ANIMALS' AGENDA INFORMUJE
Dr Charles Gilks z Uniwersytetu w Oxfordzie i Instytutu Badań Medycznych w Kenii,
stwierdził w wydaniu "Nature" z 28.11. ub.r., że choroba AIDS mogła zarazić
ludzi podczas eksperymentów dotyczących malarii, w których ludziom wstrzykiwano krew
szympansów i innych małp. W latach 1922-55 siedemdziesięciu dwum osobom (więźniom i
naukowcom) zaszczepiono krew pochodzącą bezpośrednio lub pośrednio od naczelnych.
Dwoje ludzi otrzymało krew gatunku małp, u których często występuje wirus zwany SIV
podobny do wirusa HIV-2 (tzw. afrykańskiego wirusa AIDS), 34 inne osoby otrzymały krew
szympansów, a dalsze 33 - krew pobraną od ludzi, którym wcześniej zaszczepiono krew
szympansów. U jednego dzikiego szympansa odkryto wirus bardzo podobny do wirusa HIV-1,
który jest odpowiedzialny za wywołanie choroby AIDS w Europie i Ameryce.
STANOWISKO BOBRA EUROPEJSKIEGO W BIESZCZADACH
Stanowisko bobrów, o którym traktuje poniższa notatka, jest najbardziej wysuniętym
na południe Polski. Bobry zasiedliły teren bez żadnej pomocy ludzi i przystosowały
się do nie sprzyjających warunków.
Na wiosnę 1982r., w ramach reintrodukcji zorganizowanej przez Zakład Doświadczalny
Polskiej Akademii Nauk w Popielnie, wypuszczono pięć par bobrów na terenie
nadleśnictwa Komańcza w Woli Michowej. Zadomowiły się, budując tamy i żeremia.
Jednak w dwa lata później nie zaobserwowano już żadnej ich działalności. Przyczyny
emigracji lub zaginicia nie były znane.
W 1985r. bobry pojawiły się na rzece Olszance w Uhercach k. Leska. Zasiedliły miejsce
pozostałe po eksploatacji żwiru zwane "Złożem H", porośnięte już wierzbą
i olszą. Obszar (ponad 40 ha) i dostatek pożywienia umożliwiają zasiedlenie tego
terenu na dłuszy czas.
"Złoże H" jest w kształcie niecki powstałej wskutek wydobywania żwiru.
Przecina ją rzeka Olszanka o szerokości nurtu wynoszącej średnio 4-5 metrów. Oprócz
niej na terenie "Złoża H", w zagłębieniach, usytuowanych jest kilka stawów
o powierzchni od 0,25 do 0,50 ha, płytkich, często bez odpływu, co prawdopodobnie było
przyczyną opuszczenia ich przez bobry. Dlatego aktualnie zamieszkują obydwa brzegi
rzeki, żyjąc w norach wykopanych w wysokim brzegu.
Na "Złożu H" żyją prawdopodobnie dwie rodziny. Pierwsza, w zimie 1991/92
umiejscowiła swój magazyn zimowy w zakolu rzeki, skąd nie mógł być porwany przez
prąd. Był on zbudowany z gałęzi głównie wierzbowych długości 2-3 m.
Druga rodzina, której siedlisko jest oddalone ok. 200 m w dół rzeki, umieściła swoje
magazyny w norach, gdyż prąd na prostym odcinku był zbyt silny na zbudowanie magazynu
nawodnego.
W 1980r., na podstawie braku magazynów (zwanych także tratwami pokarmowymi) można było
przewidzieć charakter zimy. Jak wiadomo zima 1989/1990 była wyjątkowo łagodna.
Ze względu na silny nurt rzeki i wystarczającą głębokość wody bobry nie budują
tam. Wzdłuż brzegów często spotyka się "stoliki pokarmowe", tzn. miejsca, w
których pozostawione są ogryzione odcinki gałęzi długości ok. 50-70 cm.
Bobry obalają drzewa o grubości od 6 do nawet 40 cm, ale wyraźnie preferują cienkie),
które w całości mogą przetransportować do wody. Z drzew grubych, po ścięciu,
najpierw odcinają gałzie boczne i szczytowe, zaś pień tną na krótkie odcinki lub
pozostawiają nie wykorzystany. W miejscach, do których mają szczególnie łatwy
dostęp, powstają często całe "zręby", na których wycinana jest
większość drzew, a poszczególne gałęzie i odcinki pnia są ściągane do wody po
wydeptanych ścieżkach. Dla łatwego transportowania pożywienia bobry często
pogłębiają dna stawów, istniejące już rowy, a czasem kopią nowe.
Bobry wyjątkowo szybko przystosowały się do warunków panujcych na tym terenie.
Ścinają drzewa w odległości zaledwie kilkunastu metrów od domów mieszkalnych.
Przyzwyczaiły się także do bliskiej obecności szosy Uherce Myczkowce i linii
kolejowej. Dostosowały się do ciężkich warunków klimatycznych. Na okres wysokiego
stanu wód, np. w czasie roztopów wiosennych, które mogłyby spowodować zatopienie
"letnich" nor, bobry przenoszą się do nor "wiosennych", kopanych pod
gruntem uprawianym rolniczo, położonych znacznie wyżej niż "letnie".
Obserwacje wskazują, że bobry ze "Złoża H" zasiedliły teren koło wsi
Bykowce pod Sanokiem.więc jest szansa, że pozostaną one na górskim terenie,
przystosowawszy się do trudnych warunków i zostanie stworzona populacja bobrów
"górskich".
Niestety, dla utrzymania bobrów na "Złożu H" konieczna jest ich ochrona przed
bezmyślnością i nieodpowiedzialnością ludzi. Jako strażnik SOP wielokrotnie
postulowałem, aby stanowisko to objąć ochroną rezerwatową. Moje apele były
ignorowane przez Konserwatora Przyrody w Krośnie. Jego rzadkie odpowiedzi sprowadzały
się do powtarzania formułek o tym, że dokumentacja jest już na ukończeniu i w
najbliższym czasie zostanie przesłana do ministerstwa celem zatwierdzenia. Taka sytuacja
ciągnie się od 1987r. do chwili obecnej. Teren "Złoża H" w dalszym ciągu
jest degradowany przez okoliczną ludność poprzez wywożenie śmieci, pozyskiwanie
faszyny, wycinanie drzew. Bobry są niepokojone wskutek penetracji brzegów rzeki;
zaistniał nawet fakt kłusownictwa (udało się zlikwidować).
Na mój apel o ochronę bobrów odpowiedział jedynie doc. dr hab. Wirgiliusz Żurowski -
kierownik Zakładu Doświadczalnego PAN w Popielnie. Dzięki jego ponad 30-\B letniej
pracy, polegającej w dużej mierze na przesiedlaniu bobrów na nowe tereny, ich liczba
wzrosła z kilkuset zgrupowanych w jednym regionie - do ponad 5 tysięcy rozmieszczonych w
całym kraju. Tym samym została zażegnana, przynajmniej czasowo, groźba wyginięcia
gatunku na obszarze Polski.
Niestety, Zakładowi Doświadczalnemu obecnie grozi likwidacja z powodu braku funduszy na
działalność. Bez należytej opieki siedliska bobrów ulegną zniszczeniu. Byłaby to
niepowetowana strata dla polskiej przyrody, a odbudowa populacji bardzo trudna
Jeżeli ktoś wie o ciekawych lub zagrożonych stanowiskach bobrów - proszę o kontakt.
Andrzej Czech
Smólki 7/74
38-600 Lesko
WAKACJE Z BRONTOZAUREM
Ze względu na niewielkie róźnice językowe i bliskość obszerów Czech i Moraw,
przedstawiam propozycje obozów ekologicznych na nadchodzące lato. Piszcie na adres
prowadzącego obóz (jak najszybciej).
Leśne prace w Jesenikach. 1226.7.92. Od 18-tu lat. Du\an |lachta, Jaronkova 1748, 756 61
Roźnov pod Radhotem.
Prace w Parku Narodowym Szumawa. 20-26.7.92. Od 18-tu lat. Potrzebne osoby z prawem jazdy.
Petr Bene, Dvorskova 14,370 00 Zeskw Budejovice.
Leśne i drobne prace budowlane Veselizku (Północne Morawy). 25.7 -2.8.92. Od 17-tu lat.
Alena Pavelkovs, Olomoucks 30, 746 01 Opava.
Praca na zamku Helftyn (Największy na Morawach!). 1-9.8.92. Od 18-tu lat. Iva
Hrazdilkovs, Itolcova 83, 618 00 Brno.
Praca w parku zamkowym Vesalizko. 15-23.8.92. Wiek 17-20 lat. Miroslav Schneider, Statkovs
6, 746 01 Opava.
Obóz międzynarodowy. 1-15.8.92. Pierwszy tydzień - praca na zamku Ysovw. Drugi tydzień
- wędrówka i spanie pod gwiazdami. Wymagana znajomość angielskiego lub niemieckiego.
Wiek 17-25 lat. Jiri Izuzka, Moyzessova 1388, 708 00 Ostrava.
za VERONICA 1/92
Mirek Klimkiewicz
PEPSI ZŁA, COLA LEPSZA?
Czytałem ostatnie ZB i oniemiałem. Nie mam nic przeciwko kryptoreklamie, jednak mam
coś przeciwko ignorancji i to ze strony Piotra Rymarowicza. Fajnie jest pocieszać się,
że gdy jedni są źli, to drudzy na pewno są lepsi (zwłaszcza gdy tak mówią).
Niestety robienie ludziom wody z mózgu jest niebezpieczne. Oto bowiem Coca-Cola, co
prawda na razie napoje swe butelkuje, ale poza tym eksportuje do Polski nie tylko puszki
ale i plastikowe pojemniki z uwieńczającą je słomką. Ten ostatni napój bije rekordy
powodzenia w stolicy, gdzie każdy porządny zjadacz hamburgera i frytek popija je Colą z
pojemniczka.
Poszukiwanie pozytywnych wibracji jest czymś bardzo fajnym. Dziwię się, że Piotr tak
łatwo napisał poemat pochwalny ku czci jednych, przeciwstawiając ich przykład drugim,
którzy też napój w butelkach czasami sprzedają.
W przypadkach obu firm sprzedaż napoji w butelkach nie stanowi znaczącego procentu. Z
racji na minimalną wartość odżywczą tych napojów trudno też ich w jakiś sposób
preferować w piśmie ekologicznym. I to w sytuacji gdy o napoje w butelkach np. z
Tymbarku doprosić się coraz trudniej.
Stasiek Biega
DONOSY I DONIESIENIA
Udało nam się zorganizować akcję antyfutrzarską w Koninie. Ludzie dopisali (?),
było 18 osób, choć mass media podawały 12 (prawdę powiedziawszy spodziewaliśmy się
z 10-ciu). Konin to niby miast wojewódzkie, ponad 70 tys. mieszkańców, ale środowisko
tam takie dziwne. Akcja była przeprowadzona za zgodą urzędu miejskiego i pod eskortą
policji. W sumie jesteśmy zadowoleni. Całe przedsięwzięcie trwało godzinę i
wywołało zdziwienie wśród mieszkańców miasta.
Informacje o pikiecie ukazały się w prasie, w serwisach Radia Mercury - Poznań, a
filmowała ją TV Kablowa - Koło (podobno miał być z tego reportaż).
Krzysztof Jakubczak
DZIEŃ ZIEMI W KRAKOWIE
22.4. Federacja Zielonych przygotowała przejazd rowerowy Alejami Trzech Wieszczów w
czasie którego czynnie blokowano ruch samochodowy. Akcja ta została zakończona wbiciem
tablicy z napisem "Uwaga Rzeka Wisła. Ostrożnie z ogniem" w okolicach Wawelu.
W tym samym mniej więcej czasie WiP zebrał 60-ciotysięczny podpis pod czorsztyńską
petycją.
Na Rynku FZ zorganizowała zbiórkę makulatury, która z powodu słabego nagłośnienia
miała raczej symboliczny charakter. Natomiast zaproszeni baktowie sprzedawali literaturę
wedyjską i wegetariańskie jedzenie.
Wieczorem w Świątyni Do Myong Sah (Krakowski Ośrodek Zen) odbyła się specjalna
ceremonia w intencji Matki Ziemi.
Jednak głównym elementem Dnia Ziemi w wykonaniu krakowskiej Federacji Zielonych był
specjalny, wynajęty w godz. 12-20 "zielony tramwaj". Jeżdżący za darmo
pasażerowowie mogli posłuchać muzyki "ekologicznej" i dowiedzieć się
problemach środowiska dzięki nie wypuszczającemu mikrofonu z rąk Cinkowi, Darkowi i
Staszkowi. Sprzedawano też zielone wydawnictwa, rozdawano ulotki i broszurki, zbierano
podpisy pod petycją w sprawie Pienin.
Wieczorem w Instytucie Chemii odbyła się sesja zorganizowana przez Naukowe Koło
Chemików, Sekcję Młodych Polskiego Towarzystwa Chemicznego i Międzywydziałowe
Studenckie Koło Ochrony Środowiska AGH. Doc. dr hab. Elbieta Szczepaniec-Cięciak
przybliżyła tematykę ozonu w atmosferze, zaś prof. dr hab. Jan W. Dobrowolski
opowiadał o proekologicznej współpracy między Krakowem a Goteborgiem.
Ponadto w Kolegiacie św. Anny i kl. Franciszkanów odbyły się ekologiczne msze św. a w
Galerii ZAR (Bracka 13) otwarto wystawę "Być albo nie być. Umieranie lasów"
przygotowaną przez Instytut Goethego.
(ax)
DOBRY FACHOWIEC, ALE BEZPARTYJNY...
Już wkrotce może sie okazac, że znow polityka bedzie ważniejsza od ekologii, a
wladza i pieniadz - od etyki i fachowosci.
Gdy nowym ministrem ochrony środowiska został prof. Stefan Kozłowski, niektórzy
zaczęli od razu przepowiadać mu niechybną klęskę. Był bowiem pierwszym ministrem
wywodzącym się z niezależnego ruchu ekologicznego i nie krył tego, co myślał o stylu
pracy tego urzędu. Wprowadził ruchy ekologiczne na comiesięczne spotkania i bieżące
robocze kontakty w Biurze Prasowym, zażądał pracy od departamentów, przygotowania
zapóźnionych ustaw, rozwiązywania konfliktów tak zaognionych, że wołających o
pomstę do nieba (Tatrzański czy Narwiański Park). To się nie spodobało, bo i
spodobać się nie mogło, urzędnikom nawykłym do zbywania "zielonych
natrętów", do ekologii "od ósmej do szesnastej". Aby oddać
sprawiedliwość trzeba w tym miejscu powiedzieć, że wielu pracowników ministerstwa,
szczególnie młodszych, na niższych szczeblach urzędniczej hierarchii bądź w PIOŚ,
przyjęło krytykę dotychczasowego stylu pracy z zadowoleniem. Im też wiele spraw w
gmachu przy Wawelskiej się nie podobało.
Tymczasem min. Kozłowski zaczął działać metodycznie, krok za krokiem, skutecznie,
choć wciąż z ogromnym wyczuciem balansowania po linie. Poprzez zmiany w skła dzie Rady
Nadzorczej Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska doprowadził do zmiany Prezesa NFOŚ, a
co za tym idzie były minister, Bronisław Kamiński, którego niegdyś Śląski Ruch
Ekologiczny chciał postawić przed Trybunałem, stracił władztwo nad funduszami ochrony
środowiska. Wymieniony został, na młodszego i bardziej operatywnego, dyrektor gabinetu.
Minister Kozłowski robił coraz więcej posunięć i ruchów, które zjednywały mu
przyjaciół i przysparzały wrogów.
Nie dość więc, że minister wchodząc do gmachu znalazł się świadomie w opozycji do
przeszłości (nie wywodził się z nomenklatury partyjnej i układów), żądał pracy i
z pracy tej zaczął bezwzględnie rozliczać, to jeszcze zaczął atakować stare,
zeskorupiałe układy i zależności, tak wewnątrz jak i na zewnątrz ministerstwa.
Urzędnicy zaczęli więc już tylko czekać, aż powinie mu się noga. Chętnie zresztą
podłożyliby choćby skórkę od banana, aby poślizg taki mu ułatwić.
Brak zaplecza do podejmowania kontrowersyjnych decyzji wciąż dawał się we znaki. Ruchy
ekologiczne z początku były nieufne (jak tu można zaufać ministrowi?), a gdy doszło
do pierwszego większego spięcia - atak Korwina - działały z opóźnieniem godnym Rady
Starców. Tymczasem ataki z zewnątrz znajdowały poparcie wewnątrz gmachu, wśród
urzędników od wody, powietrza, prasy i programowania. Niektórzy urzędnicy -
wyglądało na to - poszliby już na pewne koncesje, na oddanie urzędu w ręce
politycznie wyrobionego matołka, aby tylko ów nie żądał pracy po godzinie 16.15.
Osobiście współczuję dziś ministrowi Kozłowskiemu: z jednej strony - od zewnątrz -
atakujące szwadrony "poszerzających rządową koalicję" pod niebieskimi,
brązowymi i zielonymi sztandarami ugrupowań chcących mieć "WŁASNEGO MINISTRA W
RZĄDZIE", z drugiej strony - od wewnątrz - rzesze rozjuszonych urzędników
zapędzonych do roboty. I oto fachowość i kompetencja ministra wystawione na ciężką
próbę politycznych utarczek i sporów. I oto niezależny, społeczny ruch ekologiczny,
któremu łatwiej protestować i ogłosić urząd Ministerstwa Niszczenia Środowiska,
niż wesprzeć sensowne działania na przekór wszystkim.
Dziś, gdy piszę te słowa, z dziennika TV dochodzą mnie słowa spikera
obwieszczającego ważne polityczne nowiny. Dzwoni telefon i znajomy mówi o poparciu
ruchów i organizacji ekologicznych dla ministra - aby go nie zmieniać. A ja się
zastanawiam, czy znów nie jest za późno.
Adam Smolinski
12.3.92
UAKTUALNIONY FRANCISZEK
Ksiażka "Ja, Franciszek" Karola Carretto (Wydawnictwo OO. Franciszkanow,
Niepokalanow 1989), to ksiażka poruszajaca tak ważne tematy jak niestosowanie przemocy,
szacunek dla przyrody i zwierzat itp. Aby Franciszek z Asyżu stal sie postacia bliższa
naszym czasom, brat Karol wypowiedzial sie niejako za niego w sprawach naszego wieku.
Można miec za zle autorowi "podszywanie sie" pod sw. Franciszka, ale to chyba
jedyny zarzut, bo jesli chodzi o tresc ksiażka broni sie doskonale. By nie byc
goloslownym...
"Przyroda, zwierzęta, tak bardzo są przyzwyczajone widzieć w człowieku wroga, że
uciekają na sam jego widok. Z pokolenia na pokolenie człowiek bije, zabija i męczy
zwierzęta. A one odziedziczyły kompleks lęku przed człowiekiem i widząc go milczą
lub uciekają w popłochu.
Dołożyłem starań, aby je przekonać, że jestem ich przyjacielem. Początkowo
zdumiewały się, potem w to uwierzyły. I zbliżały się do mnie. I słuchały
mnie.(...)"
"Niestosowanie przemocy dotyczy przede wszystkim przyrody, niebios, mórz, kopalin,
lasów, powietrza, wody, domu.
Są to podstawowe rzeczy, wobec których nie wolno stosować przemocy, a tymczasem jest
ona grzechem popełnianym nagminnie. I nie wiem,czy zdołacie się usprawiedliwić.
Zadaliście gwałt lasom, zanieczyliście morza, jak bandyci zagrabiliście każdą rzecz.
Nic nie jest w stanie powstrzymać waszej przemożnej chęci zawładnięcia naturą.
Gdyby tu istniał trybynał nieba, morza i kopalń, wszyscy lub prawie wszyscy
zostalibyście skazani na śmierć.
Może jednak ten trybunał istnieje, mimo że niewidzialny; zaczynacie bowiem
rzeczywiście ponosić karę.
Powietrze nie nadaje się do oddychania, pożywienie jest złe, bezlitośnie atakuje was
rak.
Teraz, kiedy zniszczyliście prawie wszystko, nazwaliście mnie patronem środowiska
naturalnego; musicie jednak szczerze przyznać, że jest trochę za późno.
Nie wiem, co będziemy mogli zrobić"
Naprawde warto!
Piotr Piatek
JESTEM TWOJA MATKA - ZIEMIA ogólnopolska trasa klubu "Gaja"
W kilkugodzinnym programie spotkania proponujemy m.in.:
"PIELGRZYM" - Ziemia, Duchowość, Tradycja - skąd przychodzimy, dokąd
zmierzamy.
"TERAZ!" - lasy tropikalne, przeludnienie, cywilizacja arogancji, sytuacja Ziemi
i próby działania (np. akcje bezpośrednie, prawa zwierząt itp.)
"PROPOZYCJE DLA PRZYSZŁOŚCI" - wegetarianizm, współodczuwanie, alternatywy
"WSPÓLNOTA" - medytacja w ruchu, "Droga Wojownika GAJI"
W trasie udział biorą: Jacek Bożek i Beata Tarnawa, Jacek Dybczak, Alicja Faber, Wojtek
Owczarz oraz zaproszeni goście (być może z Rainforest Information Centre i EARTH
FIRST!)
Koszty: zwrot kosztów podróży, wyżywienie, noclegi.
Warunki: zapewnienie sali, sprzętu technicznego (magnetofon, rzutnik, nagłośnienie).
