w krótkich rękawkach i szortach po pedałowaniu, podczas którego komary na szczęście nie atakują – misterium daje się we znaki: najpierw utarczywym bzyczeniem eskadr, a za chwilę ukąszeniami na wszelkich połaciach gołej skóry. Cienka odzież też nie chroni przed nimi.

Namiot w Piotrowicach rozbijałem ubrany w grube skarpety, kolarskie rękawiczki i narciarską czapkę naciągniętą jak najniżej na oczy i kark. Mimo to wywoziłem swędzące pamiątki po każdym pobycie. Do dziś nie rozumiem, w jaki sposób komary przełaziły do namiotu przez szczelnie zaciągniętą moskitierę. „Przemków to polska stolica komarów – waszej największej atrakcji turystycznej”, żartowałem do dyr. Cieślaka. On odparł, „Deszcze ostatnich 2 lat zwiększyły populację komarów. Kilkadziesiąt kilometrów stąd, na wzgórzach, nie ma ich”.

Znów jedziemy z Piotrowic przez lasy za jakąś sprawą. Przemkowskie lasy są częścią Borów Dolnośląskich, które nie są tak duże jak puszcze kanadyjskie, ale należą do najrozleglejszych w Polsce. „Tu NATO ćwiczyło strzelanie z armat na odległość 40 km. Nie ma w kraju drugiego takiego terenu bez wsi i osad”, pan Marek daje skalę obszaru poligonu w borach. „Lasy powracają do postaci sprzed zalesień, które stwarzały zatrudnienie i zasoby drewna, ale bez zrozumienia zasad ekologii”. Leśnicy stopniowo eliminują iglaki. Pomaga w tym zmiana klimatu, której w końcu ulegną sosny i świerki. Ich miejsce zajmą drzewa liściaste. „Leśnicy zauważyli, że wśród sosen pojawiają się dęby i buki – rzecz korzystna dla uszlachetniania lasu i gleby. Z powodu stopniowej wymiany gatunków mamy teraz nadprodukcję drewna sosnowego”, wyjaśnia pan Marek.

„Bory nie są przybytkiem bioróżnorodności. Ptaków tu nie za wiele. Najcenniejsze w moim parku są podmokłe łąki, stawy, torfowiska i wrzosowiska”, mówi dyr. Cieślak. Te ostatnie również potrzebują pomocnej ręki człowieka. Wrzosy duszą się własnym przyrostem, potrzebują pożarów, których nie brakowało na poligonie radzieckim. Dzięki temu wrzosowiska przetrwały. Wypalanie dorosłego wrzosu stwarza dostęp światła dla nowego wzrostu.

Ogień nie jest jednak bezpieczny dla otoczenia. Aby utrzymać setki hektarów wrzosów – jedne z największych wrzosowisk w kraju – w zdrowiu i chronić przed zarastaniem brzózkami, dyr. Cieślak zorganizował regularne wykaszanie. Jednego roku całe żniwa zabrały TIR-y przysłane pustym przebiegiem z Arabii Saudyjskiej – „Może do odsiarczania ropy naftowej?” zgadywał pan Marek, podczas gdy kątem oka uchwyciłem cietrzewia wędrującego po wrzosowisku. Z końcem lata pojawiają się tu pszczelarze, a w ich ulach powstaje poszukiwany przez smakoszy miód wrzosowy.

Czepki z wrzosu zwieńczają daszki trzcinowe nad bramą wjazdową do dyrekcji. „Tutejsi dekarze trzcinowi znaleźli dobrze płatną robotę w Danii, gdzie jest popyt na te najdroższe z pokryć”, mówi dyr. Cieślak. Próbuje stworzyć na miejscu przemysł pokryć trzcinowych, ale popyt jest mały, bo metr kwadratowy kosztuje 200 złotych. Na razie wykaszana trzcina idzie do pieców.

