"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (79), Styczeń '97
W Polsce nie ma przepisów, które umożliwiłyby kontrolę nad szerokim zastosowaniem genetycznie manipulowanej żywności bez dokładnego określenia jej wpływu na ludzkie zdrowie i środowisko. W sytuacji bojkotowania genetycznie modyfikowanej żywności na Zachodzie Europy, Polska może stać się genetycznym śmietniskiem dla odrzuconych produktów. W przeszłości, bez naszej wiedzy byliśmy zatruwani przez toksyczne chemikalia i radioaktywność; teraz niebezpieczeństwo dla konsumentów stanowi zanieczyszczenie genetyczne.
Dodatkowe niebezpieczeństwo stanowi fakt, że brak jest podstaw prawnych do wymagania od producentów znakowania żywności w przypadku zastosowania genetycznie manipulowanych składników. W ten sposób także produkty, do których wytworzenia nie stosuje się GMO, nie są w sposób jednoznaczny oddzielone od produktów transgenicznych. W przypadku rosnącej świadomości polskiego społeczeństwa, dotyczącej potencjalnych zagrożeń związanych z modyfikacją genetyczną żywności, ważne jest, aby także firmy produkujące żywność dostarczyły konsumentom pełną informację o produktach.
Zwracamy się do firmy Nestle Toruń Pacific z prośbą o poparcie działań Federacji Zielonych-Kraków poprzez bojkotowanie genetycznie modyfikowanej soi i kukurydzy pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych oraz przedstawienie oficjalnego stanowiska w sprawie inżynierii genetycznej w produkcji żywności, wykorzystywania transgenicznych półproduktów oraz wprowadzenia przepisów jasno regulujących produkcję żywności transgenicznej, jej import i eksport oraz sprzedaż na rynku krajowym, ze szczególnym uwzględnieniem konieczności znakowania żywności genetycznie zmodyfikowanej.
Darek Szwed
Krakowska Grupa Federacji Zielonych
Darek Szwed
Zatem właśnie o takie regulacje chodzi - umożliwiające rozdanie polskim rolnikom mutantów. I to jak najszybciej.
Janusz Michalak, Superrośliny [w:] "Wprost" z 21.7.96.
Darek Szwed
Ewentualne przepisy dotyczące GMO powinny zawierać:
Darek Szwed
KGFZ
"Menu na Następne Tysiaclecie"
2) Symptomatyczny jest fakt, że coraz częściej w kontraktach podpisywanych przez instytuty naukowe z biznesem na wykonanie konkretnych badań, zawiera się klauzulę o zakazie publikacji wyników, co wiąże się z ochroną praw własności, ale może być doskonale wykorzystane do manipulacji informacją.
3) Z podobną, z punktu widzenia efektów, sytaucją mieliśmy wielokrotnie do czynienia w przeszłości w przypadku przenoszenia gatunków naturalnych na obszary, na których naturalnie nie występowały.
Wiadomo, że bakterie potrafią przekazywać sobie nawzajem nowe umiejętności, np. odporność na działanie antybiotyków, co stało się zmora współczesnej medycyny. Zastosowanie takich zmienionych genetycznie mikroorganizmów mogłoby spowodować wybuch epidemii, z jakimi lekarze od dawna już nie mieli do czynienia. Ludzki organizm może zostać wystawiony na działanie nowych substancji, z jakimi nigdy się nie zetknął. Jeszcze bardziej mogą wzrosnąć zachorowania na alergie, na które cierpi już prawie co trzecia osoba w krajach uprzemysłowionych
Darek Szwed
Od tysięcy lat ludzie genetycznie modyfikowali hodowane przez siebie rośliny i zwierzęta. Był to proces żmudny i długotrwały, w którym wybierano osobniki posiadające pożądane cechy, krzyżowano je ze sobą - z ich potomstwa do dalszej hodowli zatrzymywano znowu najbardziej pożądane osobniki, resztę niszczono. W ten sposób powstały obecnie uprawiane odmiany zbóż, ziemniaków, pomidorów, truskawek, rasy krów, koni, psów, kotów i wiele, wiele innych. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że już sto lat temu w Europie podstawowym źródłem żywności były organizmy zmienione genetycznie. Już wtedy zboża nie przypominały swoich dzikich przodków (traw), krowy niewiele miały wspólnego z turami, a w dodatku wiele roślin i zwierząt było sprowadzonych z innych kontynentów (ziemniaki, pomidory, indyki i inne). Czyli modyfikacje genetyczne nie są niczym nowym.
Nowością jest tylko technologia - molekularne metody manipulacji genetycznych mogą pozwolić na dużo szybsze i efektywniejsze uzyskanie organizmów o pożądanych cechach. Mogą, ale nie muszą - nikt jeszcze ich nie wypróbował na taką skalę. To właśnie ta odmienność metody wywołuje wielkie społeczne obawy, bo same manipulacje genetyczne są równie stare jak pisana historia ludzkości (już starożytni Chińczycy i Sumerowie się tym zajmowali).
Rząd federalny Australii powołał komitet doradczy w tej sprawie - GMAC (Genetic Manipulation Advisory Committee - Komitet Doradczy ds. Manipulacji Genetycznych). Dostarcza on informacji nie tylko rządowi, ale też publikuje co dwa miesiące raport ze swojej działalności. Podaje tam, jakie prace są prowadzone, jakie wpłynęły prośby o aprobatę działań (eksperymentów lub upraw), jakie decyzje wydano. Można tam uzyskać też takie dane, jak uzasadnienia merytoryczne, opinie ekspertów itp. Może by tak i u nas? Głową Komitetu jest bardzo sympatyczna starsza pani Nancy Millis, od niej wiele się dowiedziałem na temat sytuacji i obowiązujących uregulowań w Australii.