Przygotujcie stoisko, bdziemy mieć trochę wydawnictw i ulotek. Możliwość prowadzenia
zajęć nocnych (Droga Wojownika GAJI"). Szukajcie muzyków, poetów i chętnych do
współpracy w każdym mieście. Wskazane zaproszenie dziennikarzy (możliwość
konferencji prasowej), nauczycieli i WSZYSTKICH, którym los cierpiącej Matki Ziemi nie
jest obojętny.
Po przyjęciu naszej oferty wysyłamy wzór plakatu oraz zaproszenia. Prosimy o odpowiedź
w ciągu dwóch tygodni, gdyż trasę planujemy na koniec maja i pocztek czerwca. W
każdym mieście bylibyśmy jeden dzień (właściwie wieczór). Zaproponujcie tę
imprezę placówkom kulturalnym w Waszym mieście, poszukajcie sponsora. Więcej
informacji po Waszej odpowiedzi.
Zgłoszenia:
Klub "GAJA"
Wyzwolenia 119
43-365 Wilkowice
"Gaja" prawdopodobnie odwiedzi Kraków . Została zaproszona przez krakowską
FZ.
(ax)
EKOSOCJALIŚCI
W numerze styczniowym Zielonych Brygad (pisma ekologów) ukazał się na pierwszej
stronie artykuł Jarosława Tomasiewicza pt. "Zgniłozieloni", dotyczący
Niemieckiej Partii Zielonych. Pomimo że autor deklaruje na wstępie brak obiektywizmu i
bezstronność w swoim tekście (i rzeczywiście tak jest), redakcja "ZB" nie
opatrzyła go nagłówkiem "artykuł kontrowersyjny". Gorzej jeszcze dla
redakcji, że Jarek wprost opowiada się przeciw niemieckim zielonym za ich
"lewackość". Myślę, że redakcja podcina pod sobą zieloną gałąź, na
której jak na razie siedzi.
Jarek nie określa siebie "zielonym", nie uważa się ani za prawicę ani za
lewicę - czyżby został zwolennikiem "Centrum"? Sądząc po jego poglądach
(walka z zawsze lewicującym niezależnym ruchem ekologicznym i w Niemczech i w Polsce) -
chciałby on nas "zdekomunizować" na wzór prezydencki.
Umocnienie struktur ruchów ekologicznych chciałby zapewne zacząć od odrzucenia bazy
społecznej, która jak dotąd dawała im masowe poparcie. Jednocześnie użala się, że
miła mu "zaściankowa polska prawica" jest neofaszystowska i burżuazyjna i
dlatego zupełnie nie interesuje się ekologią. Lewica zawsze w Polsce będzie związana
z zielonymi, ponieważ jest również antytotalitarna, internacjonalistyczna i
antykapitalistyczna. Zieloni pozostaną partnerem socjalistów, niezależnie od
pojedynczych głosów "płytkich ekologów".
Do doświadczenia polskich i niemieckich zielonych warto dodać przykład z b. ZSRR -
istniejąca tam Rosyjska Partia Zielonych i Liga Zielonych Partii oprócz kontaktów z
rewolucyjnymi socjalistami (wchodzą razem do Komitetu Założycielskiego Partii Pracy),
są ściśle związane z syndykalistami i anarchopacyfistami (mówi się nawet o
możliwości ich połczenia).
Deklaruję być bardziej "zielonym" i mocniej "czerwonym".
Ideologicznego przywództwa w ruchu "zielonych" nikt się nie wyrzeknie. Można
się tylko dołczyć.
Janek Tomasiewicz
"Tygodnik antyrządowy" ńr 6
(przedruk)
POLEMIKA : ZGINŁOZIELONI - DRUGIE STARCIE
Uwielbiam polemizować, zwłaszcza w kulturalny sposób, dlatego polemika
J.Sierpińskiego (ZB 32 s. 36) sprawiła mi prawdziwą radość. Przyznaję memu
adwersarzowi rację - krytykowałem przede wszystkim "pewne tendencje
kulturowo-ideologiczne", a nie tylko konkretne propozycje programowe Die Grtnen.
Przyznaję się też do niejakiej niekonsekwencji: z jednej strony określiłem się jako
"ani-lewicowy-ani-prawico-wy", by z drugiej używać terminu "lewica"
nie wyjaśniając go. Naprawmy więc ten błąd. Pojęcia "lewicy" używałem
rozumiejąc przezeń pewien sposób myślenia opierający się na "utopii" -
apriorycznej wizji idealnego świata (by nie rozwodzić się nad tym za długo odsyłam do
recenzji książki Toma- sza Sowella "A conflict of Vision" w
"Stańczyku" nr 1/91). Utopią jest dla mnie jednak nie tylko
"etatyzm" (słusznie krytykowana przez J.Sierpińskiego wiara w omnipotencje
państwa), ale też anarchizm i libertarianizm, domagające się totalnego wyzwolenia
jednostki od wszelkich uzależnień.
Przy okazji chciałbym zauważyć, że nie wszyscy anarchiści dystansują się wzorem
kol. Sierpińskiego od postmarksistowskiej lewicy - "We are extreme, revolutionary,
left of the left" ( Jestemy ekstrema, rewolucjonistami, lewica lewicy) napisał Wayne
Price w nowojorskim miesięczniku anarchistycznym "Love+Rage" Vol. 2 No 8.
Niejednokrotnie to właśnie anarchiści domagają się, by panstwowe prawo naprawiało
krzywdy społeczne - np. "Without borders? An anarchist critique of free trade"
(Bez granic? Anarchistyczna krytyka wolnego rynku) w "L+R" Vol. 2 No 6 czy nawet
uniemożliwiało działalność ich przeciwnikom np. "ARA confronts racists"
(ARA przeciw rasizmowi - (ARA - Anti Racist Action) w "L+R" Vol. 2 No 6.
Mniej zachwyciła mnie polemika, która ukazała się w 6 (13) numerze
rewolucyjno-marksistowskiego "Tygodnika Antyrządowego" (Jan Tomasiewicz,
"Ekosocjaliści"). Publicysta "TA" wyraził swą głęboką
dezaprobatę dla redakcji ZB, która nie dość, że publikuje "nielewicowe"
teksty, to jeszcze nie opatruje ich ostrzeżeniem "Uwaga! Artykuł
kontrowersyjny". Janek nie zauważa w ogóle przewodniej idei mego tekstu: opcja
lewicowa nie jest jedyna możliwa w ruchu ekologicznym, że istnieja tex prawicowe nurty
ekologiczne, że ekologia jako taka stoi ponad podzialami politycznymi. Zdaniem mego
polemisty ekologiści byli, są i będą jednoznacznie "lewicowi", a próba
zmiany tego stanu rzeczy to "dekomunizacja na wzór prezydencki", która w
dodatku grozi utratą "masowego poparcia" ekologii ze strony lewicy (w naszych
warunkach słowa te brzmią po prostu autoironicznie).
Janek zarzuca mi brak obiektywizmu (nie kwestionując zarazem żadnego z podanych
faktów!), by w konkluzji szczerze wyznać: "Ideologicznego przywództwa w ruchu
zielonych nikt się nie wyrzeknie. Można się tylko dołączyć". Myślę, że to
zdanie kol. Tomasiewicza jest zarazem odpowiedzią na pytanie kol. Sierpińskiego:
"Co ma wspólnego tekst o zgniłozielonych z polskim ruchem ekologicznym?".
Jaroslaw Tomasiewicz
OBYŚ WEGETOWAŁ
"Vegetus" znaczy w łacinie "zdrowy, krzepki, świeży,
ożywiony". Oznacza człowieka z wigorem, zdrowego fizycznie i umysłowo.
Wegetarianizm to sposób życia zachowujący dobre zdrowie. Odpowiednie do słowa
"vegetus" polskie słowo to "jarski", czyli ktoś "jary", z
życiem, z wigorem i zdrowiem.
Ciekawe jest mistyczne skojarzenie słowa weganin z kosmicznym obiektem, z gwiazdą Wegą.
Weganin to zarówno człowiek z gwiezdnego układu, którego centrum jest gwiazda
"Wega", a z drugiej strony osoba odżywiająca się warzywkami, potocznie (w
światku jarskim) "warzywniak" lub "warzywko".
Rdzeń słowa "wegetarian" czyli "wegeta" pochodzi z angielskiego i z
tego języka całe to słowo przyszło do j.polskiego, chociaż praźródło jest w
łacinie. Konkretne znaczenie słowa to kilka rdzennych przykładów ze słownika:
1) "vegetable" [wedżiteebl] -
a) roślina,
b) jarzyna; warzywo (zatem dotyczy po pierwsze świata roslin w szerszym sensie, a w
węższym sensie świata warzyw);
2) "vegetal" [wedżitl] - roślinny;
3) "vegetate" ['wedżtejt] - (o roślinie) rosnąć, (o człowieku) wegetować;
4) "vegetation" ['wedżitejszen] -
a) wegetacja (okres wzrostu roś- lin),
b) roślinność (wegetować to wzrastac!).
Myślę, że tych kilka przykładów pokazuje jasno sens oryginalnego słowa
"wegetarianizm" jako roślinnego i rozwojowego (sic!) sposobu życia! A
ponieważ życie zależne jest w znacznej mierze od żołądka, to i styl życia musi
kłaść nacisk na jedzenie.
Już Hipokrates twierdził (także starożytni Chińczycy), że zdrowie i życie zależy
od żołądka, od tego, co do niego wkładamy. Może tzw. lekarze zaczną stosować się
do reguł Hipokratesa, w imię którego przysięgają. Wtedy podstawą medycyny byłoby -
wlasćiwe tj. jarskie odżywianie, preparaty ziołowe a więc zielarstwo (!), masaże,
nacierania, kąpiele, a także chirurgia.
Jarstwo nie jest korzystne w medycynie, bo zredukowałoby liczbę pacjentów o około
50-90%, a co za tym idzie i liczbę lekarzy. Środowisko ratuje się jak może karmiąc
chorych rosołkiem i mięskiem. Życzę lobby medycznemu, aby zabrakło mu pieniędzy na
wszystko. Może zauważą dwa leki - zioła i jarskie odżywianie!
Jarstwo nie jest korzystne dla lobby rolniczo-hodowlanego, gdyż dzięki przetwórstwu
mięsa i mięsopochodnych produktów możnaby wysłać ok. 85% rolników z torbami! Lobby
nie chce jarstwa w podręcznikach żywienia. Lepiej wyniszczać Matkę-Ziemię nadmierną
produkcją rolniczą, produkować paszę dla zwierząt tuczących się u rolnika -
Baby-Jagi (świnka to Małgosia, a świnek to Jaś).
Lobby medyczne i lobby rolniczo-hodowlane! Obyście nie miały żadnych dotacji i zdechly,
razem z błędnymi kierunkami waszego rozwoju! Etyczna strona lekarzy, którzy szpikują
ludzi chemikaliami, zamiast dać im marchewkę z pietruszką jest godna osobnego eseju.
Przemysł farmaceutyczny też zdechnie w społeczeństwie jaroszy więc nie lubi
"wegetusów" pospołu z lekarzami. Lepiej truć i leczyć, w ten sposób zarabia
i rzeźnik i farmaceuta i lekarz! Po co więc leczyć człowieka skutecznie!? A
Hipokratesa w grobie skręca, prawdopodobnie na oba boki naraz.
Cieszę się, że brak jest funduszy jest na skorumpowaną ekipę tzw. lekarzy i
rolników. Szkoła też powinna upaść. Nie uczy bowiem jak zdrowo żyć i rozwijać się
w społeczeństwie. A to jest podstawa edukacji, by wyedukować społeczeństwu jednostki
zdrowe fizycznie i psychicznie. A szkoły produkują frustratów. Nauczyciel musi być
żywym przykładem.
Wegetarianizm też jest na czerwonym indeksie. Niestety rdzeń słowa wskazuje na wzrost i
rozwoj. Dla zachowania konserwatywnego społeczeństwa dietka mięsna jest w sam raz.
Czerwoni mieli ściśle tajną i poufną informację, że osobnicy przestający jeść
mięsko przestają się poddawać presji praw rządzących tłumem. A zatem wyrywają się
spod kontroli. Stąd rutynowe prześladowania wegetarian przez oficerów Ludowego Wojska
Polskiego w czasie pełnienia tzw. służby wojskowej. Wegetarian to był wariat i do
czubków go trzeba!
Inny aspekt to tylko tyle, że mięsne odżywianie jest podstawą do innych nałogów.
Człowiek jedzący mięso normalnie, jak wszyscy przeciętni, gdy nagle przechodzi na
jarskie odżywianie, doświadcza wielu przykrych doznań. Tych samych przykrości, tylko
zwykle mocniej, doznaje każdy, kto jest na odwyku od alkoholu, nikotyny i innych
narkotyków. Narkomania ma swój korzeń w jedzeniu mięsa. Społeczeństwo znarkotyzowane
jest społeczeństwem lęku. Siny dym papierosa jest "kolorem" tego lęku. Tylko
osoba w której siedzi chroniczna fobia lękowa może zostać nikotynistą, alkoholikiem
lub popaść w stan uzależnienia od innych narkotyków. Kwas, który jest w mięsie
"wprowadza" poczucie zagrożenia do biologicznego organizmu.
Jedzący mięso po gwałtownym przejściu na jarstwo zwykle przez kilka miesięcy
odczuwają jakieś słabości, dreszcze, głody do mięsa, aż do bólu i płaczu, oraz
wiele innych symptomów, charakterystycznych dla odwyku od trucizny narkotycznej.
Sadyzm, masochizm, skłonność do gwałtu i przemocy, skłonność do okrucieństwa jest
typowa dla środowisk w których zjada się duże ilości mięsiwa, a szczególnie
surowego z krwią. Właściwa resocjalizacja kryminalistów powinna zasadzać się na
całkowicie wegetariańskim odżywianiu i to bardzo radykalnym. Jest to jedyne
długofalowe lekarstwo. Totalne jarstwo wyklucza tutaj palenie papierosów, a także
niektóre jarskie produkty, które są substytutami dla mięsa (biały cukier, herbata,
kawa naturalna). Środowiska przestępcze cechują się skłonnością do narkomanii,
okrucieństwa, samookaleczania etc. Niestety lobby zwane więziennictwem, a lepiej
służba penitencjarna, musi najpierw dać dobry przykład. I znów wielu straciłoby
pracę w ciągu kilku lat przy takiej idealnej resocjalizacji.
Kwas moczowy ma właściwości uzależniające podobnie do kofeiny. Wiele chorób przewodu
pokarmowego ginie natychmiast po zmianie odżywiania. Wegetarianizm też zwiększa
odporność na stres. Przechodzenie na jarskie odżywianie w sposób gwałtowny - z dnia
na dzień - dobrze połączyć z terapią antylękową. Jarstwo bowiem, jako lek, jest
lekarstwem długo i powoli działającym. Intensywny, głęboki trening uwalniający od
lęku pozwoli złagodzić symptony odwyku, które w niektórych wypadkach są bardzo
silne.
W medycynie znamy lecznicze właściwości warzyw owoców i zbóż oraz ziół. Jest wiele
opracowań na ten temat. Co do mięsa znamy tylko właściwości trujące, toksyczne,
jadowite i uzależniające.
Oczywiście im bardziej uzależniona jest masa robotniczochłopska, tym łatwiej jest
rzdzić taką zniewoloną masą. Takie były tajne wytyczne stalinowskie. Nawet w
starożytnych armiach dawano żołnierzom mięso do jedzenia, aby byli bardziej waleczni,
czytaj agresywni i okrutni. Stalin i Hitler dawali takie same zalecenia, chociaż - o
ironio - niekoniecznie na własny użytek.
Jak zacząć "kierunek - zdrowe życie"? Natychmiast usunąć z jadłospisu
słoninę, smalec, wieprzowinę, kurczęta, kaszankę, czerninę, salceson, tatara (vel
inwalidę) i tym podobne.
Chrześcijaństwo! O ironio losu! Apostołowie porzucili swój zawód rybakow - jako, że
była to forma zbrodni rybobójstwa, nie do przyjęcia przez Jezusa Chrystusa. Oni,
apostołowie, dali przykład, jak zwrócić się do Jezusa, a dzisiaj większość
chrześcijańskiego duchowieństwa obżera się mięsiwem wszelkiego rodzaju. Ci pierwsi
przestali lowic bo to był ciężki grzech i zbrodnia, a zaczęli lowic dusze ludzi dla
Królestwa Niebiańskiego. Obecna (od IV w.n.e.) degeneracja klerykalna woli jednak
zjadać rybkę zamiast otrzymywać Ducha Świętego i ludzi kierować na rozwojową
drogę.
Przynajmniej 70% statystycznych chorób ma swoją przyczynę podstawowa w złych nawykach
żywieniowych. Badania jasno wskazują na to, które grupy produktów są najbardziej
przydatne dla ludzkiego organizmu.
1. Ziarna zbóż, nasiona, strąkowe (fasola, groch, bób, soczewica, soja), warzywa
(krótko gotowane) i jarzyny surowe, orzechy.
Metabolizm ogólnie harmonijny, zrównoważona aktywność psychofizyczna, zaburzenia
występują bardzo rzadko. Natura intuicyjna i estetyczna, wrażliwość na czystość,
piękno i harmonię.
2. Warzywa i jarzyny (krótko gotowane i surowe).
Rozwija się łagodność i sceptycyzm. Glowne zaburzenia - skórne, układu oddechowego i
wydzielniczego; chroniczne zaburzenia jelitowe.
3. Owoce, soki owocowe, orzechy.
Sentymentalizm, nerwowość, krytykanctwo, uczuciowość. Zaburzenia - układu
trawiennego, jelit i narządów reprodukcyjnych.
4. Cukier biały, słodycze na cukrze białym (ciasta, ciasteczka, cukiereczki, herbatki z
dużą iloś-cią cukru, wszystko słodzone).
Iluzoryczna psychika, schizofrenia, nerwowość, otyłość, cukrzyca, choroby skórne,
choroby zębów, choroby układu nerwowego, newralgie, choroby zmysłów (wzroku, słuchu,
węchu, smaku i dotyku), chroniczne dolegliwości trawienne, zaburzenia układu
wydzielniczego, choroby nerek, narkomania, choroby funkcji reprodukcyjnych. A kochana
rodzinka jeszcze kompociki na cukrze do szpitala przynosi, by dobić pacjenta i spadek
przechulać, a lekarz z grabarzem pospołu dxem na śniadanie dają i kawę zbożową lub
herbatkę - koniecznie z cukrem - i jeszcze chcą dotacji od budżetu państwa! A won
pierony od żłobu.
5. Nabiałowe (mleko, twaróg, ser, śmietana, jogurt, jaja etc.)
Powolność, reakcje przytępione (uwaga kierowcy!), schorzenia skórne, odkladanie sluzu
i tluszczu, zaburzenia serca i układu krążenia, choroby woreczka żółciowego,
śledziony, trzustki; torbiele, nowotwory łagodne i złośliwe, otyłość.
6. Mięso, drób, ryby, jaja.
Upór, nieustępliwość, obraźliwość, urazy, bestialstwo, okrucieństwo, gwałt
(przemoc, jak i w sensie seksualnym), skłonności materialistyczne, zmysłowość,
zdolności mechaniczne. Zaburzenia - serca i układu krążenia, układu trawiennego
(jelito cienkie), alkoholizm, nikotynizm, narkomania, guzy wrzody, nowotwory złośliwe,
skleroza, żylaki, depresje.
7. Przyprawy, stymulatory, używki (tzw. ostre jedzenie, w tym nadmiar soli, papryki,
herba-\A ta, kawa i in.).
Drażliwość, niestałość emocjonalna, wybuchowość. Zaburzenia - ciśnienia krwi,
serca, układu krążenia, nerek, układu wydzielniczego, rozregulowanie funkcji
reprodukcyjnych.
Dolegliwości eskalują, gdy dana grupa stanowi ponad 40% całego pokarmu! Zmiana
odżywiania, szczególnie w szpitalach, to sposób na naprawienie służby zdrowia.
Jedzenie jarskie jest tasze, bo maleją nakłady na szpitalnictwo i medycynę i maleją
koszta utrzymania rolnictwa! Zostałoby 20-30% rolników z prawdziwego zdarzenia, a może
i znacznie mniej na obszarze ok. 15-30% dotychczasowego areału. Zamiast żywić zbędne
trzody, czas zacząć zdrowo żywić ludzi.
Przykra sprawa, jednak nawet małe ilości produktów danej grupy mają swoje
oddziaływanie. Połączona grupa mięsno-nabiałowo-cukrowa jest najlepsza do użytku w
obozie koncentracyjnym, w łagrach itp. Należy też zalecać i zachwalać znienawidzonym
wrogom, aby się szybko sami wykończyli!
Lekarzu, zamiast wołać o pieniądze na drogi sprzęt do leczenia nerek, zaaplikuj
pacjentom grupowo pogadankę o odżywianiu! Taniej i zdrowiej! Ale pseudomedyk nie chce
dbać o zdrowie człowieka. Lepiej mieć ładną statystykę udanych operacji nerek,
przeszczepów - jakby się udały - i dużo parszywie drogiego sprzętu do leczenia
chorych z niewłaściwego odżywiania. Oto nowoczesna pseudomedycyna.
Jeszcze uwaga klimatyczna, dla osób zasiedziałych w różnych strefach, co do
ważności, wszechstronnści odżywiania i preferencji. Są drobne, ale istotne
odstępstwa.
Klimat tropikalny - owoce, miód, śmietana, oleje, napoje, soki, zioła, woda, warzywa,
zboża.
Klimat umiarkowany - zboża, strączkowe (fasola, groch itd.), warzywa, orzechy, owoce,
grzyby, mleko kozie, sery (kozie), miód, śmietana, napoje.