ŻAROWSKIE PŁYTY

Trzy godzinki rowerem na zachód od Przemkowa, nie musiałem pytać o drogę do Kronopolu. Już przy polu przygotowywanym pod Żarami na Przystanek Woodstock 2001 zobaczyłem parę i dymy obficie unoszące się z błyszczących kominów. Zbliżając się do zakładu po nowej obwodnicy wyczuwałem przyjemną woń żywicy i olejków z rozgrzanego drewna. Wyziewy szły na bloki mieszkalne. Na pewno zieloni protestują*), pomyślałem, podczas gdy w środowisku pozamiejskim takie zapachy nie przeszkadzają.

Socjalizm zbudował tu duży zakład płyt drewnopochodnych. Długoletnie uruchamianie inwestycji zakończyło się kolejną ssawką budżetu państwowego. Deficytową wytwórnię płyt lichej jakości przejął na początku lat 90. szwajcarski inwestor. „Produkujemy 3000 m3 płyt dziennie, wszystko na zakontraktowane zamówienia, nic na skład. Zabierają je TIR-y i kolej z własnej bocznicy. Lokalne PKP utrzymuje się dzięki Kronopolowi”, mówi mgr inż. Piotr Jurkiewicz, przedstawiciel eksportowy firmy. Oprowadził mnie po zakładzie między podróżą do wytwórców mebli w Rumunii a wizytą biznesmenów z Danii.

Najpierw ostrożnie, potem coraz intensywniej, w żarowski Kronopol zainwestowano pół miliarda marek. Powstały nowe hale i procesy do produkcji płyt laminowanych, boazerii oraz płyt OSB (ang. oriented strand board, czyli z ukierunkowanych, cienkich skrawków drewna długości ok. 10 cm, układanych warstwami z dodatkiem kleju, na przemian wzdłuż i wszerz płyty, co daje jej wytrzymałość większą niż w tarcicy). Przy tej ilości produktu zainstalowano własną wytwórnię kleju. Źródłem znacznej ilości energii cieplnej jest kora ściągana z pni oraz pył drzewny z cięcia płyt.

Płyty OSB znam od kilku lat z Kanady. W przeróbkach domu bez trudu ciąłem, kleiłem, przewiercałem te płyty, wbijałem w nie gwoździe i wkręcałem wkręty. Mam je jako poszycie dachu, podkład pod podłogi, półki w magazynku. Polerowane oraz zaopatrzone w pióro i wpust są stosowane jako wykładziny podłogowe. Robi się z nich drewniane dwuteowniki, którym nie dorówna belka z najlepszej tarcicy, ani wytrzymałością, ani lekkością.

Kronopol jest dobrym przykładem na tle niekorzystnych społecznie przypadków przejmowania zakładów przez obcy kapitał. Zwiększono ilość, jakość i asortyment produkcji oraz zatrudnienie ponad deklarowane w umowie prywatyzacji. Do sukcesu przyczynił się entuzjazm polskich techników wdrażających rozwiązania szwajcarskiego inwestora. Bez nich pionierskie pociągnięcia nie mogłyby się ziścić i inwestor mógłby poprzestać na małym zakładzie.

Były budynek administracyjny przekształcono na hotel dla gości biznesowych i pracowników, np. dla inż. Jurkiewicza. Dojeżdża co tydzień służbową Toyotą spod Gdyni, gdzie kończy budowę swojego domku. „Do tej pracy warto jechać w niedzielę wieczorem sześć godzin i być z dala od rodziny aż do piątku w nocy”, mówi inż. Jurkiewicz z widoczną dumą z pracodawcy. Przy wzrastających podatkach i zubożeniu społeczeństwa mały interes budowlany, który inż. Jurkiewicz prowadził od czasu powrotu z Kanady i USA kilka lat temu, stał się nieopłacalny, mimo dużych wysiłków.