Czy jest się czego bać? Możliwe że tak, chociaż rzeczywiste zagrożenia wydają się mniejsze, niż poziom powszechnej paniki zdawałby się na to wskazywać. Faktem jest, że bardzo wielu ludzi mieszka na tej planecie i ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. Aby ich nakarmić, potrzeba wytwarzać coraz więcej żywności. Alternatywą byłoby - oczywiście - powstrzymanie eksplozji demograficznej, ale to już nie moja działka. A więc, skoro trzeba coraz więcej żywności, no to trzeba ją coraz wydajniej produkować. Chodzi tu nie tylko o zwiększenie plonów, ale też o ochronę przed szkodnikami, którymi są głównie niektóre gatunki owadów. Gdyby zrezygnować ze zwalczania szkodników, to ich liczba wzrosłaby bardzo szybko na tyle, że zjadłyby rośliny uprawne jeszcze przed żniwami i doszłoby do klęsk głodu. Żaden komitet etyczny nie wyraziłby zgody na eksperyment, który mógłby potwierdzić lub obalić powyższą tezę, więc musi ona pozostać w sferze domysłów.
Teraz do konkretów. Biologiczne metody zwalczania szkodników obecnie stanowią zaledwie ok.1% światowego rynku pestycydów. 99% rolników nadal woli stosować środki chemiczne, które są na pewno obosieczne (szkodliwe nie tylko dla szkodników, przeciw którym są wymierzone, ale też dla wielu innych, nierzadko ginących gatunków), toksyczne i ogólnie złe dla środowiska, ale mają kilka "zalet": są skuteczne, tańsze, łatwiejsze w użyciu i jakoś mniej przerażają ekologów niż środki biologiczne. Z tych ostatnich ponad 3/4 jest opartych na bakterii Bacillus thuringiensis (Bt), którą zaczęto stosować już w l. 30. Nie chcę tu nikogo zanudzać opisem cyklu życiowego Bt, więc podam tylko kilka szczegółów. Bt jest to naturalnie występująca w przyrodzie bakteria glebowa, wytwarzająca toksyny zabójcze dla różnych gatunków owadów i nie tylko. Istnieją setki szczepów Bt, każdy z innym arsenałem toksyn, każdy działa inaczej na rożne gatunki owadów. Do zwalczania szkodników stosuje się zarówno żywe bakterie, jak też oczyszczone toksyny. Sama Bt jako naturalnie występujący organizm nie jest więc GMO, jedyny przykład jej zastosowania do celów GMO to wprowadzanie genów na toksyny Bt do roślin tak, aby stały się one odporne na szkodniki. Co przychodzi z wątpliwym sukcesem: niedawno okazało się, że zmodyfikowana w ten sposób bawełna nie jest trująca dla jednego ze swoich szkodników i straty w USA mogą być ogromne. Sam pomysł takich modyfikacji raczej mi się podoba; jeżeli zadziała, to nie będzie trzeba stosować chemikaliów - skażenie środowiska bardzo spadnie. Oczywiście, firmy chemiczne stracą wielkie pieniądze, więc nie dziwota, że nie podobają im się plany upowszechnienia uprawy transgenicznych roślin.
Wprowadzanie do roślin oporności na herbicydy (chemiczne środki zwalczania chwastów) podoba mi się dużo mniej. Stosowanie ich wygląda następująco: opylić pole herbicydem - chwasty zginą, uodpornione uprawy przeżyją. Po pierwsze, zakłada się tutaj stosowanie herbicydów na polu, a tego właśnie chciałbym uniknąć; po drugie, tak uodporniona roślina może stać się bardzo niebezpiecznym chwastem, nad którym niełatwo będzie zapanować, gdyż będzie on odporny na herbicydy. To samo ryzyko (uodporniona roślina - groźny chwast w przyszłości) istnieje też w poprzednim przypadku (Bt). Warto by więc pomyśleć o dodatkowych "bezpiecznikach" tj. genach wprowadzających wrażliwość na jakąś nieszkodliwą substancję, aby w razie czego łatwo było zapanować nad GMO.
Osobiście uważam, że nowoczesne metody genetyczne niosą spore nadzieje na ratowanie środowiska, ale jest z tym związane pewne ryzyko, więc trzeba podejść do sprawy w sposób ostrożny i odpowiedzialny.
A co do znakowania genetycznie zmodyfikowanej żywności, to, oczywiście, jestem "za"! Spośród przykładów podanych przez Nancy najbardziej mnie rozbawili wegetarianie z Malezji. Otóż wprowadzono do pomidorów jakiś gen zwierzęcy (niestety, nie pamiętam, jaki i po co). Wegetarianie bardzo się na to oburzyli - oni są stuprocentowymi wegetarianami i nie chcą jeść rośliny ze zwierzęcym genem. Tymczasem taka roślina nadal jest rośliną, a wegetarianie i tak jędzą zwierzęce geny w mleku i jego przetworach. Ale śmiechy na bok - nikogo nie wolno zmuszać do jedzenia czegoś, co mu się z dowolnych przyczyn nie podoba. Problem rozwiązano właśnie poprzez znakowanie: pomidory ze zwierzęcym genem i wszystkie przetwory z nich robione będą oznakowane (odpowiedni minister wydał takie zarządzenie) i wegetarianie nie będą musieli ich jeść.
Tomek Wilanowski
Członek korespondencyjny Nowojorskiej Akademii Nauk
Australijski Uniwersytet Narodowy
Canberra, Australia