Klimat chlodny - zboża, strączkowe, warzywa, orzechy, mleko kozie, jaja (rzadko),
grzyby, oleje, owoce, napoje, soki, zioła.
Wydaje się, że strefa tropikalna ma osobne prawa, jednak badania współzależności
odżywiania i dolegliwości pochodzą głównie z USA, Kanady, Wlk. Brytanii, Francji i
Niemiec. Dane klimatyczne są z innych źródeł, ukazując wielką zbieżność. Tyle
wynotowałem dla zdrowia i życia z początkiem lat 80-tych z literatury anglojęzycznej.
Uff!
Nadmienię, że dane o wpływie grup pokarmowych na zdrowie leżą w sejfach WHO, która
zresztą od wielu lat uważa jarstwo za medycznie najlepszy system odżywiania. Znany jest
eksperyment odżywiania się tylko mięsiwem wszelkiego rodzaju. Pierwsze zgony w grupie
eksperymentalnej odstraszyły eksperymentatorów i ludzki materiał doświadczalny.
Eksperyment odbył się jeszcze w latach siedemdziesiątych.
Wielu początkujących wegetarian przejawia sporą dozę agresji, nie tylko w stosunku do
odżywiających się mięsem. Często jest to reakcja narkomana na odwyk, który nie
wytrzymuje głodu. Ten głód narkotyczny mija zwykle po kilku miesiącach odwyku. Czasem
trwa i kilka lat. Konfliktowa sytuacja z otoczeniem, presja otoczenia, nie ułatwia
odwyku. Jest to podobne do osoby, która porzuciwszy palenie papierosów lub pijaństwo,
jest agresywnie nastawiona, by jednak "raz" zapalić lub wypić
"jednego", bo napewno nie zaszkodzi.
Niewątpliwie wegetarianizm na szerszą skalę oznacza całkowitą zmianę tego systemu
materialistycznego, którego podstawą jest mięsiwo. Reforma medycyny, likwidacja
monopolu papierosowo-alkoholowego, a także narkotycznego, likwidacja przemysłu
rzeźniczego i monopolu paszowo-hodowlanego, czyli większości rolnictwa, likwidacja
przemysłu zbrojeniowego i armii i kilkanaście innych gałęzi, jak chociażby reforma
farmacji, szkolnictwa, systemu penitencjarnego. Globalną przemianę trzeba rozpocząć od
służb medycznych, rolnictwa i więziennictwa.
Kryminalista jest człowiekiem chorym psychicznie wskutek wychowania i odżywiania. Tak
samo zawodowy żołnierz. Hipolit Rzymski pisał, że tak katechumena jak i winnego
należy z kościoła wyrzucić jeśliby chciał wstapic do wojska, gdyż służba wojskowa
jest lekceważeniem Boga. Ale to było w początku III w.n.e. To była Tradycja Apostolska
żywcem od Jezusa, a dziś klerykowie armiom "chrześcijańskim" błogosławią.
Tak wielce Boga się powszechnie lekceważy. Jezus, gdyby nie to, że wstąpił do
niebios, pewnie by się w grobie skręcił w korkociąg.
Niewątpliwie jarstwo budzi ducha pacyfistycznego. Jest to częścią zdrowego życia, tak
bardzo nielubianego przez Armię Czerwoną, KGB i inne mafie oraz lobby niezdrowego
życia. Ciekawe, że podstawą satanizmu jest poderżnięcie gardła, zabicie zwierzęcia
lub człowieka, gwałt i przemoc. Czy rzeźnia nie jest kościołem szatana? A rzeźnik
czyż nie jest w tym kościele kapłanem?
JAROSZ vel Ryszard Matuszewski
"Jesteście pacyfistami w najlepszym tego słowa znaczeniu" powiedział biskup
polowy do żołnierzy polskiego kontyngentu ONZ.
IM DALEJ W LAS.. TYM WIĘCEJ ELEKTROWNI ATOMOWYCH
Przed rokiem, poproszeni przez Zielonych z Czecho-Słowacji, którzy przekazali nam
wyczerpujące materiały źródłowe o elektrowni atomowej w Kacerovcach na Słowacji,
rozpoczęliśmy społeczną akcję protestu. Po opublikowaniu materiału w sprawie planu
budowy Kacerovców, oraz innych działaniach, uzyskano wielkie zainteresowanie ze strony
społeczeństwsamorządów lokalnych, a w konsekwencji mass mediów. Protest lokalnej
społeczności został zauważony i sprawą zajęły się najwyższe władze Polski.
Powagi i wytrwałości starczyło jednak tylko na wymianę pism, wysłanie noty
dyplomatycznej i pełne otuchy słowa poparcia dla społecznych działań w tej sprawie.
Obecnie panuje wśród urzędników niczym nie uzasadnione przeświadczenie, że plany
budowy elektrowni atomowej Kacerovce i związana z nimi koncepcja przerzutu wody z Popradu
to sprawy poniechane.
Wobec tego kilka osób rozpoczęło część drugą akcji, w wyniku której zebrano około
4 tysiące podpisów pod protestem w sprawie Kacerovców. Podpisy przekazano w depozyt do
Parku Krajobrazowego, powołanego dla ochrony terenów Doliny Poprady i wystąpiono do
Ministra Ochrony Środowiska o kontynuację działań i oficjalne oświadczenie w sprawie
planów Czecho-Słowacji.
Milczenie na temat atomowych planów jest tym bardziej niepokojące, że mają miejsce
liczne i przyjacielskie spotkania samorządów lokalnych z Czecho-Słowacji i Polski,
które stwarzają okazję do otwartych rozmów. A jest o czym rozmawiać, gdyż - jak się
dowiadujemy - na terenie Czecho-Sło- wacji działa skompromitowana i nie mająca wielkiej
przyszłości u siebie w domu niemiecka firma SIEMENS. Zabiega ona, co gorsza z
powodzeniem, o testowanie swoich wyrobów w formie eksperymentalnych i nigdzie nie
sprawdzonych inwestycji atomowych:
ŚLEPA RZĄDZA PIENIĄDZA , CZYLI JAK W NOWOCZESNEJ POLSCE LECZY SIĘ Z
NIEMODNEGO ALTRUIZMU
W Polsce działa wiele ruchów i organizacji ekologicznych, których członkowie
pracują "za frajer" oddając czas i prywatne pieniądze na ratowanie przyrody.
Wkrótce już nie będą.
Parlament Europejski proponuje m.in. inicjatywę "Ekologiczne Cegły Wspólnego Domu
Europy" (I.E.B.). Jedna z polskich organizacji ekologicznych "Pracownia na rzecz
wszystkich istot" zgodziła się nieopatrznie być koordynatorem tej inicjatywy w
Polsce. Europejskie biuro koordynujce inicjatywę pomocy (m.in. w ramach ekokonwersji
długów) przyrodzie państw pokomunistycznych wysłało do społecznych organizacji w
tych państwach dokumentację obszarów chronionych. Pięć niewielkich pudełek zostało
wysłanych z wiedeńskiego biura Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF) także do
polskiej "Pracowni..." z adnotacją: "zollfrei.Geschenk der
EC/Brussels" (wolne od cła, dar Wspólnoty Europejskiej, Bruksela). Do innych
krajów przesyłki te dotarły bez przeszkód. W Polsce ugrzęzła najpierw na przejściu
granicznym w Chałupkach, a potem na odprawie celnej w Bielsku-Białej
(Czechowicach-Dziedzicach). Od cła ostatecznie - po wielogodzinnych sporach -
odstąpiono, ale za wypisanie dokumentu SAD (jesteśmy w Europie!!!),
"składowanie", "od i załadunek", "rozmowy telefoniczne"
itp. Chałupki zażądały 240 tys. zł, a Czechowice-Dziedzice kolejne 250 tys. zł,
które zrozpaczona osoba, po spędzeniu sześciu godzin na wyjaśnianiu o co chodzi,
wożeniu paczek z jednego miasta do drugiego, na swój koszt, zapłaciła.
Dla polskich celników był to po prostu "import pięciu skrzyń drobnicy" i na
nic zdały się wyjaśnienia ekologów. Pan wypisujący kolejny SAD w Czechowicach-
Dziedzicach powiedział szczerze, że ekologia nic go nie obchodzi tylko własny interes.
Ponieważ miesięczny wpływ ze składek płaconych przez członków
"Pracowni..." wynosi właśnie 500 tys. zł i są to pieniądze dawane
dobrowolnie właśnie na ratowanie przyrody a nie budżetu państwa,
"Pracownia..." proponuje panu ministrowi finansów lub dyrektorowi Urzędu
Celnego wpłacenie tej kwoty jako darowizny na ratowanie przyrody, ponieważ o tę kwotę
darczyńcy zostali "okradzeni" (swoje pieniądze dali na inny cel).
"Pracownia..." przestrzega również wszelkich altruistów, którzy chcieliby
społecznie robić coś dla przyrody w tym kraju - jeśli chcecie pracować za darmo
musicie najpierw zebrać miliony na przyszłe opłaty za tę działalność albo
wyemigrować na ten czas (przyroda nie zna granic). A już na pewno nie wolno utrzymywać
kontaktów z zagranicznymi organizacjami ekologicznymi i Wspólnotą Europejską, bo a
nuż oni coś wyś- lą do Polski, a wtedy - znając biedę ekologów - jeszcze wasze
wnuki będą ścigane przez komornika.
Na koniec gorzka uwaga: Żaden "własny interes", nawet celnika czy ministra,
nie jest możliwy bez zachowania biologicznej podstawy życia, czyli owej ekologii. Jednak
jest to nasz wspolny interes i zarówno nasze dzieci, jak i dzieci celników czy
finansistów oddychaja tym samym powietrzem. Skoro więc ludzie, ktrym się nie przelewa,
dają darowizny na ratowanie wspólnaj przyrody, to nie wolno ich zabierać robiąc
własny biznes - bo to grzech. Smuci też, jeśli państwo polskie będzie zarabiało na
społecznych ruchach ekologicznych. Sądzę jednak, że jeśli złoczyńca zrozumie swój
błąd i odda, co nie jego, grzech zostaje wymazany. Dlatego podajemy konto SEE
"Pracowni na rzecz wszystkich istot": PKO Bielsko-Biała 7517-173889132.
A.Janusz Korbel
członek obsady
Stacji Edukacji Ekologicznej
KUCHENKI MIKROFALOWE NIEBEZPIECZNE!
Mikrofale 3-30 GHz przechodzą przez wszystkie materiały, nawet częściowo
opakowane. Działanie ich w kuchenkach mikrofalowych jest skomplikowane, a efekty
uzyskiwane przez dłuższy czas zachwycały: szybkie gotowanie, rozmrażanie,
przygotowywanie posiłków - to główne zalety kuchenek mikrofalowych. Wkrótce okazało
się, że wad jest niestety wicej.
Promieniowanie emitowane przez kuchenki mikrofalowe (powyżej 3 mW/cm ) jest szkodliwe dla
komórek i systemu odpornościowego człowieka. Mikrofale powodują u ludzi akumulację
acetycholiny (substancji hormonalnej), która jest odpowiedzialna za wiele zaburzeń
(nawet przy słabym natężeniu promieniowania mikrofalowego). Gordon i Dardhalon
stwierdzili, że każda dawka promieniowania mikrofalowego jest szkodliwa, a normy (bardzo
liberalne) szczególnie w urządzeniach tanich, słabej i średniej jakości, nie są
przestrzegane. Osoby używające kuchenki mikrofalowej (badania amerykańskie) początkowo
odczuwają bóle głowy pod koniec dnia, zaburzenia snu i nerwowość za dnia, często
występują też symptomy zatrucia, zaburzenia erekcji czy menstruacji, zaburzenia pracy
serca. Promieniowanie kuchenki mikrofalowej 30 GHz zmienia pole magnetyczne w promieniu
3-5 metrów.
Ręka włożona przez przypadek do działającej kuchenki mikrofalowej w ciągu kilku
zaledwie sekund będzie spalona, komórki zniszczone do szkieletu (jedynym rozwiązaniem -
będzie amputacja). Dlatego też każda kuchenka musi być wyposażona w automatyczny,
działający bez zastrzeżeń "stop" w momencie otwarcia drzwiczek. Tymczasem
spośród wielu typów amerykańskich i zachodnio-europejskich kuchenek mikrofalowych
przetestowanych przez organizacje konsumenckie, jedynie MOULINEX FM-2735 T i PANASONIC
NN5557 B gwarantują pod tym względem bezpieczeństwo. Nie gwarantują takowego inne
produkty amerykańskie, zachodnioeuropejskie ani azjatyckie.
Potrawy przygotowywane w kuchenkach mikrofalowych (pieczone bądź jedynie rozmrażane)
nie zawierają już żadnych aktywnych witamin, nie mają żadnych wartości odżywczych.
Mimo zachowania swej jakości widocznej gołym okiem, potrawa traci pozostałe swoje
właściwości po napromieniowaniu mikrofalami.
Jeśli temperatura gotowania nie osiągnie 70 C, niektóre bakterie przeżyją. Mięso
wołowe, baranina, konina, w kuchenkach mikrofalowych nie osiągają temperatury wyższej
niż 50-60 C, co nie jest wystarczające do zabicia bakterii, np. typu salmonella.
MANIFEST KOMITETU DO SPRAWY DEZ-AMERYKANIZACJI KULTURY ORAZ
RE-INTELEKTUALIZACJI ŻYCIA SPOŁECZNEGO
SMAROWIDŁO MARLENEZ
Niniejszym patentuję doskonałe, łatwe w przygotowaniu, ZDROWE smarowidło do
chleba.
Składniki:
MINISTER OCHRONY ŚRODOWISKA, ZASOBÓW NATURALNYCH I LEŚNICTWA PROF. DR
HAB. STEFAN KOZŁOWSKI
Co się udało podczas mojego dotyczczasowego urzędowania?
Myślę, że udała się pierwsza rzecz: otwarcie się Ministerstwa na ruchy i organizacje
społeczne, na środki masowego przekazu. Zostało powołane Biuro Prasowe, ktre nie tylko
wydaje komunikaty, zamieszcza sprostowania, organizuje spotkania, wydaje dzienny i
tygodniowy biuletyn publikacji ochrony środowiska, ale nawiązało także kontakty ze
społecznymi inicjatywami proekologicznymi. Jest wreszcie Rzecznik Prasowy i sądzę, że
komunikacja między tym Ministerstwem a społeczeństwem w istotny sposób się
poprawiła. Myślę, że nastąpiło istotne przełamanie w zakresie pewnych istniejących
jeszcze do niedawna nieporozumień w relacji: ochrona środowiska - samorządy lokalne.
Staramy się wygaszać szereg konfliktów, które powstają m.in. między parkami
narodowymi a gminami. Wiąże sie to z otwarciem się w stosunku do samorządów
terytorialnych. Staram się dużo jeździć po kraju i nawiązywać bezpośrednie kontakty
z wojewodami, sejmikami samorządowymi, z organizacjami społecznymi.
Staramy się też zmienić styl pracy tego Ministerstwa. Chcemy, aby szybciej reagowało
na sprawy istotne, a często wręcz konfliktowe. Wiąże się to ze zmianami, jakie
zachodzą w Gabinecie Ministra, gdzie przychodzą nowi ludzie i gdzie nastąpi zmiana
stylu urzędowania, sposobu pracy.
Podjęte zostały bardzo szerokie działania w skali międzynarodowej. Udało się w
Suwałkach podpisać porozumienie z pięcioma krajami, tzn. z Obwodem Kaliningradzkim,
Litwą, Łotwą, Białorusią, Ukrainą w zakresie rozszerzenia idei Zielonych Płuc
Polski na wymienione kraje. Chcemy stworzyć Zielone Płuca Europy, jako element programu
ekologii Europy, który przedstawimy w Genewie w końcu tego roku.
Przy pomocy Europejskiej Komisji Gospodarczej odbyła się w Warszawie duża konferencja
chemiczna, gdzie zapadły postanowienia o utworzeniu informacyjnego i promocyjnego centrum
na styku ekologii i przemysłu chemicznego w Warszawie.
W maju odbędzie się wielka konferencja: ekologia a proces prywatyzacji. Uważamy, że
podczas prywatyzacji przedsiębiorstw powinny być dokonywane przeglądy ekologiczne, a
ochrona środowiska musi być brana pod uwagę w procesach prywatyzacji.
Jesteśmy już bardzo zaawansowani jeśli chodzi o umowę dwustronną w zakresie ochrony
środowiska między Polską a Czecho-Słowacją. Chcielibyśmy tę umowę podpisać w
maju. Podobną umowę przygotowujemy z Ukrainą i Niemcami, a w dalszej kolejności z
Białorusią (wcześniej podpisano już taką umowę z Litwą). W tym roku chcielibyśmy
doprowadzić do podpisania dwustronnych umów, które w istotny sposób regulowałyby
główne problemy na pograniczu Polski. Za parę dni podpisana zostanie konwencja
helsińska, która otworzy inwestycje ochrony środowiska w Zlewni Morza Bałtyckiego. W
trakcie wizyty w Niemczech uruchomiliśmy mechanizmy finansowania przedsięwzięć
ekologicznych na pograniczu polsko-niemieckim.
Również, jeśli chodzi o finanse, nastąpił istotny zwrot w Narodowym Funduszu Ochrony
Środowiska. Na skutek istotnych zmian w składzie Rady NFOŚ udało się przeprowadzić
zmianę Prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, a dzięki temu Ministerstwo
uzyskało znacznie większą kontrolę i dużo lepszą współpracę z Narodowym Funduszem
Ochrony Środowiska. Ten bardzo ważny element finansowania przedsięwzięć jest w tej
chwili dość ściśle zsynchronizowany z pracami Ministerstwa.
Otwarty został oficjalnie Bank Ochrony Środowiska, w którym NFOŚ ma około połowę
udziałów, a zatem przez ten bank również istnieje możliwość oddziaływania na
sposób inwestowania w ochronie środowiska.
Jesteśmy w końcowej fazie prac nad utworzeniem Ekofunduszu czyli funduszu na rzecz
obsługi ekokonwersji polskiego zadłużenia w wysokości 10% tegoż zadłużenia. Nowy
mechanizm byłby kolejnym strumieniem środków, które moglibyśmy skierować na ochronę
środowiska.
To byłyby najważniejsze sprawy, które w ciągu minionych trzech miesięcy udało się
zrobić.
Czego zaś się nie udało?
Nie udało się w istotny sposób przyspieszyć rozporządzeń wykonawczych do już
uchwalonych ustaw. Mamy duże zaległości, ktrych przyczyną w dużej mierze jest
konieczność uzgodnień midzyresortowych.
Mamy duże zaległości w zakresie wydawania rozporządzeń wykonawczych oraz decyzji
administracyjnych. Ogromna ilość odwołań, które - w związku z nowym systemem
gospodarki rynkowej - spadły na Ministerstwo, powoduje, że mamy zatory w wydawaniu
decyzji administracyjnych. To musi zostać rozwiązane, ale dotychczas jeszcze tego nie
potrafiliśmy.
Nie podjęto jeszcze radykalnych działań w zakresie zmiany struktury tego resortu, jest
to przewidziane jako faza późniejsza.
Nie udało się przejąć CELORu- czyli ochrony radiologicznej - uporządkowania
informacji i systemu informowania o zagrożeniach Polski.
Nie udało się przejąć planowania przestrzennego, jakkolwiek poprawiliśmy znacznie
projektowaną ustawę o gospodarce przestrzennej.
Nie rozstrzygnięta jest sprawa sporu z Trybunałem Konstytucyjnym, a dochodzące w
ostatnim czasie informacje wskazują, że mamy wielką szansę na przegranie tego procesu,
co byłoby z wielką szkodą dla idei polityki ekologicznej, a szczególnie polityki
regionalnej. Przegranie tego procesu w Trybunale Konstytucyjnym uniemożliwiłoby
praktycznie tworzenie ekologicznej polityki regionalnej. Przegrałby Śląsk.
Tego nam się jeszcze nie udało. Przez te trzy miesiące musiałem przede wszystkim
poznać to Ministerstwo. Myślę, że w tej chwili dużo więcej wiem o mechanizmach
kierujących pracą tego Ministerstwa i sądzę, że dopiero teraz można myśleć o
bardziej radykalnych zmianach. Okazuje się, że nauczenie się systemu działania tak
dużej instytucji wymaga pewnego czasu. Zyskałem w tym czasie większą świadomość
mechanizmów tu rządzących, a i większą umiejętność działania, ale efektów
jeszcze w pełni nie widać, bo działania te mogłyby zaowocować w następnych
kwartałach tego roku.
prof. dr hab. Stefan Kozlowski
UWAGI NA MARGINESIE
Niewątpliwą zasługą nowego ministra jest otwarcie resortu dla ruchów i
organizacji ekologicznych - ekolodzy nie są już intruzami w gmachu przy Wawelskiej (a
przynajmniej nie w gabinecie ministra i biurze prasowym). Dostajemy też odpowiedzi na
publikowane w ZB artykuły, co za poprzednich ministrów się nie zdarzało. Brak jak na
razie realnych efektów w skali makro (umów międzypaństwowych do nich nie zaliczam)
można tłumaczyć krótkim stażem nowego ministra, a przede wszystkim nikłym wpływem
tego resortu na bieg spraw w Polsce. Dziwi natomiast obrona (z uporem wartym lepszej
sprawy) "koncepcji regionalizacji". (O skandalicznym wyroku Trybunału
Konstytucyjnego minister mówi w niemal każdym z licznych wywiadów.)