Rewelacją zakładu jest taśmowa produkcja płyt OSB. Zanim powstał Kronopol, światowa produkcja polegała na wyciskaniu w formach każdej płyty osobno. W Żarach skrawki drewna usypuje się na taśmę sunącą przez wałki pras. Na końcu linii jedna piła tnie pasmo OSB, podczas gdy druga wraca do pozycji wyjściowej. Mimo że przesuwają się w poprzek pędzącej taśmy, kąt prosty i wymiary płyt zaprogramowane pod dane zamówienie wychodzą idealnie. „Niemal wszyscy goście patrzą z podziwem w tym miejscu linii”, mówi inż. Jurkiewicz. Przechodzimy koło sztapli płyt OSB dla odbiorcy kanadyjskiego. „Niemiecka firma, która zaprojektowała i zainstalowała ciągłą produkcję płyt OSB dla Kronopolu w Żarach, sprzedała już kilkanaście linii na całym świecie”, mówi inż. Jurkiewicz.

Ze snu w namiocie na leśnym rozdrożu w okolicach Kanału Dychowskiego w dolnym biegu Bobru budzi mnie hałas pilarki. Pracownik leśny przecina lasek sosnowy. W sąsiednich kwartałach widać starannie poukładane stosy – dzieło poprzednich dni. Powstanie Kronopolu przyczyniło się do uporządkowania borów na Dolnym Śląsku. Po szosach do Żarów jadą transporty cienkich, krzywych pni oraz ścinków i wiórów z tartaków.

AGROTURYSTYKA

W gospodarstwie agroturystycznym pana Gucmy w Ostaszowie przy Stawach Przemkowskich, trzcina stoi pionowo między drążkami przybitymi do słupków. Przy słupkach jest niższa, a w środku wybrzusza się łukiem do góry. Płoty harmonizują z trzcinowymi pomieszczeniami biesiadnymi. Robotnicy kończyli właśnie układać parkiet z klepek świerkowych i modrzewiowych w poniemieckiej stodole, którą pan Gucma odkupił od sąsiada. Jak inne zabudowania w osadzie, stodoła pochodzi z okresu II wojny światowej, kiedy na przemkowskich łąkach intensywnie hodowano siano. W Przemkowie zachowały się wiaty magazynowe siana z tamtego okresu.

Pod belkami zabytkowej stodoły zawisły na grubych sznurach pomysłowe żyrandole z kół od wozów. Między parkietem a wybielonymi ścianami zaabsorbowany majster układał mozaikę z odpadowych płyt piaskowca. Nie mógł się opędzić od kibiców podziwiających jego dzieło. Po weselisku stodoła przeszła na potrzeby agroturystyki. „Teraz nie zdążę, ale po weselu córki tam w górze w rogu będzie antresola dla orkiestry”, pokazuje pan Gucma. „Małymi kroczkami. Wszystko u nas ma cel długoplanowy”, skomentował mój podziw pan Marek. Nie miałem wątpliwości, że macza palce we wszystkim, co dobre i postępowe wokół Przemkowa.

Piotr Bein
na kolejnym kilkumiesięcznym pobycie w kraju
z Vancouveru w Kanadzie piotr.bein@imag.net
cdn.

Dolnośląski Zespół Parków Krajobrazowych Oddział Legnica
Piotrowice 89, 59-170 Przemków, tel./faks 0-76/83 10 924, tel. 0-76/83 10 031
Kronopol Sp. z o.o., ul. Serbska 56, 68-200 Żary
tel. 0-68/36 31 100, faks 0-68/36 31 321, www.kronopol.com.pl



1 Piotr Bein „Słoneczno-wodne oczyszczanie ścieków miejskich, rolniczych i przemysłowych w cieplarniach”, ZB 17(119)/98, s.12, http://www.zb.eco.pl/zb/119/scieki.htm
2 Grzegorz Bobrowicz „Przemkowski Park Krajobrazowy”, Studio Mirwal-Art, Wałbrzych 1999, ISBN 83-909305-4-4
3 Zbigniew Fras i Wiesława Staniszewska „Przemków: szkice z dziejów miasta”, Omega, Bydgoszcz 1998, ISBN 83-87459-95-X

*) Jan Andrukiewicz „Smok żarski”, ZB 17(143)/99, s.49, http://www.zb.eco.pl/zb/143/raporty.htm.
Piotr Bein