Miałem okazję zapoznać się z materiałami z przegranego przez ministerstwo procesu
przed Trybunałem Konstytucyjnym i "niestety" muszę podzielić stanowisko
sądu. (Trybunał uznał, że naliczanie opłat w podwójnej wysokości za emisję
zanieczyszczeń do atmosfery w woj. krakowskim i katowickim jest sprzeczne z
konstytucją.) Oczywiście gleba, woda i powietrze muszą mieć różne ceny w rónych
częściach kraju, oczywiście w Polsce powinna istnieć polityka regionalna, ale sposób
jej realizacji lansowany dotychczas przez MOŚZNiL jest nie do przyjęcia. Natomiast
ministerstwo, zanim po raz kolejny przegra sprawę przed Trybunałem, powinno sobie
odpowiedzieć na pytania:
MINISTERSTWO ZA OTWARTYMI DRZWIAMI
Obietnice min. Kozłowskiego w sprawie organizowania comiesięcznych konferencji dla
ruchów ekologicznych stały się faktem. Uczestniczyłem w takim spotkaniu 4.4. Pojawili
się na nim, oprócz Eryka Mistewicza i ministra, także przedstawiciele paru
departamentów (brakowało wodnego).
Spotkanie miało charakter interwencyjny. Główne problemy dotyczyły Narwi:
konieczności wykupu ok. 500 ha ziemi w celu powstrzymania degradacji parku.
Do wykupu potrzeba 1 mld zł (1 ha - 2 mln zł), obecnie wstrzymano na ten cel dotacje.
Inna sprawa: wycinka lasów grądowych wzdłuż Odry z uwagi na rzekome zagrożenie
powodziowe, które te lasy mają powodować. Powiało grozą po informacji o uchwale
samorządu podwarszawskiej Kobyłki o pozbawieniu charakteru ochronnego lasów prywatnych.
Oczywiście uchwała ta jest niezgodna z prawem, pokazuje jednak na pewne symptomy
zjawiska zwanego zarabianiem za wszelką cenę.Mówiono też o antyekologicznej polityce
burmistrza Mokotowa (do sprawy wrócę w szerszym materiale za miesiąc).
Generalnie ważne, że mamy możliwość otrzymania odpowiedzi w sprawach zapalnych.
Poruszone tematy ministerstwo ma rozpatrzyć w ciągu miesiąca.
W czasie spotkania wróciła kwestia polowań. Chodzi o tzw. "zwiększenie zakresu
dostępu do łowiectwa" i "produkcję racjonalną w leśnictwie i
łowiectwie".
W myśl projektu nowej ustawy o łowiectwie, właściciele gruntów mogą robić z
obecnymi na ich gruntach zwierzętami co im się żywnie podoba. Mogą łatwiej też
otrzymać licencję myśliwego (uproszczone egzaminy). Na pocieszenie skrócono okres
krwawych łowów na gatunki błotne ptaków, jarząbka, wilka. Zwykle okresy ochronne
wzrastają o 2 tygodnie. Obecnie życie zwierzęcia kosztuje np. 2 mln zł za zająca, 10
mln zł orła.
Minister Kozłowski mówił o programie współpracy z sąsiadami w sprawie Zielonych
Płuc Polski. Prof. Bielicki o melioracjach tamże (w sumie 30 robót), o kanalizowaniu
rzeki Rozpłudy. W sprawie utajniania danych statystycznych o skażeniach Kozłowski
wystąpił do GUS-u o ich odtajnienie. Padła propozycja utworzenia tablic świetlnych z
danymi o emisji w miejscach szczególnie zanieczyszczonych (był to pośredni komentarz do
sytuacji Huty W-wa).
Kolejne tego typu spotkanie ma się odbyć w ministerstwie 8.5. o 11-tej. Poświęcone
będzie odpadom i ustawie o odpadach.
Stasiek Biega
JAK POZBYĆ SIĘ STACJI TRANSFORMATOROWEJ?
Uprzejmie informuję, że dnia 5.11.91 listem poleconym zwróciłem się do Wydziału
Skarg i Wniosków Urzędu Miasta Krakowa (Kraków, Plac Wszystkich Świętych 3/4) w
związku z powstaniem stacji transformacyjnej przy ul. Łobzowskiej w Krakowie.
Przy ulicy Łobzowskiej, u wylotu ulicy Szlak, została zbudowana ogromnych rozmiarów
stacja transformacyjna, która niebawem ma rozpocząć działalność.
Stacja ta nie została wyposażona w tzw. "ściany osłonowe" mające za zadanie
zatrzymywać bardzo silne pole magnetyczne, które powstaje w czasie pracy urządzeń
transformujących prąd elektryczny. Pole magnetyczne bardzo niekorzystnie oddziałuje na
organizm człowieka. Powoduje brak koncentracji, uczucie zmęczenia, rozstrój nerwowy,
złe samopoczucie, a w przypadku dłuższego działania choroby nowotworowe.
Zasięg działania pola magnetycznego w przypadku stacji transformacyjnej stanowi koło o
promieniu od 1,5 do 2 kilometrów.
W najbliższej odległości od stacji transformacyjnej mieszczcej się przy ulicy
Łobzowskiej, znajduje się Szpital Położniczy, Szkoła Podstawowa nr 7, III Liceum
Ogólnokształcące oraz mieszkają liczne rzesze ludzi.
Przed podjęciem działalności stacja transformacyjna musi zostać wyposażona w ściany
osłonowe zatrzymujące pole magnetyczne oraz izolację wytłumiającą hałas!
W załączeniu przesyłam kopie dokumentów jakie w tej sprawie otrzymałem. Proszę
uprzejmie o podjęcie przez Redakcję miesięcznika "Zielone Brygady" stosownych
działań.
Z wyrazami poważania,
Andrzej Moskwiak
Z listu wynika, że nastąpiło poważne naruszenie przepisów, m.in. z ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska. Być może zostało nawet popełnione przestępstwo z art. 108 tejże ustawy, a w takim przypadku autor listu powinien powiadomić prokuratora. Przypomnijmy najważniejsze dla tej sprawy przepisy: Art. 60.
RATUJMY NAREW
Bardzo dobrze się stało, że ZB podjęły sprawę prawidłowego funkcjonowania
Narwiańskiego Parku Krajobrazowego. Narosłe wokół sprawy nieporozumienia wymagają
wyjaśnienia i podjęcia zdecydowanych działań. Działania takie są w ostatnim czasie
podejmowane przez nasze ministerstwo.
Ministerstwo występowało do władz wojewódzkich w sprawach dotyczących obsady
dyrektora Narwiańskiego Parku Krajobrazowego oraz działań ochronnych Parku, które
były przedmiotem kontroli PIOŚ. W tych sprawach występował do wojewody białostockiego
podsekretarz stanu w MOŚZNiL, oraz kontaktował się osobiście.
Na ostatnią interwencję w sprawach Narwi przygotowano wystąpienie znak pisma OPk
4077/39/92 ministra ochrony środowiska zasobów naturalnych i leśnictwa, prof. Stefana
Kozłowskiego, w którym między innymi minister S. Kozłowski prosi o ustosunkowanie się
do sprawy wykupu gruntów, utrzymania w całości kompleksu podworskiego w Kurowie oraz
spraw personalnych.
Niezależnie od tego Departament podjął następujące działania:
- pracownik merytoryczny Departamentu, odpowiedzialny za sprawy ochrony krajobrazu,
dwukrotnie kontrolował Park i udzielał instruktażu Dyrektorowi Parku;
- wprowadzono do priorytetów finansowych Departamentu projekt zachowania kompleksu
pałacowo-ogrodowego w Kurowie na cele siedziby Parku oraz centrum edukacji ekologicznej;
- uzgadniany jest projekt zabudowy progowej odcinka Rzędziany - Żółtki, którego celem
jest poprawa i przywrócenie poprzednich istniejących wartości przyrodniczych;
- zwróciliśmy się do międzynarodowych instytucji finansowych o pomoc dla
Narwiańskiego Parku Krajobrazowego, między innymi na cele edukacji ekologicznej ze
szczególnym uwzględnieniem rolnictwa ekologicznego.
Jednocześnie Departament wyraża pogląd, że niektóre sprawy, które są przedmiotem
interwencji, powstały na skutek niedostatecznej informacji Zarządu Parku przekazywanej
zarówno dla NGO- sów, jak i miejscowej ludności mieszkającej w dolinie Narwi.
W związku z tym w piśmie ministra S. Kozłowskiego do wojewody białostockiego prosi
się o zorganizowanie spotkania z NGOsami, na którym Zarząd Parku oraz przedstawiciele
Urzędu Wojewódzkiego poinformują o działaniach i zamierzeniach dotyczących ochrony
przyrody w Narwiańskim Parku Krajobrazowym. Szczegóły w tej sprawie będą znane po
uzyskaniu odpowiedzi od wojewody.
dr Zygmunt Krzeminski
wicedyrektor Departamentu
Ochrony Przyrody
PLANETA POPIOŁU
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Po wielu milionach lat człowiek zdobył się na odwagę wziąć w swe ręce ster świata
i przyszłości i tak rozpoczęło się siedem ostatnich dni historii.
Rankiem, pierwszego dnia, człowiek zdecydował się być wolnym i pięknym, dobrym i
szczęśliwym. Postanowił nie być dłużej "na obraz i podobieństwo Boga",
ale po prostu stać się "człowiekiem". Musiał jednak w coś wierzyć.
Uwierzył więc w wolność i szczęśliwość, w licytacje i postęp, w planowanie i
rozwój, a szczególnie w bezpieczeństwo. Tak bezpieczeństwo stało się podstawą.
Wypuścił w przestrzeń satelity szpiegowskie, a rakiety wyposażył w głowice jądrowe.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
W drugim dniu wyginęły ryby w wodach, z powodu wielkich tankowców i odpadów
składanych na dnie mórz, wymarły ptaki, otrute spalinami wielkomiejskiego ruchu:
wyginęły zwierzęta, które nierozważnie przebiegały przez wielkie autostrady...
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.
W trzecim dniu wyschła trawa na łąkach, liście na drzewach, rośliny na skałach i
kwiaty w ogrodach. A wszystko dlatego, że człowiek postanowił kontrolować pory roku
według ściśle określonego przez siebie planu.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci.
W czwartym dniu wymarło od 4 do 5 miliardów ludzi: jedni zarażeni wirusami
wyprodukowanymi w laboratoriach naukowych, inni przez niewybaczalne przeoczenie
(zapomnieli zabezpieczyć składy przygotowane na kolejną wojnę), jeszcze inni z głodu.
I przeklinali Boga: jeśli jest dobry to dlaczego pozwala na takie rzeczy?
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.
W piątym dniu ludzie postanowili nacisnąć czerwony przycisk, ponieważ czuli się
zagrożeni. Ogień ogarnął całą planetę, góry zadymiły, morza i oceany wyparowały.
Żelbetowe szkielety miast poczerniały wypuszczając dymy na otwartą przestrzeń.
Aniołowie w niebie z przerażeniem przyglądali się, jak błękitna planeta okryła się
brudnym dymem, aby w końcu stać się planetą popiołu. Przerwali swoje śpiewy na 10
minut.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień piąty.
W szóstym dniu zgasło światło: kurz i popiół zakryły słońce, księżyc i gwiazdy.
Ostatni człowiek zginął w zakamarku schronu przeciw atomowego.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień szósty.
W siódmym dniu nastąpił wreszcie spokój. Ziemia stała się bezładem i pustkowiem.
Ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a widmo człowieka unosiło się nad
wodami. W krainie piekła opowiadano wzruszającą historię człowieka, który przejął
w swoje ręce ster świata. Diabelskie śmiechy dochodziły do chórów anielskich.
Nic nie jest w stanie przeszkodzić człowiekowi w dojś- ciu do granic jego możliwości.
Pozostaje tylko jedyna nadzieja: że świat, a z nimj ego przyszłość spoczywa w rękach
Kogoś innego.
J.Zink
tłum. o.Ryszard Wróbel
Z PODWÓRKA OBJECTORSKIEGO
W ostatnim czasie zgłosiło się do prowadzonego przez nas w Rzeszowie punktu
objectorskiego kilku "oszołomów", którzy o zastępczej pomyśleli dopiero...
po odebraniu biletu. Nie wiem już więc czy śmiać się czy płakać nad beztroską
ludzi. Gdy masz bilet, to prawie tak, jak byś był w jednostce.
Próbujemy im jakoś pomagać, radząc aby pisali (metodą "krakowską")
odwołania do szefa wojewódzkiego sztabu wojskowego, że pracownicy nie poinformowali ich
o zastępczej, a wręcz wprowadzali w błąd, kłamiąc że nie ma alternatywy wobec
służby zasadniczej (tak przeważnie się zdarza).
Ogólnie jednak jest to sytuacja przerypana i nie wiadomo nawet czy wysłanie kolesia do
szpitala (dwóch z nich tam wylądowało) uratuje ich przed "zaszczytnym".
Druga ważna sprawa: dwie osoby z okolic Rzeszowa lada dzień mogą pójść do
więzienia. Są to Roman Gałuszka i Grzegorz Powęska. Obydwu odrzucono we wszelkich
instancjach podania o zastępczą. Prokurator wszczął im sprawy. Romek w I instancji
dostał 1,5 roku więzienia. Podobny wyrok grozi Grześkowi. Jest to więc sytuacja
podobna jak Mariusza Szewczyszyna sprzed roku.
W tej chwili staramy się tę sprawę maksymalnie nagłośnić. Robimy pikietę w
Rzeszowie, planujemy też akcję w Warszawie (tam mają się odbyć rozprawy odwoławcze).
Ponieważ takie przypadki zdarzają się coraz częściej, trzeba to wreszcie rozwiązać
robiąc kampanię protestacyjną. Służba zastępcza powinna być przyznawana
automatycznie wszystkim, którzy się o nią ubiegają.
Przemek Nowak
WiP - Rzeszów
ŚMIECI NA WARSZTACIE
24.3. w Katowicach odbyły się drugie Warsztaty Ekologiczne poświęcone problematyce
zagospodarowania odpadów w środowisku wielkomiejskim. (Pierwsze Warsztaty dotyczyły
podobnej tematyki, ale na terenach niezurbanizowanych.) Organizatorem był tradycyjnie
Górnośląski Okręg Polskiego Klubu Ekologicznego.
Jako główny cel warsztatów działacze PKE postawili sobie doprowadzenie do spotkania i
dyskusji pomiędzy przedstawicielami gmin (potencjalnymi klientami) a reprezentantami firm
specjalizujących się w zagospodarowaniu odpadów (potencjalnymi wykonawcami zleceń).
W imprezie wzięło udział ok. 100 osób - głównie przedstawiciele zainteresowanych
miast i firm. Większość z tych ostatnich oferowała "rozwiązania
kompleksowe" czyli od wysypiska po spalarnię (nie gorszą niż zachodnie,
oczywiście). Jednak gdy padało pytanie o konrety, przykłady wdrożeń, to zwykle
okazywało się, że owszem... studia projektowe i brak pieniędzy na realizację. W
efekcie nie wydaje się, żeby doszło do jakiś konkretnych uzgodnień pomiędzy
stronami, ale przy obecnym stanie funduszy publicznych trudno oczekiwać cudów. Martwi,
że żadna z firm nie zaproponowała segregacji jako "kompleksowego", a może
"ostatecznego" rozwiązania problemu odpadów.
O "śmieciarskich" opcjach władz gminnych najlepiej mówią wypełniane przez
nie ankiety. Mając do wyboru wysypisko, kompostownię i spalarnię wszystkie wybierały
wariant pierwszy ("małżeństwo z rozsądku") i - pół na pół - drugi lub
trzeci! Większość miast sygnalizowała też zainteresowanie "selektywnym
zbieraniem" i recyclingiem. Oznacza to, że istnieje duże zainteresowanie zmianą
dotychczasowego modelu "zagospodarowania" odpadów, ale niewątpliwą barierą
są tutaj, i będą, pieniądze.
Spalarniami interesują się duże śląskie miasta (Dąbrowa Górnicza, Wodzisław,
Olkusz, Bytom, Pyskowice, Będzin), co jest o tyle zrozumiałe, że mają dużo odpadów i
góry hałd wokoło (a o tyle nie, że mają też strasznie skażone powietrze). Budowę
kompostowni rozważają Tychy i Mysłowice, w tym drugim mieście w II poł. roku ma się
rozpocząć selektywna zbiórka odpadów.
W Warsztach wzięła udział Iza Kruszewska z GEENPEACE-u, która przedstawiła krytyczne
stanowisko tej organizacji wobec spalarni odpadów. Niestety zabrakło prezentacji
stanowiska PKE w tej sprawie (por. ZB 23), które zdecydowanie odrzuca spalanie jako
sposób zagospodarowania odpadów komunalnych, a jednocześnie podkreśla konieczność
ograniczenia strumienia odpadów i znaczenie recyclingu. A miejsce po temu było jak
najbardziej właściwe, bo dałoby sygnał zarówno władzom samorządowym jak i
zainteresowanym firmom jakie rozwiązania mogą zostać zaakceptowane przez ekologów, a
jakimi szkoda sobie zawracać głowę. Myślę, że będzie po temu kolejna okazja w
czasie zapowiadanych na jesień trzecich Warsztatów Ekologicznych. Tym razem będą
poświęcone odpadom przemysłowym i niebezpiecznym.
Na koniec chciałbym podkreślić dobrą organizację i fachowe prowadzenie Warsztatów
przez Piotra Poborskiego.
(pr)
Ps. O świadomości ekologicznej lokalnych władz może świadczyć wypowiedź
przedstawiciela Wodzisławia, który broniąc projektowanej spalarni (por. ZB 30)
stwierdził m.in., że na Śląsku, gdzie codziennie płoną hałdy i śmietniska,
dioksyny ze spalarnianego komina nie stanowią problemu. Natomiast problemem rzeczywiście
są popioły, ale to tylko dlatego, że... nie buduje się u nas autostrad (pod które
można by je wysypać?!)
SŁOWA I MYŚLI JAK PŁOMIENIE
Nawet przez ułamek sekundy nie jesteśmy oddzieleni od ciała i ducha Ziemi.
Najlepszym tego dowodem jest oddychanie i odżywianie, oraz komunikacja ze światem za
pośrednictwem zmysłów. Gdy nie mamy żadnego kontaktu z otoczeniem, umieramy. Gdy ktoś
jest zdecydowanie złym człowiekiem to giną w jego otoczeniu rośliny, ale zdarza się i
tak, że w obecności oświeconego mistrza zimową porą wypuszczają liście zeschnite
przez kilkaset lat drzewa. Gdy jesteśmy źli wobec ludzi nie możemy być dobrzy wobec
Ziemi i odwrotnie. Zastanówcie się nad tym. Pożary pochłaniają potężne obszary
zielone na całym globie. W Polsce są to zatrważające wielkości, wynoszące czasami -
w porach suchych - kilkadziesiąt pożarów dziennie. Zjawiska fizyczne nie są oddzielone
od naszych emocji i uczuć. Tak naprawdę pożar powoduje ogień naszej zachłanności,
żarząca się nienawiść i zazdrość oraz łatwopalna arogancja i duma. Płonie suche
poszycie naszej niewiedzy. Potem zajmuje się cała reszta. Porzucona zapałka czy
niedopałek, to tylko przysłowiowa przepełniająca czarę kropla, ostatni mechaniczny
gest. Pożar przygotowujemy dużo wcześniej. Ten mimowolny, bądź zamierzony ruch, to
niepozorne drganie naszej szalonej natury. To ono roznieca czerwony żywioł zniszczenia.
To samo jest z piłą mechaniczną czy siekierą, które powalają drzewa. Ostra siekiera
to ostry, złowieszczy umysł, który przecina tkanki życia. Co może ugasić wewnętrzny
ogień naszych złych skłonności? Woda i wiatr. Strumienie dobrych myśli, prostych,
jasnych słów oraz skuteczne działania. Także przenikający wszystko, łagodny wiatr
współczucia, ale również i wicher niezłomnych postanowień, które rozwiewają
przepalone resztki naszych wad. I wówczas nie masz już wątpliwości, że gdy płonie
las, to staje w ogniu całe twoje ciało, delikatna i pełna mocy architektura życia,
którą zamieszkujesz od nie mającego początku czasu.
Jerzy Oszelda
maj 1990
O SŁOWACH
Słowa nie należą do natury, należą do kultury - są wytworem człowieka. W
poprzednim jednak odcinku "O słowach" zajęliśmy się słowami i ich
znaczeniami - bo trzeba być uważnym i uważać na to, co się dzieje w naszym otoczeniu.
W tym odcinku zajmiemy się dwoma kolejnymi słowami dotyczącymi eko-ruchu.
Kiedy ponad rok temu zakładaliśmy w Brwinowie Biuro Obsługi Ruchów Ekologicznych,
wiązaliśmy z tym pewne nadzieje. Jak się później okazało, te nadzieje były różne
- i nawet sprzeczne. Niektórzy spośród nas myśleli, że powstałe wtedy BORE
"zintegruje" polski eko-ruch - czy tzw. ruch "ekologiczny".
"Zintegruje"? Jaki tygrys czai się w tym słowie? Zintegrować to znaczy
scalić, zjednoczyć. A jakiego scalenia potrzeba polskiemu ruchowi obrony środowiska? I
tu nasuwa się drugie słowo, które używane bywa fałszywie w stosunku do polskiej
rzeczywistości w dziedzinie obrony środowiska. Chodzi mianowicie o "atomizację
polskiego ruchu ekologicznego". A atomizacja to coś, co kojarzy się nam z czymś
negatywnym. Społeczeństwo np. zatomizowane - to społeczeństwo rozbite i przez to
rozbicie - osłabione. Atomizację więc rozumiemy jako zjawisko negatywne, ktrego
skutkiem jest słabość. Użycie sformułowania "atomizacja polskiego ruchu
ekologicznego" sugeruje jakoby ruch ten był osłabiony w następstwie istnienia
wielu różnych kierunków, orientacji i ośrodków - sugeruje jakoby brak centralnego
ośrodka dyspozycyjnego był źródłem słabości tego ruchu. Wniosek - należy taki
ośrodek dyspozycyjny stworzyć i wokół niego zintegrować cały ruch. Takim ośrodkiem
- w myśl niektórych integrystów miało być właśnie BORE.
Już z dotychczasowego tekstu można się chyba zorientować, że do tych eko-integrystów
nie należę. Interesuje mnie bowiem życie i jego bogactwo. Życie jest boga te między
innymi właśnie swoją wielorakością, wielopłaszczyznowością i wielonurtowością.
Zamiast mówić o "atomizacji polskiego ruchu ekologicznego", proponuję mówić
o wielonurtowości ruchu obrońców środowiska w Polsce. Ta wielonurtowość nie jest
źródłem słabości, lecz źródłem siły. To co jest centralnie zarządzane, jest
zwykle ociężałe i nieruchawe - jest bierne. Źródłem słabości bywa nie brak
zintegrowania w ogóle, lecz brak integracji celów - to jest brak jedności w dziedzinie
celów działania i wynikające z tego sprzeczności interesów. Wszyscy jednak
autentyczni uczestnicy ruchu obrony środowiska w Polsce mają jeden cel - ratowanie dóbr
przyrody, po prostu ratowanie życia w Polsce - są wokół tego celu zintegrowani - mimo
całej swojej wielonurtowości - i taka integracja wystarczy.
Maciej Tuora
SEDNO SPRAWY BORE
11.4. w jednej z sal Uniwersytetu Warszawskiego odbywało się spotkanie ekologów,
zainteresowanych tym, co stanie się z BORE, założonym w lutym 1991r. w Brwinowie przez
stu kilkudziesięciu przedstawicieli polskich pozarzdowych organizacji i ruchów
ekologicznych. Siedziałem tam i było mi smutno, bo znów słyszałem tę samą
"argumentację", co przez 10 lat pracy w socjalistycznej spódzielni inwalidów.
Wtedy nikt z nas wobec zarządu nie mógł nic powiedzieć, gdyż słyszał od razu -
"A co ty zrobiłeś? Czym pomogłeś zarządowi? Tylko my to prowadzimy - a zadanie
nasze jest trudne - łączymy ogień z wodą. Ty tylko przeszkadzasz." A dalej
starano się odwieść naszą uwagę od rzeczy istotnych... ten sam styl
"argumentacji".
A sprawa BORE jest prosta - sednem jej są pieniądze. Zbierano je od zachodnich
sponsorów, powołując się przy tym na legitymację polskich "endżiosów", by
prowadzić działalność Biura Obslugi Ruchów Ekologicznych. Ponieważ większość
ruchów i organizacji uznała, że prowadzona przez BORE "obsługa" ich nie
interesuje, czego dowodem są bądź otwarte wypowiedzi, bądź brak zainteresowania
spotkaniem 11.4., które jest decydujące dla przyszłości Biura, należy stwierdzić,
że BORE ową legitymację straciło. Trzeba tu dodać, że gros zebranych pieniędzy
zużyto na gromadzenie majątku rzędu kilkuset mln zł oraz na potrzeby samego biura.
Jeżeli grupa osób prywatnych, organizacji czy ruchów chce powołać nową jednostkę
(np. fundację), już nie nadzorowaną przez radę nadzorczą wybraną na ogólnym
spotkaniu "endżiosów" ekologicznych, to niech to powołuje, ale bez kapitału
zgromadzonego dzięki naszej ("endżiosów") legitymacji. Nie ma znaczenia fakt,
że pod umowami ze sponsorami figuruje podpis kierownika jednej konkretnej osoby - zawsze
przecież ktoś musi być odpowiedzialny, lecz pieniądze - to trzeba jeszcze raz
wyraźnie podkreślić - nie były przekazywane dla niej, lecz dla nas - to znaczy dla
polskich "endżiosów" ekologicznych.
Nie chodzi tu zresztą tylko o pieniądze. Chodzi tu także o naruszenie dóbr osobistych
- np. moich dóbr osobistych. Nadużywa się bowiem (także) jakby mój podpis do czegoś,
na co się nie godziłem, a mianowicie do zbierania od sponsorów kapitału dla firmy, z
którą (np. ja) nie mam nic wspólnego. I jeszcze na jedno trzeba zwrócić uwagę.
Chodzi o to, że my wszyscy bardzo łatwo ulegamy "polskiemu kompleksowi". Mówi
się nam, że "Holendrzy i inne fundacje z Zachodu chcą, by BORE czy jakieś
neo-BORE istniało" - jest ono dla nich wygodne. Czy mamy je jednak tworzyć dla
wygody Zachodu? - przecież miało służyć polskim "endżosom".
Analogicznie mówi się nam, że istnienie BORE jest wygodne dla ministerstwa. Ale znów -
czy my mamy tworzyć i utrzymywać to biuro dla wygody władz? Czy takie jest nasze
zadanie?
Na mocy ciągłości: spotkanie w Brwinowie, rada nadzorcza, spotkanie w Turawie, rada
nadzorcza, spotkanie w Warszawie (11.4.) - byliśmy gremium kompetentnym do zadecydowania
o przyszłości BORE. Taka decyzja została po dyskusji podjęta - w głosowaniu
postanowiono mianowicie postawić BORE w stan likwidacji, a majątek BORE postanowiono
przekazać na rzecz ofiar klęski ekologicznej - postanowiono przekazać fundacji SOS dla
Dzieci Czarnobyla. Poczułem się tą decyzją usatysfakcjonowany.
Maciej Tuora
SODANKYLA I DZIURA OZONOWA
Ostatnio dużo mówi się i pisze w mass-mediach o warstwie ozonowej i o
niebezpieczeństwach będących konsekwencjami jej zniszczenia. Jednakże są to głównie
informacje o kremach do opalania i okularach przeciwsłonecznych, które są specjalnie
przystosowane do chronienia naszych oczu i skóry przed szkodliwym promieniowaniem
ultrafioletowym.
Oczywiście trafiają się również wiadomości na temat badań nad warstwą ozonową
prowadzonych przykładowo w północnej Europie. Miałem okazję przyglądać się im, a
to dzięki działalności grupy osób z VI LO w Krakowie, do którego uczęszczam.
Bierzemy mianowicie udział w europejskim programie: "Projekt Ozonowy - Młodzi
Reporterzy", który zakłada stworzenie w różnych państwach Europy grup młodych
ludzi zajmujących się tematyką ekologiczną, a w szczególności problemami związanymi
z dziurą ozonową. My jesteśmy jedną z tych grup. Dla przedstawicieli grup
zorganizowano specjalne misje na Półwysep Skandynawski, gdzie przyglądali się oni
badaniom naukowców nad warstwą ozonową i wysyłali do wszystkich zespołów raporty
informujące o wynikach. Ja uczestniczyłem w trzeciej z tych misji, która miała miejsce
w dniach: 8-20.2.92. Większość czasu spędziłem w mieście Sodankyla w Finlandii. Jest
to jedno z miejsc, gdzie prowadzone są badania warstwy ozonowej w ramach programu EASOE
(European Arctic Stratospheric Ozone Experiment - Europejski Arktyczno - Stratosferyczny
Eksperyment Ozonowy). Centrum tych badań to Kiruna w Szwecji. Badania prowadzone są z
ziemi, z samolotów, za pomocą balonów, rakiet oraz statków. Wyniki przechowywane są
na uniwersytecie w Oslo, a później zostaną wysłane do Edynburga w Wielkiej Brytanii, a
opublikowane w r. 1993. Badania koordynowane są przez Amerykanina Johna Pyle'a i mają
pokazać jak duży jest ubytek ozonu w północnej Europie. W czasie swojego
dwutygodniowego pobytu byłem świadkiem wypuszczania balonu z sondą do badania
koncentracji ozonu. Balon ten wzbija się na wysokość 30 km (najwyższą koncentrację
ozonu notuje się na wysokości 20-30 km) gdzie ulega autodestrukcji. Wyniki pracy sondy
są na bieżąco przesyłane, drogą radiową, do komputera, wyświetlane na monitorze i
zachowywane w pamięci. W sondzie znajduje się pojemnik, do którego wpompowywane jest
powietrze atmosferyczne. Koncentrację ozonu bada się mierząc natężenie prądu, który
powstaje w wyniku skomplikowanej reakcji chemicznej przebiegającej, gdy ozon z powietrza
łączy się z jodkiem potasu i wodą, które są w sondzie.
Byłem naocznym świadkiem tego, że ilość ozonu w atmosferze nie jest tak duża jak
powinna być, ale jego ubytek nie wygląda bardzo grożnie - 40% brak na wysokości 12-16
km.
Badano ozonowy ubytek również w inny sposób - za pomocą systemu laserowego LIDAR. Był
on z powodzeniem używany w 1985r. na Antarktydzie, kiedy to stwierdzono dramatyczne
zmniejszenie się ilości ozonu w tym rejonie.
Na pytanie o zagrożenie spowodowane ubytkiem ozonu nad pónocną Europą, naukowcy
zastrzegli się, że konkretną odpowiedź mogą dać dopiero w przyszłym roku.
Ustosunkowali się jednak do opinii badaczy z NASA, którzy po obserwacjach w Ameryce
Południowej, podczas erupcji wulkanu Pinatubo, podali, iż sytuacja jest wręcz
katastrofalna. Francuscy i szwajcarscy naukowcy nie kwestionowali ich opinii, ale dodali,
że badania Amerykanów miały znaczenie lokalne, a tragiczna sytuacja w tym rejonie była
spowodowana pyłami wydobywającymi się z wulkanu, które działają jako katalizatory
reakcji pomiędzy ozonem a molekułami niszczącymi go. Stwierdzili, że problemu nie
należy lekceważyć, ale panika, którą można zaobserwować choćby w USA, jest nie na
miejscu.
Muszę też nadmienić o fakcie, że w zimie i wczesną wiosną tworzą się na północy
specyficzne chmury (Polar Stratospheric Clouds - polarne chmury stratosferyczne), które
gromadzą cząsteczki chlorowców i fluorowców katalizując reakcje destrukcji ozonu. Z
tego powodu sytuacja w strefie ozonowej wygląda teraz gorzej niż będzie wyglądać za
parę miesięcy.
Na zakończenie dodam, że nasza grupa "ozonowa" co miesiąc spotyka się z doc.
Janem Lasą z Instytutu Fizyki Jądrowej na AGH. Na jednym z wykładów powiedział on,
że nic w przyrodzie nie dzieje się natychmiastowo. Każdy proces w przyrodzie z
początku przebiega szybko, ale później ulega zwolnieniu. Podobnie rzecz się ma z
dziurą ozonową. Musimy jednak poświęcić temu problemowi dużo uwagi i zacząć
poszukiwać sposobów rozwiązania tej niebanalnej sprawy - venienti occurrite morbo - jak
powiedział Persjusz, choć zapewne miał na myśli co innego.
Marcin Burdek
Na początku tego roku otrzymaliśmy zaproszenie do Szwajcarii od bliźniaczej grupy
ozonowej. Przez jeden marcowy tydzień mieszkaliśmy w małym, uroczym miasteczku Romont
na pograniczu Alp. Myślę, że każdy z nas był mile zaskoczony niesamowitą
gościnnością i troskliwością Szwajcarów. W ciągu tych kilku dni zobaczyliśmy
prawie wszystko, co w tym kraju godne jest zobaczenia, a więc owe słynne fabryki serów
i czekolady, podziwialiśmy piękne górskie miasteczka i krajobrazy.
Chciałabym jednak na tę wizytę spojrzeć pod kątem szwajcarskiej ekologii, bo
właśnie ta najbardziej nas interesowała. Zacznę może od rzeczy, która nas
zaciekawiła i zafascynowała, mianowicie od wizyty w elektrowni atomowej w Gosgen. Godny
uwagi jest fakt, że w Szwajcarii każdy zwolennik czy przeciwnik może sam zwiedzić
elektrownię atomową i poznać jej plusy i minusy.
Przewodnicy wyjaśniali nam przede wszystkim różnicę w funkcjonowaniu elektrowni
jądrowej w Europie Zachodniej i Wschodniej. Otóż wszystko opiera się na dwóch
różnych typach reaktorów. Pierwszy z nich to reaktor grafitowowodny (np. w Czarnobylu),
w którym spowalnianie neutronów następuje wskutek zderzeń neutronów z jądrami
grafitu, a woda służy tylko do odbioru ciepła. W drugim neutrony spowalnia woda wskutek
zderzeń z jądrami wodoru. Różnica ta, wbrew pozorom, jest dosyć istotna, bowiem
chodzi o to, by ilość materiału spowalniającego dobierana była tak, aby nie byłogo
za mało, ani za dużo. Wskutek ewentualnej awarii, w przypadku reaktora wodnego, neutrony
przechodzą przez parę wodną, wydostają się poza reaktor, a więc są już stracone,
nie powodują rozszczepienia uranu. Właśnie taki reaktor wodny, jaki oglądaliśmy
podczas naszej wizyty w Gosgen jest raczej stabilny i w żadnym wypadku nie może
zwiększyć samoczynnie swojej mocy.
W Szwajcarii 38% energii pochodzi z elektrownii atomowych. Z bardzo dużym
zainteresowaniem zwiedzaliśmy elektrownie, ta wizyta w znacznym stopniu przybliżyła nam
problemy energetyki jądrowej, o której dotychczas wiedzieliśmy naprawdę niewiele. Poza
elektrownią atomową mieliśmy okazję odwiedzić elektrownię wodną. W Szwajcarii mamy
do czynienia z siecią małych elektrowni wodnych, które w gruncie rzeczy bardzo małym
kosztem dają 27% energii. Z pracą tego typu elektrownii, zapoznaliśmy się na podstawie
wszelkiego rodzaju makiet, mieliśmy również okazję poznać alternatywne sposoby
oszczędzania i produkcji energii elektrycznej.
W ciągu tego bogatego w nowe doświadczenia tygodnia spędzonego w Szwajcarii
zobaczyliśmy także stację meteorologiczną. Oprócz obserwacji pogody naukowcy
dokonują pomiarów koncentracji ozonu w atmosferze. Byliśmy świadkami wypuszczenia w
powietrze specjalnego balonu z sondą przystosowaną do badania stężenia ozonu. Wyniki
badań przesyłane są do komputera i zachowane w pamięci. Największą koncentracją
ozonu zaobserwowano na wysokości 20 km. Poza tym naukowcy zapoznali nas dokładnie z
pracą w obserwatorium. W Szwajcarii rzuca się w oczy jedna rzecz, mianowicie zarówno
zwykli ludzie, jak i ci, których głos liczy się jeżeli chodzi o przyszłość kraju,
mają jednakowo rozwinięte poczucie odpowiedzialności za środowisko, w którym
przyszło im żyć. Wydaje mi się, że jest to społeczeństwo o wyjątkowo rozwiniętej
świadomości ekologicznej, której nam tak bardzo brakuje. Myślę, że wizyta w
Szwajcarii dostarczyła nam nie tylko mnóstwo przyjemności, ale także pokazała jak
bardzo opłaca się dbać o środowisko, a także poszukować nowych, niekiedy bardziej
wydajnych technologii.
Maria Bysiewicz
POWSZECHNA AKCJA NA RZECZ WEGETERIAŃSKIEGO ŚWIATA 2004 PODAJE:
FIN DE SIECLE MIĘZOŻERSTWA
Świat oficjalnie już przyznał, że MIĘSO JEST POKARMEM SZKODLIWYM DLA ZDROWIA.
Telewizja SKY pokazała, a polska powtórzyła program na temat nowego wynalazku na
Zachodzie - eliminowania tłuszczu i cholesterolu z mięsa. Jest to oczywiście bardzo
drogi i skomplikowany proces, ale czego się nie robi dla ZDROWIA.
Biorąc pod uwagę, że tłuszczu jest w mięsie - wśród innych składników -
najwięcej, pomysł nie wydaje się już tak rewelacyjny. Czy nie prościej byłoby
ZREZYGNOWAĆ z mięsa?
A co to ma wspólnego z Zielonymi? - ano, my Zieloni lubimy objadać się mięskiem.
Cóż, dbamy o zdrowie PLANETY, ale mamy pełne prawo szafować własnym zdrowiem i NIKT
nie będzie nam zaglądał do talerza, ani tym bardziej w nim mieszał.
Jednak ten nowy wynalazek Zachodu to także wyzwanie dla nas - i nowe poletko do
działania. Na pewno Polska pójdzie w ślad państw wysoko rozwiniętych i wprowadzi tę
technologię. Spowoduje to powstanie ok. miliona todpadu w postaci tłuszczu, dotychczas
utylizowanego przez nasze żywe organizmy - teraz będą musiały powstać duże zakłady
utylizacyjne. Technogia jest także energo (i materiało-) chłonna. Pojawi się znów
problem skąd wziąć energię: czy budować jednak elektrownię atomową, czy jednak
stawiać zaporę w Czorsztynie.
Tak więc, jak widać , temat mięsny jest jak najbardziej Zielony i roboty przy mięsie,
dla nas ekologów, na pewno nie zabraknie... Smacznego!
Z ŻYCIA LUDZI I ŚWIN
Wegetarianizm to po prostu zdrowy rozsądek (1) i współczucie (2).
Ad.1: Chinese Health Project to jedno z największych w historii medycyny przedsięwzięć
badawczych na temat zależności między dietą, stylem życia a chorobami, prowadzone
wspólnie przez Cornell University w Nowym Jorku, Oxford University w Anglii i Chińską
Akademie Nauk Medycznych oraz Chińską Akademię. Medycyny Profilaktycznej.
Wstępne wnioski z badań opublikowane m.in. w n-rze 10/90 Vegetarian Times. Badania
Statystyczne prowadzone były na stuosobowych grupach z 65 prowincji chińskich, w
których panują różne obyczaje żywieniowe oraz różne warunki życia. Porównanie
stanu zdrowia tych grup prowadzi do ogólnego wniosku, że IDEALNA DIETA powinna zawierać
umiarkowaną ilość białka, głównie ze źródeł roślinnych, i w ogóle nie zawierać
cholesterolu - zasadniczo powinna to być dieta WEGETARIAŃSKA. To nie jest żadna
nowość dla dra Cambpella - członka komitetu, który opracował w 1982r. w imieniu
Narodowej Akademii Nauk raport pt."Dieta, odżywianie a rak". Raport ten
wskazał, że średnia zawartość tłuszczu w diecie powinna wynosić 15 do 20%.
"Ale wyniki te nie zostały rozpowszechnione gdyż oznaczałoby to radykalny zwrot ku
wegetarianizmowi" - mówi dr Cambpell. "Ujawnienie tych rezultatów wywołałoby
poruszenie wśród opinii publicznej i w przemyśle spożywczym. Jednak w związku z
ostatnimi wynikami badań w Chinach (Chinese Health Project) - dodaje Cambpell - te
informacje nie mogą być ukrywane przed opinią publiczną."
Ad.2. Victoria Herbert z Houston (USA) nauczyła pływać swoje dwie domowe świnie
(petanimals). W lipcu'84 jedna ze świń uratowała niepełnosprawnego chłopca, który
tonął w jeziorze. Świnia ta - imieniem Priscilla - była uhonorowana przez American
Human Association nagrodą za bohaterstwo. Przeciętny zjadacz mięsa byłby zapewne
zdolny do zjedzenia Proscilli, gdyż "kotlet na czterch nogach" nawet jeśli
kogoś tam uratował i tak nie ma praw do bycia niezjedzonym. Jak dalej podaje Sanctuary
News, numer letni'90, wg wielu ekspertów świnia jest na co najmniej 10. miejscu pod
względem inteligencji wśród istot na Ziemi (za Naczelnymi, wielorybem, delfinem i
słoniem).
I pytanie dodatkowe dla obronców zwierząt i towarzystw opieki nad zwierzętami -
dlaczego tak podobne pod względem inteligencji i psychiki zwierzęta jak PIES i ŚWINIA
są tak różnie traktowane. Być może jest jakieś sensowne uzasadnienie. JAKIE?
SMACZNEGO!!! 3 x Krzysztof Żółkiewski Powszechna Akcja na rzecz Wegetariańskiego
Świata 2004
PESTYCYDY - STO LAT I ... WYSTARCZY?
Pestycydy są to różnorodne substancje organiczne stosowane w rolnictwie i
ogrodnictwie do zwalczania chwastów, chorób i szkodników roślin. Nazwa pochodzi od
łacińskich słów pęśtiś - szkodnik, zaraza i ćąędó - zabijam. Stosowanie
zabiegów agrochemicznych znane było już 200 lat temu. Napary z tytoniu służyły w tym
czasie do niszczenia mszyc. Dinitroortokrezolan potasu wprowadzono w 1892r. jako pierwszy
pestycyd syntetyczny. Odkrycie właściwości szkodnikobójczych DDT i 2,4-D w czasie II
wojny światowej zapoczątkowało współczesny rozwój syntezy i stosowania środków
chemicznych do ochrony roś- lin. Wzrost liczby ludności i związane z tym zwiększone
zapotrzebowanie na żywność spotęgowały stosowanie pestycydów na szeroką skalę.
Przyniosło ono wymierne korzyści doraźne i długofalowe. (...)
Szczepan Chlebowski
"Mikrobiologiczny rozkład
pestycydów w glebie"
Szacuje się, że światowe zużycie pestycydów wynosi 2,5 mln ton (w ujęciu
wartościowym 16,3 mld USD), z czego 50-60% przypada na herbicydy, 20-30% na insektycydy i
10-20% na fungicydy. Mimo to, prawie 48% żywności jest corocznie niszczone z powodu
owadów, chwastów oraz różnego rodzaju szkodników i chorób. Dokonując oceny
chemicznych metod ochrony roślin, należy wziąć pod uwagę, że ochroną tą jest
objętych mniej niż 1/3 użytków rolnych, oraz że zużycie pestycydów jest
zróżnicowane w zależności od upraw. Większość zużycia chemicznych środków
ochrony roślin przypada na bawełnę, owoce, warzywa i ryż, a dopiero w dalszej
kolejności na rośliny paszowe i uprawy zbożowe. Jednakże nawet w wypadku stosowania
dużych dawek pestycydów na hektar użytków rolnych, tylko nieznaczna ich część -
przypuszczalnie mniej niż 0,1% - osiąga zamierzony cel, tj. dosięga zwalczanych
szkodników. Pozostałe 99,9% bezużytecznie rozprasza się w środowisku, przyczyniając
się do zanieczyszczenia gleby, wód powierzchniowych i atmosfery z dużą szkodą dla
całego ekosystemu.
W USA, mimo olbrzymiego wzrostu zużycia pestycydów w latach 1945-1986 (w tym 10-krotnego
wzrostu zużycia insektycydów) oraz wprowadzenia do praktyki rolniczej pestycydów o
zwiększonej toksyczności i zwiększonej skuteczności biologicznej (np. DDT stosowano w
1945r. w ilości ok. 2 kg/ha, obecnie analogiczny efekt osiąga się za pomocą
piretroidów i aldicarbu stosowanych w ilości wynoszących odpowiednio 0,1 kg/ha i 0,05
kg/ha), łączne straty plonów wynosiły 37% (w latach 1942-51 - 31,4%), a straty
spowodowane przez same owady wzrosły prawie dwukrotnie. Na szczęście straty te zostały
skompensowane dzięki wprowadzeniu bardziej wydajnych odmian roślin, lepszemu nawożeniu
oraz stosowaniu melioracji i innych zabiegów agrotechnicznych. Również w Europie
obserwuje się w tej dziedzinie podobną sytuację. Tak duże straty plonów skłoniły
rolnictwo USA i innych krajów do przechodzenia na zintegrowane systemy ochrony roślin
(Integrated Pest Management - IPM), w których stosowanie syntetycznych pestycydów jest
tylko jednym z elementów całego systemu, oraz do preferowania biologicznych metod
ochrony roślin.
Jednym z groźnych, ubocznych skutków wykorzystania chemicznych środków ochrony roślin
są coraz liczniejsze przypadkowe zatrucia pestycydami. Liczbę takich zatruć szacuje
się na 500 tys., a liczbę zgonów z tego powodu na 10 tys. rocznie. Inne szkodliwe
następstwa to obecność pozostałości pestycydów w mleku i mięsie, niszczenie
pożytecznych owadów (np. pszczół), powszechne zjawisko uodparniania się szkodników
na działanie większości pestycydów oraz duże szkody w rybostanie i zwierzynie
łownej. Już szacunkowe obliczenia wskazują, że ekologiczne i społeczne koszty
stosowania chemicznych środków ochrony roślin przekraczają uzyskiwane korzyści. W
rezultacie autor omawianego artykułu (David Pimentel - profesor ekologii i nauk
rolniczych na Cornell University w Ithaca, USA) dochodzi do wniosku, że ilości
pestycydów można śmiało zmniejszyć o 50% bez większej szkody dla wielkości plonów
i produkcji żywności. Jego zdaniem, stosowanie chemicznych środków ochrony roślin
powinno ograniczyć się do przypadków rzeczywiście niezbędnych; zamiast nich
należałoby w większym stopniu korzystać z biologicznych metod ochrony roślin, nawet
gdyby koszty żywności miały z tego powodu wzrosnąć o 0,5 - 1%. Konsumenci chętnie
zgadzają się na takie rozwiązanie, o czym świadczy m.in. rosnące powodzenie sklepów
z tzw. zdrową żywnością nie zawierającą żadnych pozostałości pestycydów.
opr. Marian Paszkowski
ZIELONE PŁUCA POLSKI : CZAS MENADŻERÓW
Ostatnie spotkanie Rady "Zielonych Płuc Polski" jeszcze raz dowiodło, że
nadchodzą nowe czasy. Czasy, w których prawa przyrody są ważne - ale nie tylko o nich
należy rozmawiać. Czasy, w których - po rozpadzie wschodniego imperium - nie ma już
przeszkód, aby środowisko traktować szerzej niż tylko ograniczony granicami państwa
teren. Stąd też obecność na posiedzeniu Polskiej Rady Programowo-Naukowej Porozumienia
"Zielonych Płuc Polski" przedstawicieli Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi,
Rosji (Okręgu Kaliningradzkiego).
O ile na poziomie międzynarodowym może okazać się, że mamy do czynienia z nowym
Heksagonale (związku sześciu państw owładnitych ideą ekorozwoju: Zielone
Heksagonale), o tyle na poziomie lokalnej władzy, Zielone Płuca Polski są wciąż
odbierane jako sprawa hobbystów-ekologów i Ministerstwa OŚZNiL, a mówiąc wprost:
grupki maniaków i stojących za nimi warszawskich centralnych pieniędzy.
"Maniacy" ci przez wiele już lat pisali mądre opracowania, słali listy i
ekspertyzy, pisali o ekoturystyce, zdrowej żywności, którą zarzuci się rynki
zachodnie, a województwa wchodzące w skład Zielonych płuc tylko na tym zyskają.
Ekologowie ograniczyli się do pisania o tym, jak będzie ładnie, gdy nie zlokalizujemy
tu żadnej huty, a wszystkie wioski, miasta i miasteczka będą miały oczyszczalnie
ścieków, remizy i ośrodki zdrowia. Miał być tu, na polskiej ziemi, kawałek raju:
przyrodolecznictwo i lecznictwo uzdrowiskowe, nowoczesny przemysł, zachowana tożsamość
kulturowa, zapewniona infrastruktura społeczna i techniczna. Zielone Płuca Polski miały
wejść w system monitoringu EWG, a może i ich przedstawiciel miałby zasiadać w Radzie
Europy. Polska północnowschodnia miała się stać przykładem rozważnej polityki
"ekorozwoju w praktyce", skąd braliby przykład sąsiedzi, tworzący wspomniane
już Zielone Heksagonale.
Tymczasem okazuje się, że właśnie z ową praktyką jest najgorzej. Zostały
przeprowadzone prace studyjne, planistyczne, prace wstępne i koncepcyjne i... No
właśnie, okazało się, że resztę musi zrobić Warszawa. Warszawa ma (musi)
skombinować pieniądze (jeśli Warszawa mówi, gdzie można pieniądze znaleźć - nie
jest to ważne, ważne jest, żeby Warszawa pieniądze DAŁA), Warszawa musi zrobić
ustawę chroniącą Zielone Płuca (bo gminy wciąż są nieświadome, że one najbardziej
z idei ZPP mogłyby skorzystać i gotowe są już torpedować plany ZPP i wojewodów i
lokalizować sobie tu nawet i hutę, bo czemu nie?). Warszawa musi więc uświadomić
gminy, dać pieniądze (i to niemało, ale skąd?), bo jeśli nie, to wojewodowie z
imprezy tej się wypisują i już.
Władze województw wchodzcych w skład ZPP nie kryją swych myśli: bo jeśli dziś
należałoby w celu zapewnienia dobrego funkcjonowania programu ZPP powołać biuro
programu, to musi to zrobić Warszawa. Jeśli potrzebne są w tym celu niewielkie
pieniądze, to przecież pieniądze te muszą nadejść z Warszawy, najlepiej w formie
czeku, i najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Jeśli nie - do widzenia Zielone Płuca Polski.
Co wy na to?
W Polsce zaczynają obowiązywać brutalne prawa rynku. Jeśli region nie jest
zainteresowany ideą, dla urzeczywistnienia ktrej zrobiono już tak wiele - trudno. Jeśli
brak jest ogólnego choćby regionalnego kosztorysu całego programu, a chce się
powoływać biuro, które jeszcze zrobi kilka, kilkanaście mądrych opracowań, ekspertyz
i ewentualnie wyda parę folderów - to widać, że coś jest tu nie w porządku, a
inicjatorzy Zielonych Płuc Polski, wspierani przecież przez tak prężne instytucje jak
NFOS, mają głowy w chmurach.
Zielone Płuca Polski nie są w pierwszej kolejności sprawą Brukseli, Genewy czy
Warszawy, lecz Olsztyna, Suwałk, Łomży, Ostrołęki, Białegostoku, ludzi w terenie,
władz gmin, sejmików samorządowych, wojewodów. Jeśli brak tam bazy społecznej, a
władze wyciągają ręce i uszy oraz czynią najróżnorodniejsze gesty w stronę
Warszawy - to czas powiedzieć, że ZPP przećwiczyliśmy sobie w teorii i na ekranach
komputerów, a teraz wyrzucone w ten program pieniądze okazały się błędem nas
wszystkich.
Nadchodzi czas memadżerów i ZPP mogą być tu tylko przykładem, że jeszcze nie wszyscy
zdali sobie z tego sprawę. Nadchodzą czasy, w których nie skażona przyroda przynosi
nie tylko chwałę władzom lokalnym, ale i niezły kapitał dla kas miejskich, gminnych,
wojewódzkich (nie chodzi przy tym o dochód z wyrębu drewna czy budowy wielkich
kompleksów hoteli). Dlatego program ZPP mógłby też ubiegać się (szczególnie jako
program współpracy międzynarodowej - Zielonego Heksagonale Europy Wschodniej) o dotacje
i nisko oprocentowane kredyty z Banku Światowego, UNEPu, nie tylko na prowadzenie badań
i wykonywanie mądrych ekspertyz, ale na konkretne działania: budowę w tym regionie
porządnych oczyszczalni ścieków, likwidację uciążliwych źródeł emisji,
koordynacji dotacji i kredytów na rzecz rozwoju przemyślanej bazy turystycznej i
czystego przemysłu.
Nadchodzi czas menadżerów. Menadżerów przemysłu, handlu, służby zdrowia, ochrony
środowiska. Nadchodzi czas sprawnych konsultantów prawnych, ekonomicznych, ludzi dużo
inwestujących ze swoich zdolności, swej wiedzy i swego czasu, aby osiągnąć cel. Ludzi
potrafiących dotrzeć do tego celu drogą wytyczoną przez siebie samych: drogą
najkrótszą z możliwych, co nie znaczy drogą na skróty. Mądrych polityków, ale też
i mądrych biznesmenów, dla których biznes plan nie oznacza jednostronicowego listu do
Minis tra z prośbą o dotację, bo jak nie, to mówimy do widzenia, zabieramy zabawki i
idziemy z podwórka, na którym już tak wiele przecież wspólnie zrobiono.
Adam Smolinski
POCHÓD ZWIERZĄT
W imieniu programu "Animals" (II pr. TVP) pragnę powiadomić i zaprosić
wszelkie grupy ekologiczne do uczestnictwa w "pochodzie zwierząt", który
odbędzie się w Warszawie 31.5.92. W ciągu całego dnia będzie można przedstawić swą
grupę (jej filozofię, cele, działalność) przed kamerą.
Akcja ma na celu zwrócenie uwagi społeczeństwa na problemy praw zwierząt, ekologii
oraz spopularyzowanie działalności wszelkich grup ekologicznych, a także nawiązanie
nowych kontaktów.
Bardzo proszę o przysyłanie list uczestników marszu, gdyż istnieje możliwość zwrotu
kosztów podróży.
Miejsce zbiórki i godzinę podamy w późniejszym terminie.
Zgłoszenia proszę nadsyłać jak najszybszym terminie pod adresem: Biuro Obslugi Ruchu
Ekologicznego, Szara 14/34, 00-420 Warszawa.
Bardzo zachęcam do uczestnictwa w tym marszu, gdyż jest to rzeczywiście wielka okazja
do udowodnienia, że ludzi, którym los przyrody jest bliski jest coraz więcej, ale też
jest równie wiele problemów wymagających rozwiązania.
Tworcy programu "Animals"
bardzo licza na Was!!!
Marta Szymska
Ps. Bardzo proszę o przekazanie
tej informacji wszystkim, którzy
mogliby być nią zainteresowani.
PRZEGLĄD PRASY
MYŚLĄ NARODOWĄ POLSKĄ
Nie, nie kupiłem tego pisma. Jakiś dobry człowiek z Narodowej Wspólnoty
Polskiej/Polskiego Stronnictwa Narodowego (może sam Bolesław Tejkowski?) pamiętał o
naszej redakcji i przysłał kilka (od stycznia do września'91) nu-merów tej gazety.
W n-rze 6(10) znajdujemy na pierwszy rzut oka fajny art. "Nie pal dziadziu!"
piętnujący palenie i radzący jak pozbyć się tego nałogu. I wszystko byłoby dziwnie
fajne, dopóki nie wczytać się, kto jest winny rozprzestrzenieniu się nikotynizmu.
Handlarze śmierci to oczywiści Żydzi, a dokład-niej cywilizacja żydo-amerykańska!
Jak łatwo się domyślić, całe szpalty tego pisma przepełnione są żydo-sowietyzmami,
żydo-amerykanizmami, żydo-solidarnością i innymi obŻYDliwościami. Dowiedziono też
niezbicie, że pogląd iż Jezus był Żydem jest bluźnierczy. Natomiast Żydem jest
Tymiński. Gazeta dba o samodzielne myślenie czytalników i na ich użytek podaje pięć
przesłanek "jak wykrywać Żydów". Warto przecież wiedzieć, że Żydem był
Janusz Korczak, a "Król Maciuś I" to podstępna broń mająca deprawować
serca polskich dzieci.
Aby odetchnąć przejdźmy do tematu: "Ekologia narodowa".
W n-rze 3(7) znalazłem niepodpisany ("nazwisko znane redak- cji") art. pod
dziwnie znajomym tytułem "Problem Ekologiczny nr 1 - korupcja?!". Jest to
połączenie tekstu z ZB 21 pod tym samym tytułem i z ZB 20 pt. "Państwowa Agencja
Antyatomistyki". W ZB oba były podpisane "Jerzy Karcz".
W n-rze 2(6) w tej samej rubryce znalazłem art. podpisany "Jarosław Trojan"
pt. "Ekologiczna agresja przez 'granice przyjaźni'". "12.7 w Ustroniu
odbyła się demonstracja (...) przeciwko (...) koksowni w Stonawie (...). Niesety, gdy
grupka młodych ludzi spod znaku 'Słowiańskiej Siły' próbowała nadać manifestachi
nacjonalistyczny wektor, funkcjonariusze 'Solidarności' momentalnie zgasili ten incydent.
Kilku nacjonalistów utoneło w morzu zwolenników Wałęsy i wyznawców
Schumachera." Zapewne chodzi Jarkowi o hasło "Stonawa na plac Wacława".
Tylko, że Pracownia... piętnowała je nie dla Wałęsy czy Schumachera! Dalej jest
trochę lepiej:
"Nie wyciągajmy jednakowoż z owego przypadku błędnego wniosku o konieczności
izolowania się od ruchu ekologicznego. Ekologia jest sprawą łączącą niemalże
wszystkich : anrchistów i konserwatystów , profesorów i włościan, gospodyni domowe i
importowanych z Orientu sekciarzy. Nic dziwnego - to po prostu odzywa się instynkt
samozachowawczy! Dlatego w pierwszym szeregu obrońców ojczystej przyrody nie może
zabraknąć nacjonalistów. Wszak i na Zachodzie lewacy nie mają monopolu na ochronę
środowiska . W RFN obok ekomarksistowskich 'Die Grunen" działa prawicowa Pkologish
Demokratische Partei. Wśród założycieli Partii Zielonych znalazły się skrajnie
prawicowe grupy Aktion Dritte Weg i Aktion Unabhwngiger Deutscher. Wyznawcy 'ekologi
narodowej' są aktywni również np. w Hiszpani ('Triton') czy Wilkiej Brytanii ('Green
Wave').
Przezwyciężcie więc swój wstręt do goszystów i ujmijcie w ręke zielony transparent
którego drugie drzewce dzierżyć będzie jakiś długowłosy mistyk 'głębokiej
ekologii' . Przemysłowe trucizny na wszystkich działają jednako!" I, o ile mi
wiadomo nik autora nie posłuchał, mimo upływu roku.
W tym samym numerze w art. "Czarno-biała fotografia czyli rozważania o Prawicy i
Lewicy" Jarosław Trojan wykazuje trudnoś- ci tradycyjnej, bipolarnej klasy- fikacji
partii politycznych:
"(...) chociażby jak zaklasyfikować Zielonych? W zasadzie plasują się oni gdzieś
na lewo od centrum (ale kłopot już w określeniu jak bardzo na lewo - reformiści to czy
lewacy?) w ich ideologii brakuje jednak charakterystycznego dla lewicy kultu postępu i
proletariackiego etosu..."
Pismo ma 32 s A4, kosztuje 3 tys. zł. Redakcja mieści się w Warszawie przy Hożej 62.
(ax)
PIESKI ŁOŚ
Jest takie miejsce w Rzeszowie, gdzie każde zwierzę pozbawione zostaje swej
godności. Staje się po prostu przedmiotem ulicznego handlu. Miejscem tym jest sobotni
rynek przy ul. Chopina. Co tygodnia wypełnia się on psami na sprzedaż. Są to przewanie
mieszańce, kundle, psy bez rodowodu. Widok ich dla człowieka, który potrafi rozumieć
cierpienie innych jest przerażają- cy. Głodne, zmęczone upałem lub zimnem psy często
trzymane na sznurach, stoją z opuszczoną głową, wtulone w kąt. Im widać jest
wszystko jedno, ale nie powinno być wszystko jedno nam, ludziom posiadającym chociaż
krztę człowieczeństwa. Stare psy spoglądałagodnie w oczy swoim nowym właścicielom.
Nie potrafią zrozumieć co się dzieje. Młode, szczególnie jeśli chodzi o
przedstawicieli ras obrończych, reagują zupełnie odwrotnie. Ogłupione sytuacją
rzucają się, atakując wszystkich przechodniów. W tekturowych pudłach na stołach
popiskują malutkie szczenięta. Leżą umorusane we własnych wydzielinach i skazane na
dokuczliwe pieszczoty przechodniów. Oczywiście zdarzają się także psy bardziej
zadbane, ale stanowią one zdecydowaną mniejszość. Po każdym takim jarmarku w centrum
Europy pozostawiane są na ladach, chodnikach, bezdomne, przestraszone i już bezpańskie
psy.
Długo można by pisać o tym handlu i o ludziach, jacy tam przychodzą, nie o to tu
jednak chodzi. Pragnę ukazać jedynie część atmosfery, jaka panuje w tym, tak
bezwzględnym dla zwierząt miejscu.
Mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, iż zlikwidowanie takiego ulicznego
handlu na pewno wpłynęłoby dodatnio na sytuację psów w Rzeszowie.
Zdawać by się mogło, że pisanie artykułów na ten temat w niemalże 100% katolickim
społeczeństwie jest zbędne. A jednak... Może Kościół zechciałby się wstawić w
obronie tych, ktrzy egzystują, tylko z woli Boga nie są ludźmi. Być może najwyżej
rozwinięte istoty zastanowiłyby się przez moment, jak postępują i traktują
słabszych od siebie.
Powracając jednak do tematu, gdyby o zbyt psów było znacznie trudniej, a brutalne
pozbywanie się ich wiązałoby się z poważnym ukaraniem, może mniej ludzi podjęłoby
się trzymania ich. Zapewne wtedy hodowlą tych pięknych zwierząt zajęliby się
prawdziwi i doświadczeni hodowcy, a utrzymaniem zaś prawdziwi miłośnicy.
Magda Grygiel
Dąbrowskiego 33/82
35-036 Rzeszów
Ani zakaz handlu psami (bo do tego sprowadza się postulat Autorki), ani bardziej
represyjne prawo, nie poprawią bytu psów. (Jeśli nie będą sprzedawane, to będą
topione.) Ewentualne represje wobec handlarzy przyniosłyby jedynie katastrofalne skutki
dla zwierząt. Twierdzę, że poprawę ich losu można osiągnąć jedynie podnosząc
świadomość i kulturę społeczeństwa. Ale to, niestety, nie przychodzi z dnia na
dzień.
(pr)
ŚWIĘTE PSY - CZYLI OPIEKA NAD ZWIERZĘTAMI
Przede wszystkim podkreślę, że doceniam, podziwiam i szanuję to, co robią tzw.
towarzystwa opieki nad zwierzętami, fronty wyzwolenia zwierząt i inne akcje
antyfutrzarskie. Jest to kawał dobrej roboty.
Chciałbym jedynie, niestety po raz kolejny, zwrócić uwagę na pewne ograniczenia ich
filozofii działania, które nie są przez nich samych postrzegane lub raczej są celowo
pomijane.
Chodzi mi oczywiście o różne traktowanie różnych gatunków zwierząt, wg
nieokreślonego kryterium. Wg praktyki tym kryterium jest przynależność do danej RASY.
Oczywiście RASĄ nr 1, hołubioną przez wszystkich ww. są PSY. Ich status przypomina
pozycję KRÓW w Indiach. I tak np. Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zajmują się
prawie wyłącznie psami, przejmują się nawet wtedy, gdy przecieka psia buda. Ten sam,
niewątpliwie wrażliwy na krzywdę zwierząt działacz(ka) ze smakiem pałaszuje kotlet
zrobiony z zabitego cielaczka - istoty niewątpliwie także miłej, czującej, przyjaznej
Człowiekowi, i nie widzi w tym fakcie nic złego. podobnie wielu frontowców wyzwolicieli
zwierząt bardziej przejmuje się losem myszy w laboratorium niż świni, gatunku
powszechnie lekceważonego. )
Jest to zjawisko, którego nie rozumiem i przeciw któremu protestuję, propagując inne
podejście: równe traktowanie podobnych ISTOT. Osobiście nie widzę powodów, dla
których inaczej traktowane miałyby być PSY i ŚWINIE. Jak dowodzą doświadczenia, są
to Istoty o podobnym stopniu rozwoju inteligencji, a nawet o podobnym charakterze: świnki
wychowywane w rodzinie psiej są równie inteligentne, pomysłowe, wesołe, wierne, można
je też wyuczyć wielu sztuk, np. przynoszenia gazety z kiosku. Są czyste - tylko może
nie tak piękne...
Wegetarianie mają inny stosunek do zwierząt. Staramy się zachować tu konsekwencję i
równy szacunek mieć i dla PSA i dla ŚWINI i dla LISA (futerkowego). Pewnym
ograniczeniem filozofii wegetarianizmu jest samo DZIEŁO STWORZENIA, gdzie są zwierzęta
mięsożerne, zabijające inne - czego wyeliminować się nie da. Także człowiek nie
może całkowicie wyeliminować zabijania żywych stworzeń. Nasza filozofia to:
minimalizować ZŁO i CIERPIENIA wyrządzane zwierzętom i stworzeniom. Potrafię zabić
muchę, jeśli to konieczne... i nie uważam tego za zło... I tu jest pole do popisu dla
przeciwnikow wegetarianizmu. Będą upierać się, że w gruncie rzeczy zabicie muchy czy
psa, a może nawet rośliny to to samo - w związku z czym to wegetarianie są hipokrytami
(a nie są nimi np. miłośnicy psów). Z takimi pogldami nie będę polemizował,
ponieważ rzecz jest zbyt oczywista. Bardziej zainteresowanych odsyłam do tekstów
źródłowych na ten temat. Jest taka książka Toma Regana pt. The Struggle for Animal
Rights. Autor jest z zawodu filozofem i nie wyobrażam sobie bardziej dogłębnej analizy
PRAW ZWIERZĄT, niż dokonana przez niego. Przedstawiona przez niego filozofia jest
spójna i - co jest oczywiste - zgodna z filozofią wegetarianizmu.
Nie da się oddzielić praw zwierząt od wegetarianizmu - co jednak niektórzy czynią.
Powinni jednak zdawać sobie sprawę z ułomności własnego pojmowania tych spraw.
Gdyby w Polsce powstały tuczarnie psów (na mięso i na skry, a może takie są)
natychmiast nastąpiłby taki protest, że trzeba by je zlikwidować. Niech mi ktoś
wytłumaczy DLACZEGO nie protestujemy tak przeciw tuczarniom świń?
Podsumowując: Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Ruchy na Rzecz Praw Zwierząt, o ile
nie akceptują wegetarianizmu - powinny w swoich nazwach dodać słówko
"niektórych" (gatunków zwierząt). Wtedy sprawa będzie jasna, a w statucie,
programie należałoby określić prawami jakich gatunków zwierząt się zajmują.
Krzysztof Żółkiewski
*) Ps. Wegetarianie widzą świat stworzeń hierarchicznie. Ogólnie kryterium traktowania
Stworzeń stanowi "stopień rozwoju świadomości i zmysłów" i gdybyśmy
musieli coś zabić lub zniszczyć to kolejnosc bylaby taka:
MINERAŁY - ROSLINY - BAKTERIE - PIERWOTNIAKI - ... - GADY - PTAKI - SSAKI NIŻEJ
ROZWINIETE - SSAKI WYŻEJ ROZWINIETE - CZLOWIEK!
JAK BUDOWANO "PUŁAWY"
...wdrożenie koncepcji budowy giganta przemyslowego potwierdzilo najbardziej skrajne
obawy przeciwnikow...
Koncepcja budowy w kraju dużej fabryki nawozów azotowych wynikła z potrzeby
intensyfikacji produkcji rolnej przedstawionym w ówczesnym "Programie wyżywienia
narodu". Fabrykę postanowiono zlokalizować w Puławach ze względu na
techniczno-ekonomiczne zalety tego regionu. Decyzja ta napotkała sprzeciw ze strony
Administracji Lasów Państwowych, organizacji ochrony przyrody, instytucji ochrony
zabytków kultury, naukowców i mieszkańców Puław. Argumenty sprzeciwiających się tej
lokalizacji były uzasadnione, ponieważ:
REC ODPOWIADA
Regionalne Centrum Ekologiczne (REC) pragnie serdecznie podziękowac Redakcji ZB za
rozpowszechnienie folderu, który został dołączony do ZB 33. Niepokoi nas jednak
notatka przedstawiająca nasz folder czytelnikom i dlatego chcielibyśmy wyjaśnić
sytuację.
Bardzo wysoko cenimy działalność Redakcji ZB i jesteśmy przekonani o ogromnym
znaczeniu tego miesięcznika jako publikacji ekologicznej. W ramach naszego programu
finansujemy działania grup ekologicznych w Europie Centralnej i Wschodniej, nadesłane w
formie projektów i spełniające nasze kryteria. Nie mogliśmy pomóc w publikowaniu ZB,
ponieważ ze względu na ograniczone zasoby finansowe podjęliśmy wcześniej decyzję aby
nie finansować wydawnictw ciągłych. Kryteria udzielania pomocy finansowej mogą być
jednak zmienione i zależy nam bardzo na sugestiach ze strony organizacji ekologicznych,
które pomogłyby nam ustalić najlepszy sposób wykorzystania posiadanych przez nas
środków.
W ramach naszej dotychczasowej działalności (zapoczątkowanej we wrześniu'90)
otrzymaliśmy propozycje finansowania przez Centrum prawie 500 projektów na łączną
kwotę ponad 83 milionów ECU (104 miliony USD). Posiadane środki pozwoliły nam na
sfinansowanie 125 projektów na łączną kwotę 1 mln 460 tys ECU. Wszystkie propozycje
przesyłane do REC są starannie analizowane w ramach ustalonej procedury, która ma na
celu zapewnienie możliwie jak największego obiektywizmu i jasności podejmowania
decyzji.
Wszelkie pytania związane z działalnością REC prosimy kierować do naszego biura w
Warszawie lub w Budapeszcie pod wskazanymi poniżej adresami:
Małgorzata Koziarek
Polskie Biuro REC
na Europę Środkową i Wschodnią
Szara 14/34
00-420 Warszawa
tel./fax: 0-22/296433
Jerzy Radziwiłł
Regional Environment Center
for Central and Eastern Europe
Miklos ter 1
H-1035 Budapest
Hungary
tel.(36-1)168-6284, 168-8203, 168
-8685, 168-9463
fax: (36-1)168-7851
Z poważaniem
Peter Hardi
Dyrektor Centrum
PRACA DLA EKOLOGA
Nadchodzi czas młodych, odpowiedzialnych ludzi, dla których ochrona środowiska nie
jest ani sloganem, ani paskiem przy wypłacie. Nie dziwi też, że Ministerstwo Ochrony
Środowiska poszukuje do pracy osób po:
- prawie,
- inżynierii ochrony środowiska,
- architekturze (planiści), lub osób kończących studia na tych kierunkach. Oferowana
jest niezbyt wysoka płaca, sensowna praca w nowych, zmienionych warunkach, możliwość
podnoszenia kwalifikacji. Warunek: osoby z Warszawy lub okolic.
Kontakt:
Biuro Prasowe MOŚZNiL
Wawelska 52/54
00-922 Warszawa
tel. 25-88-50
KRYTERIA "CZYSTEJ PRODUKCJI" STANOWISKO SPOŁECZNEGO INSTYTUTU
EKOLOGICZNEGO
Warszawa, marzec 1992r.
1. Polska znalazła się w nowej sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej. Nie
ulega wątpliwości, że stwarza to nowe moż- liwości i warunki wyboru drogi rozwoju
państwa.
2. W Polsce powinny zostać wprowadzone takie rozwiązania systemowe, które zapewnią
realizację atrategii ekorozwoju przez:
POPOŁUDNIE Z GAZETĄ: "TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ"
"Tygodnik Solidarność" to gazeta, w której prawie każdym numerze można
znależć coś na temat ekologii. Czasem są to 3-4 artykuły koncentrujące się na
jednej sprawie i przedstawiające ją z kilku stron. Tak było np. w numerze 10 (6.3.92)
gdzie pisano o zdrowej żywności, ale jednocześnie przedstawiono rezultaty (moim zdaniem
niezbyt uzasadnione) eksperymentu, w którym stwierdzono, że cholesterol jest zdrowy.
Zajmowano się też sprawą śmieci (nr 5 z 31.1.92) i energią alternatywną (nr 4 z
24.1.92). W jednym z ostatnich numerów (nr 12 z 20.3.92) można przeczytać wywiad z
prof. Skolimowskim "Ekofilozofia - trzecia droga", a już w następnym numerze z
artykułu "Sokrates w czerwonym chitonie" Antoniego Zambrowskiego możemy
dowiedzieć się, że komuna na Politechnice Łódzkiej, gdzie świeżo założono
katedrę Ekofilozofii, trzyma się dobrze i nie dopuszcza do prowadzenia wykładów ludzi
spoza starego układu. Zresztą artykuły demaskatorskie to specjalność
"T.S.". W swoim czasie zajmowali się "Iglopolem", można więc
liczyć, że jak tylko dowiedzą się czegoś o dziwnych zasadach funkcjonowania jakiś
firm nieprzyjaznych dla środowiska, to pomogą je zdemaskować.
Żeby jednak nie kończyć tak laurkowo, to "T.S." był jedną z niewielu gazet,
które nic nie napisały (poza wzmianką w artykule na inny temat) na temat akcji
anty-futrzarskiej. Jak wyrzut sumienia jawi mi się dwuodcinkowy artykuł Anny Bojarskiej
"Nasze Verdun" (nr 3 i 4/92), w którym autorka demagogicznie twierdzi, że
palacze papierosów są prześladowanymi obrońcami wolności i jawią jej się (chyba od
nadmiaru kadmu) jakieś stosy. Nie dostrzega ona natomiast tego, że dąży się do
ograniczenia palenia papierosów nie dla zniewolenia zdrowiem pani Anny Bojarskiej i jej
podobnych, ale dla zdrowia tych, którzy są biernymi palaczami wbrew swojej woli. Nie
dostrzega też plakatów MARSA "przyjemność dla znawcy" (nieprzyjemność dla
całej reszty), reklam MALBORO i innych trucizn, bezprawnie umieszczanych gdzie się tylko
da. I tą krótką polemiką kończę i zachęcam do lektury "T.S.", w
czytelniach najlepiej.
Skaman
JAK OBCHODZILIŚMY ŚWIĘTO WIOSNY W SOSNOWCU
Chciałabym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z "obchodów"
pierwszego dnia wiosny '92. Cały nasz ogólniak przygotowywał się do tzw. pochodu
ekologicznego połączonego z topieniem Marzanny itd.
Zaplanowano przemarsz głównymi ulicami Sosnowca pod Urząd Miejski. Każda z klas miała
swój transparent z hasłem "ekologicznym" i wszystko byłoby OK, gdyby nie to,
że szanowny pan prezydent miasta, przerażony informacją o planowanym pochodzie,
zadręczał swoimi telefonami dyrekcję szkoły z pretensjami: "Dlaczego my się nie
uczymy, tylko pozwalamy sobie na ZABAWĘ".
W końcu stanęło na tym, że zapewniono nam "obstawę policyjną" ("w
razie gdyby was jakieś punki zaatakowały" - to ich argumenty!) i zezwolono na
przejście najkrótszą drogą pod Urząd Miejski i chwilę rozmowy z prezydentem.
Szliśmy grzecznie, nikt nas nie atakował, ludzie zatrzymywali się i patrzyli na nas jak
na nawiedzonych, inni przyspieszali kroku. Pod Urzędem rozdano ulotki, a wybrane
delegacje udały się na rozmowę z "głównym" tego miasta. Jednak próby
dowiedzenia się jak wydział ochrony środowiska w Sosnowcu gospodaruje funduszami
przeznaczonymi na inwestycje "eko" spełzły na niczym, a prezydent i jego
asystentka uparcie powtarzali - pieniędzy "nie ma" oraz "sadzimy
drzewka".
Sumując - myślę, że ten "ekologiczny", jak go szumnie nazwano, marsz nie
wniósł niczego nowego. Pod dużym znakiem zapytania stoi problem czy TO może być
zaczątkiem świadomości ekologicznej ludzi w naszym ogólniaku, jako że większość z
tych maszerujcych "ekologów" zadeptała przy okazji trawniki w parku. (A
przecież czołowym hasłem było: "ZACZNIJMY OD SIEBIE!")
Będę się starać, żeby coś ruszyło, ale na razie wyrzucają mnie z jednej tablicy na
drugą z moją gazetką eko-vega.
Aska Zielinska
II LO w Sosnowcu
Ps. Uczestniczyłam też w zebraniu Komisji Zdrowia i Ochrony Środowiska dn. 23.03.92 r.
w Urzędzie Miasta, a jedynym problemem z dziedziny ekologii (według pana prezydenta)
była... ochrona przeciwpożarowa.
To i tak lepiej niż w Oświęcimiu. U nas jednym z problemów ekologicznych wg
przewodniczącego właściwej komisji Rady Miasta jest... izba wytrzeźwień. (Chyba, że
dla ekologów???) (pr)
POLEMIKA NA POLEMIKE
Z przykrością muszę stwierdzić, iż p. J.A.Korbel w tekście "Korzenie
kryzysu ekologicznego" (ZB 32) prawdopodobnie musiał życzeniowo przeczytać
fragment mojego tekstu w ZB 31 będącego reakcją na wywiad z prof. Kraczukiem w ZB 29.
W swym wystąpieniu nie tylko nie chciałem, lecz i nie wyrażałem się negatywnie o
innych poglądach jako takich. Cała moja wypowiedź koncentrowała się na technice
używania spraw tzw. ekologii w sposób instrumentalny. Zgadzam się z p. J.A.Korbelem,
iż prof. A.Krawczuk nie jest ani pierwszym, ani ostatnim z pozbawionych wątpliwości co
do negatywnego powiązania przyczynowoskutkowego pomiędzy religią a stanem środowiska.
Teza jest wyprowadzana połączeniem swoistej interpretacji fragmentu większego tekstu z
obiektywnie prawdziwymi faktami, i właśnie ta technika jej wyprowadzania, będąca
manipulacją, stała się przedmiotem mojej uwagi. Działa to według sprawdzonego wzoru:
sucha już glina ze świeżą wodą robią błotko dobre do użycia. Wyraźnie pragnę
podkreślić, iż jedynie na techniczną stronę wywiadu zwróciłem uwagę w swym
tekście. O poglądach nie dyskutowałem.
W końcu ZB to wolna trybuna i na tym ich sztuka polega. dr inż. Feliks
Stalony-Dobrzanski
Jesteście Państwo Redakcją, która świadomie ponoć nie ingeruje w treści drukowane
na łamach Pisma. W związku z tym po raz już drugi zadaję pytanie, czy ma to też
oznaczać wolę kolportowania drukiem nieprawdy, tej nawet prostej, doświadczalnie
sprawdzalnej? Nawet tej wypowiadanej z nierzetelności lub chęci odreagowania kompleksów
i zwykłych niechęci?
W związku z przypiskiem (nie znajdującym zresztą odniesienia w tekście) - ZB 34, s.22
- oświadczam, iż nigdy nie użyłem określenia "ekologia katolicka". Owszem,
wypowiadałem się w reakcji na tekst, który właśnie usiłował ideologizować sprawy
ekologii, i w którym Autor dawał przy okazji upust swoim antypatiom religijnym.
Panowie! Naprawdę nie jest rozsądnym dmuchanie w przygasające, miejmy nadzieję,
ognisko niechęci ideologicznych.
Dajcie już z tym spokój.
z poważaniem dr inż. Feliks Stalony-Dobrzanski
Ps. Odnośnie "załapywania się" na temat ekologii mam zdanie identyczne.
Pragnąłbym jednak podkreślić, iż czym innym jest koniunkturalna gra, a czym innym
wybór. Wspólnota Ekologów, w której pracuję, powstała w 1984r. jako wynik wyboru po
doświadczeniach w rozbijanym wtedy metodycznie PKE. Działaniem w złej wierze jest
wkładanie w jedno obydwu tych stanów. Robić tak nie tyle można, co niestety trzeba,
gdy samemu się jest koniunkturalistą. To sprawę wyjaśnia.
NATUUR EN MILIEU OVERIJSSTEL
Wiele organizacji w Holandii jest zaangażowanych w ochronę środowiska. Są to
organizacje małe lub duże, ekologiczne lub ochroniarskie, prowadzące badania naukowe
lub takie, które najczęciej zobaczyć można na ulicach. Wszystkie organizacje mają
jednak wspólny cel - ochrona lub nawet poprawa stanu środowiska. Dla osiągnięcia
wspólnych celów organizacje te zjednoczyły się tworząc sieci. W Overijssel sieć taka
nazywa się Natuur en Milieu Overijssel, co znaczy Natura i Środowisko Overijssel. Celami
tej sieci są: wspieranie grup lokalnych, które są jej członkami, prowadzenie
negocjacji z władzami regionu, pobudzanie środowiskowej i ekologicznej edukacji oraz
wspieranie inicjatyw ekologicznych.
Organizacje zajmujące się ochroną środowiska są zazwyczaj ogromnie zróżnicowane.
Dzieje się tak zarówno w Polsce jak i w Holandii. Tę sytuację łatwo zrozumieć -
podobnie jak w innych częściach społeczeństwa, grupy ekologiczne wyłaniają się dla
rozwiązania konkretnych problemów bezpośrednio związanych w tym przypadku ze
środowiskiem (uciążliwe fabryki, budowa dróg, wycinanie drzew itp.). Ludzie chcący
aktywnie powstrzymywać niszczenie przyrody tworzą małą grupę, która staje się
grupą ekologiczną. Oczywiście grupa taka może przestać istnieć tak szybko, jak
szybko powstała. Gdy jednak problem będzie miał bardziej ciągły charakter, grupa ma
szansę na dłuższe istnienie. Brak powodów skłaniających do zjednoczenia się stanowi
zaś główny powód pozostania takich grup w podziale. W systemie demokratycznym ludzie
mają prawo organizować się w różne grupy. Większość grup lokalnych nie potrzebuje
wielkich funduszy, nie ma więc potrzeby łączenia się dla wzmocnienia ekonomicznej
pozycji. To ogromne zróżnicowanie nie stanowi jednak idealnej sytuacji. Tak podzielone
grupy lokalne nie są w stanie przeciwstawiać się decyzjom władz regionu oraz nie mogą
powstrzymać działań dużych przedsiębiorstw. Wielokrotnie grupy te nie posiadają
informacji i dostatecznej wiedzy o tym, jak podejmować pewne oficjalne działania. To
staje się powodem, że grupy nie są w stanie osiągnąć zamierzonego celu. Te wszystkie
przyczyny stały się bazą dla budowy sieci w Overijssel.
Najważniejszym celem sieci Natuur en Milieu Overijssel jest doradztwo, wspieranie oraz
dostarczanie informacji grupom lokalnym. Dla osiągnięcia tego celu Natuur en Milieu
Overijssel stworzyła różne formy działalności. Przekazywanie informacji organizacjom
uczestniczącym w sieci odbywa się za pośrednictwem własnego pisma. Pismo to zawiera
artykuły dotyczące problemów ekologicznych regionu, artykuły wprowadzające w daną
tematykę, recenzje nowych książek poruszających tematykę ekologiczną, relacje ze
wspólnych akcji oraz informacje o przyszłych przedsięwzięciach. Porady prawne
udzielane są grupom poprzez stworzone biuro porad prawnych, do którego można zarówno
zadzwonić jak też przyjść i uzyskać wszelkie pomocne informacje. Można także
korzystać z materiałów, które są dostępne w bibliotece organizacji. Poza tym
istnieje możliwość wypożyczenia materiałów na wystawy i akcje, korzystania z kaset,
a pracownicy biura mogą przygotować wykłady na dowolny temat związany z ekologią.
Biuro ma także możliwości kontaktowania grup z władzami lokalnymi, mediami i
przedstawicielami biznesu. Czasami sieć musi wykorzystać swoją własną siłę dla
wspomożenia ochrony środowiska.
Dla realizacji regionalnych celów dotyczących polityki ekologicznej sieć Natuur en
Milieu Overijssel korzysta ze swoich własnych możliwości. Sieć kreowana przez wiele
małych organizacji, w których działa pokaźna liczba osób, stanowi forum
reprezentujące wszystkich jej uczestników. Jeżeli instytucje demokratyczne takie, jak
dla przykładu władza lokalna chcą być wysoko cenione, muszą brać pod uwagę opinię
tak dużej organizacji. Poza tym poprzez media Natuur en Milieu Overijssel może
wpłynąć na opinię publiczną oraz krytykować działania lokalnej i regionalnej
władzy oraz poczynania przemysłu.
Najczęściej większa władza polityczna oznacza większą siłę ekonomiczną, a dzięki
tej ekonomicznej przewadze można podjąć efektywniejsze działania.
Przykład stanowi własna sieć edukacji w szkołach stworzona przez Natuur en Milieu
Overijssel. System ten, oparty na pudekach zawierających testy, został szeroko
rozpowszechniony w szkołach regionu. Dzięki krótkim testom, dzieci mogą poznać
otaczające ich środowisko.
Natuur en Milieu doradza ponadto władzom miasta w sprawach dotyczących naturalnego i
ekologicznego zazieleniania miast. Podejmowanie działań edukacyjnych skierowanych do
gospodyń domowych, polityków czy przedsiębiorstw stanowi także ważny przejaw
aktywności sieci.
W tym artykule nie zostały przedstawione wszystkie możliwe działania, których
podjęcie mogłoby stać się udziałem organizacji podobnych do sieci Natuur en Milieu
Overijssel. Trzeba jednak pamiętać, że doradztwo, wspieranie oraz dostarczanie
informacji stanowi najważniejszy aspekt aktywności takiej sieci - po pierwsze sieć musi
przynosić korzyści jej uczestnikom. Innym ważnym celem istnienia sieci jest stwarzanie
przeciwwagi dla władz lokalnych i przemysłu. Najbardziej pozytywnym aspektem tworzenia
takiej sieci jest jej łatwość dostosowawcza - jej wielkość uzależniona jest od
lokalnych potrzeb, zaś postawiony cel (cele) może być dowolny. W Holandii wszystkie
prowincje mają swoje własne sieci tego typu. Główną korzyścią takiej sytuacji jest
duża różnorodność na poziomie lokalnym, która na szczeblu regionalnym przeradza się
w ogromną siłę przeciwstawiającą się niszczeniu przyrody.
ErnstJan Stroes
tłum. Darek Szwed
TAMOWANIE KOLEGIAMI I.. CENNIKAMI
Mimo apelu skierowanego przez ministra Kozłowskiego do Sądu Wojewódzkiego w Nowym
Sączu nadal trwają represje wobec uczestników zeszłorocznej akcji w Czorsztynie.
Można nawet stwierdzić, że działania organów "sprawiedliwości" dostały
ostatnio dosyć dużego przyspieszenia.
Przede wszystkim zaczęli się pojawiać pierwsi komornicy chcący ściągać zaległe
grzywny. Ponadto dopiero teraz kolegium w Nowym Targu przypomniało sobie o ok. 30 osobach
zatrzymanych podczas blokady... 3.7. zeszłego roku.
Przypomnę może, że tego dnia większość z około 70 zatrzymanych została zwolniona
ze względu na... brak miejsc w policyjnym areszcie.
Do tej pory nikt z tych osób nie stanął przed kolegium. Dopiero teraz zaczęły
przychodzić wezwania na przesłuchania przed Kolegiami w miejscach zamieszkania. Co
ciekawe, do akt sprawy dołczany jest cennik strat jakie według "Hydrotrestu"
spowodowały blokady 1-10.7.91. Opiewa on na sumę 95 987 034 zł (za nieprzewiezione 1287
m ziemi). Nie wiadomo, czy umieszczenie cennika w aktach sprawy jest tylko próbą nacisku
na kolegium, czy też jest przygotowaniem do wytoczenia przez "Hydrotrest"
procesu o straty spowodowane blokadą (może tylko postraszeniem możliwością takiego
procesu?). Cennik podpisał niejaki inż. Tokarski, który jednocześnie jest świadkiem w
sprawach przeciwko uczestnikom "tamy". Chyba warto zapamiętać sobie to
nazwisko.
Piotr Ulatowski
WiP - Kraków
ZIELONI W AMERYCE
1.ZIELONA LEWICA : EKOLOGIA SPOŁECZNA
Duża część amerykańskich Zielonych pozostaje pod wpływem tzw. "ekologii
społecznej", która uważa kryzys ekologiczny za odbicie kryzysu w społeczeństwie.
Według twórcy tej ideologii, Murraya Bookchina, ludzka dążność do panowania nad
przyrodą ma swe źródło w panowaniu człowieka nad człowiekiem, dlatego ruch
ekologiczny walczyć musi przeciw wszelkim formom społecznej hierarchii i dominacji:
przeciw kapitalizmowi, państwu, patriarchatowi, rasizmowi i "homofobii"
(niechęci do homoseksualistów).
Teorię tę próbuje wcielać w życie Left Greens (Lewica Zielonych) - sieć anarchistów
i niezależnych socjalistów, łączących hasła ekologii, antykapitalizmu i oddolnej
demokracji. Nie jest to formacja jednorodna: obok wyznawców orientacji
"socjalekologicznej" mamy propagatorów sojuszu związków zawodowych z ruchem
ekologicznym (idea "demokracji w miejscu pracy"), zwolennicy akcji
bezpośrednich działają wespół z ludźmi zaangażowanymi w wybory komunalne
("strategy of libertarian municipalism"). LG aktywna jest także w Brytyjskiej
Kolumbii (Kanada), gdzie ten konglomerat socjalistów, anarchistów i byłych członków
partii komunistycznej próbuje np. współpracować z ruchem samoobrony Indian.
Swe poglądy Lewica Zielonych wyraża w dwumiesięczniku "Left Green Notes" i
dyskusyjnym kwartalniku "Regeneration".
Inną, wyraźnie lewicową frakcję w ruchu ekologicznym stanowią Youth Greens (Młodzi
Zieloni). Zalążkiem tego ugrupowania był Youth Caucus - młodzieżowa organizacja The
Greens, od samego początku (ku konsternacji starszych członków partii) otwarcie
antykapitalistyczna i antyetatystyczna. Po przekształceniu w grupę autonomiczną Młodzi
Zieloni zorganizowali wspólnie z Anarchist Youth Federation i Left Greens szereg kampanii
takich jak np. akcje z okazji Dnia Ziemi na Wall Street w Nowym Jorku i w bankowej
dzielnicy San Francisco (wiosna'90). Od sierpnia'91 Youth Greens lansują ideę zbudowania
odrębnej konfederacji ekoanarchistycznej współpracującej zarówno z ruchem
ekologicznym jak i z radykalną lewicą w walce o "wolne społeczeństwo
ekologiczne". Organem YG jest kwartalnik "Free Society".
2. THE GREENS : EKOLOGIA POLITYCZNA
The Greens reprezentują najszerszy nurt ruchu ekologicznego. Od momentu, gdy w 1984r.
ugrupowanie to powstało jako tzw. Committees of Correspondence, Zieloni przeistoczyli
się w kombinację ruchu społecznego i partii politycznej pod nazwą "The Greens -
Green Party USA" (Zieloni - Partia Zielonych USA). Nie obyło się przy tym bez
problemów: w Kalifornii blisko połowa grup lokalnych uznała udział w wyborach
stanowych za przejaw tendencji "antydemokratycznych i oportunistycznych",
zrywając z partyjną strukturą. Dziś The Greens skupiają w ok. 200 grupach lokalnych
od 3000 do 5000 członków. W większości należą oni do białej klasy średniej (nad
czym bardzo ubolewają ekosocjaliści).
Mimo licznych sporów, ideologicznych i strategicznych, midzy liberalnymi reformatorami,
socjalradykałami i bioregionalistami, partii udało się utrzymać jej pierwotne
pryncypia, wśród nich m.in. zasadę "demokracji uczestniczącej" i
antykapitalistyczną w istocie rzeczy platformę gospodarczą. Tegoroczny "Plan
Zielonej Akcji" (Green Action Plan) zawiera takie np. projekty jak "Detroit
Summer" i "Solar power through community power" (Energia słoneczna przez
władzę lokalną). Pierwszy będzie polegał na pracy młodych ochotników, którzy
pomogą mieszkańcom Detroit odrestaurować sąsiedztwo remontując domy, zakładając
ogrody miejskie, pomagając w tworzeniu lokalnych spółdzielni itd. Drugie
przedsięwzięcie ma być wyzwaniem dla Krajowej Strategii Energetycznej (National Energy
Strategy) Busha, promującym energetyczną alternatywę w postaci sieci oddzielnych
inicjatyw ekologicznych. Zielona Partia USA wydaje kwartalnik "Green Letter/Greener
Times".
Podobny charakter, lecz bardziej socjaldemokratyczną orientację, ma kanadyjska Green
Party (Zielona Partia) oraz aktywna w Toronto, Ottawie i Montrealu - Confederation of
Municipalist Greens (Konfederacja Gminnych Zielonych). Ta ostatnia formacja, choć bliska
koncepcjom społecznoekologicznym, dystansuje się jednak od lewicy, którą kojarzy
przede wszystkim z centralizmem.
3. EARTH FIRST : GŁĘBOKA EKOLOGIA
Filozofia "głębokiej ekologii" stworzona została przez Norwega, Arne Naessa,
spopularyzowali ją zaś w Ameryce George Sessions i Bill Deval. Odwołuje się ona do
"biocentrycznej" etyki, zgodnie z którą niezbywalne prawa przysługują
kąxdęj żywej istocie, a ludzkość powinna ińśtyńktówńię odnaleźć swe miejsce w
przyrodzie i wszechświecie.
Idee takie propaguje m.in. anarchistyczny kwartalnik "Fifth Estate", który
potępia całą zachodnią cywilizację technologiczną, przeciwstawiając jej
spontaniczny bunt w duchu "romantycznego prymitywizmu".
Najsłynniejszą wszakże formacją "głębokich ekologów" jest bez wątpienia
Earth First! (Ziemia Przede Wszystkim). Grupa ta, nie posiadająca żadnej sformalizowanej
struktury i nie głosząca żadnego spójnego programu politycznego, znana jest przede
wszystkim z odważnych akcji sabotażowych i kampanii obywatelskiego nieposłuszeństwa w
obronie dzikiej przyrody. Na działalność EF! establishment odpowiadał represjami: w
Prescott FBI zaatakowało pięciu aktywistów ruchu, gdzie indziej znów wysadzono w
powietrze samochód Judi Bari i Daryl Cherney - działaczek Earth First! i związku
zawodowego IWW.
Bezkompromisowość "fundamentalistów ekologii" wywołuje też kontrowersje w
samym ruchu "zielonych".
Anarchistyczny miesięcznik "Love and Rage" np. zarzuca: "W głębokiej
ekologii brakuje teorii społecznej dominacji, nie rozumie też ona problemu państwa,
kapitalizmu czy patriarchatu" ("L+R", marzec 1992). "Zielona
Lewica" oskarża EF! o "mizantropię", "homofobię" i
"rasizm", do czego asumpt dają oświadczenia "Dziadka" Earth First!
Edwarda Abbeya i artykuły publicystów "Earth First! Journal". Podejrzewać
należy, że zarzuty te są wywołane przewrażliwieniem lewicowców na punkcie "praw
mniejszości". Faktem jest jednak poparcie, jakiego nacjonalistyczna organizacja
White Aryan Resistance udzieliła EF! w walce o "uratowanie lasów Kalifornii od pił
Żyda z Wall Street, Charlesa Churwitza". Przywódca WAR, Tom Metzger oświadczył:
"Ochrona przyrody jest częścią walki o nasz rasowy byt. Ataki na nasze środowisko
są równe atakom na naszą rasę". Antyfaszystowski miesięcznik "The
Searchlight" pisząc o ekologicznej aktywności grup takich jak White Aryan
Resistance, National Democratic Front czy Aryan Women's League nadał artykułowi
znamienny tytuł: "Brunatne koszule zielenieją" (The greening of the
Brownshirts" w: "The Searchlight" No 171).
Jaroslaw Tomasiewicz
Kontakty:
Lewica:
PIERWSZE SIEDEM LAT ŻYCIA CZYLI POMIĘDZY NARODZINAMI A ZMIANĄ ZĘBÓW
"Przeobrażenie odziedziczonego od rodzicow ciala fizycznego przypada na pierwsze
siedem lat życia i stanowi glowne zadanie tego okresu."
Jest to okres najważniejszy w życiu dziecka, rzutujący na całe przyszłe życie.
Dlatego tak ważne jest umiejętne wychowywanie dziecka od samego początku. Ale żeby
tego dokonać, musimy postarać się zrozumieć tę małą istotę, która jest tak
różna od nas. Nie bez racji mówi się, że nawet najmądrzejszy może uczyć się od
dziecka. Pedagogiczna praca z dzieckiem opiera się na ciągłej wewnętrznej przemianie
samego rodzica lub wychowawcy, który poznając naturę ludzką w ogólności, a naturę
powierzonego mu dziecka w szczególności, potrafi coraz pełniej towarzyszyć
rozwijającej się istocie.
"Aż do 7 roku życia, aż do czasu zmiany zębów, dziecko jest głównie istotą
naśladującą. Wzrasta właściwie dzięki temu, że robi to co mu się pokazuje, że
robi to co widzi. (...) Czym jest właściwie ów pęd do naśladowania ? Nie można
zrozumieć jego znaczenia bez jasnego uświadomienia sobie, że dziecko wzrasta
właściwie ze świata duchowego (...) Dziecko, zanim zostanie poczęte, kiedy dusza jest
jeszcze w świecie duchowym , żyj tam tak, że zupelnie naturalnie przyjmuje wszystko, co
znajduje się w jego otoczeniu duszno-duchowym. I kiedy teraz rodi się i powoli wchodzi w
życie na Ziemi, kontunuuje właściwie ową czynność, do której przywykło w świecie
duchowym przed narodzinami. (...) Proszę tylko rozważyć, że dziecko chce dostosować
się do świata zewnętrznego zgodnie z zasadami świata duchownego, które zachowuje w
pierwszych latach życia; że rozwija w tych latach zmysł prawdy,i że tak wzeasta w
świat, że utrwala się w nim przekonanie : to co mnie otacza, jest równie prawdziwe jak
prawdziwie było to, co ukazywało mi się w przejrzystej jasności w świecie
duchowym."
Aby dziecko mogło się poprawnie rozwijać, rodzice i wychowawcy muszą zadbać o
właściwe otoczenie fizyczne dziecka. Należą tu również wszelkie działania moralne i
czyny rozumne. Na dziecko nie działa to, co dorośli mówią, ale to, jak postępują.
Dziecko posiada podświadomą zdolność spostrzegania nas takimi, jakimi jesteśmy, a nie
jakimi staramy się być.
Po tym wstępie, potrzebnym do zrozumienia dalszego postępowania, zajmijmy się bardziej
konkretnymi wiadomościami.
Zacznijmy od tego, co dziecko powinno jeść w tym wieku. Pedagodzy waldorfscy uważają,
że idealne byłoby karmienie dziecka piersią przez pierwsze pięć miesięcy, później
stopniowe przestawianie go na inne pożywienie tak, aby w dziewiątym miesiącu życia
można było zupełnie zaprzestać naturalnego karmienia. Żywimy dziecko pożywieniem,
które posiada dużo sił życiowych, tzn. penowartościowe mleko krowy rozcieńczone
kleikiem zbożowym. Od trzeciego miesiąca dochodzi do tego parę łyżeczek soku z
owoców lub marchwi, a zaraz potem marchewka i jabłko z sucharkiem. Gdy dziecko ma pół
roku zaczyna dostawać pomału inne warzywa i owoce (przy czym wartość szczególną
mają te, które dojrzewają w danym okresie), a także rozgotowane zboże z mlekiem. W
drugim roku pożywienie jest już znacznie bardziej urozmaicone, ale zboża, warzywa i
owoce oraz mleko i jego przetwory stanowią nadal jego podstawę. Do tego dochodzi miód,
mała, ale codzienna porcja migda-\A łów, orzechów, rodzynek itp. Tadietę można
utrzymać przez cały okres przedszkolny.
Jeśli chodzi o mięso, ryby, jaja, to....
"W ostatnim dwudziestoleciu powstała moda na bardzo wczesne podawanie niemowlętom
mięsa i jajek. Co się przez to osiąga? Impuls do rośnięcia i dojrzewania, pewną
tężyznę . Czy jest to pożądane? Niektórym rodzicom może odpowiadać, że dziecko
wcześnie zaczyna się żywo rozglądać, reaguje silnie emocjonalnie i staje się
wdzięcznym obiektem przedwczesnych ćwiczeń gimnastycznych. Warto jednak rozważyć, że
zjawiska te często przeobrażają się w późniejszych latach w nerwowość, niepokój,
agresję i chwiejność psychiczną. Dusza nie może nadążyć za forsowanymi procesami
wzrostu i dojrzewania. Za wzmocniony impuls wzrostu dojrzewania odpowiada przede wszystkim
podwyższona zawartość białka w pożywieniu. Staje się to jasne, gdy pomyślimy, że
młode zwierzę rośnie tym szybciej , im więcej białka zawiera mleko jego matki. Dla
zwierząt konieczne jest możliwie szybkie ukończenie formowania organizmu. Z tego jednak
powodu zwierze podporządkowuje się swojemu gatunkowi. Tymczasem dziecko wstrzymuje na
początku wzrost i dojrzewanie, aby być dostępne i otwarte dla kształtującego
oddziaływania swojej indywidualnej osobowości. Za zbyt wcześne ostateczne uformowanie
narządów i związaną z tym utratę plastycznośći trzeba zapłacić wysoką cenę:
traci się wolną siłe twórczą. Przy pożywieniu międnym nimowle musi zatem dać sobie
radę z potężną porcją białka. Jajko działa ponadto na delikatne jeszcze procesy
przemiany materii w ten sposób, że powoduje ogólne zaburzanie instynktu odżywiania:
dziecko traci zdolność żądania właściwego pożywienia koniecznego dla swojego
rozwoju."
Podobnie jak system przemiany materii potrzebuje łagodnego wejścia w kontakt z
otaczającym go światem fizycznym, tak potrzebują go również zmysły dziecka.
Zacznijmy od zmysłu wzroku. Dziecko nie lubi patrzeć na biały sufit, który jest czymś
dalekim i obcym. Dlatego bardzo dobry jest baldachimek zawieszony nad kołyską. Dziecko
nie jest zamknięte, ale otulone, ochronione przed zbyt silnym światłem. Taki
baldachimek najlepiej wykonać z różowego delikatnego materiału. Może on ochraniać
łóżeczka dzieci kilkuletnich. Pozwala on lepiej zasnąć i łagodniej się obudzić.
"Jeśli chodzi o otoczenie to w myśl wiedzy duchowej inaczej musimy postępować z
tzw. dzieckiem nerwowym i pobudliwym, a inaczej z nieruchliwym, ospałym. Wszystko
zasługuje tu na uwagę, począwszy od koloru pokoju i innych przedmiotów, które zwykle
otaczają dziecko, aż po kolor ubranek, w które jest ubierane. Ktoś, kogo nie prowadzi
wiedza duchowa, często będzie postępować opacznie, gdyż materialistyczny sposób
myślenia w wielu przypadkach sięga właśnie po to , co stanowi przeciwieństwo
właściwego postępowania. Dziecko pobudliwe musi być otoczone kolorem czerwonym lub
czerwono-żółtym i w takim kolorze musi mieć ubranka, natomiast przy dziecku ospałym
sięgnąc trzeba po kolory niebieskie i niebiesko-zielony. Chodzi mianowicie o kolor
dopełniający. Np. przy kolorze czerwonym dopełnieniem jest zielony, a przy niebieskim
pomarańczowo-żółty, o czym łatwo się można przekonać patrząc przez chwilę na
odpowiednio zabarwioną powierzchnię, a potem szybko kierując zwrok na powierzchnie
białą. Ów kolor dopełniający wytwarzany jest przez fizyczne narządy dziecka i
stanowi o odpowiednich dla dziecka nieodzownych strukturach jego narządów. Jeżeli
pobudliwe dziecko ma w swoim otoczeniu kolor czerwony wówczas wywołuje to w jego
wnętrzu zielony przeciwobraz. A proces wytwarzania zieleni działa uspakająco; narządy
przyjmują w siebie skłonność do spokoju."
Takie działanie kolorów trwa do 7., najpóźniej do 9. roku życia.
Pedagodzy waldorfowscy opowiadają się jednoznacznie za jednobarwnymi materiałami i
jednobarwnymi ścianami. Preferuje się kolor różowy z delikatnym, niemal widocznym
odcieniem fioletu.
Do malowania ścian stosowana jest specjalna technika, polegająca na nakładaniu
kolejnych warstw półprzezroczystej farby roślinnej tak, że w końcowym efekcie ściana
jest co prawda jednobarwna, ale w żadnym wypadku - monotonna. Te "naturalne"
materiały dostarczają dziecku różnorodnych wrażeń: "Wełna jest szorstka,
jedwab ucieka z paluszków, len jest sztywny, a bawełna mięciutka.
O rozwijaniu innych zmysłów opowiem następnym razem.
Joanna Lewandowska (teks jest kontynuacją z ZB 33)
CZY ZACHÓD NAM POMOŻE?
Upadek komunizmu jest dla Zachodu zjawiskiem niebezpiecznym, zagrożeniem dla
najwiekszej swietosci ich systemu: wzrostu poziomu konsumpcji. Gospodarka swiatowa stanowi
system naczyn polaczonych - niemożliwe jest osiagniecie na calym swiecie poziomu życia
np. z EWG. (Dzieje sie tak w mysl zasady "ktos musi stracic , aby mogl miec
ktos".)
Czy zachód choć cokolwieg nam pomoże?
Otóż nie... Nie ma już co do tego żadnych podstaw.
Cele strategiczne zostały osiągnięte: zlikwidowano zagrożenie militarne (polityczne)
ich bogactwa.
Cele taktyczne także mają już za sobą:
- w krajach byłego komunizmu wprowadzone zostały już tzw. rządy demokratyczne oraz
systemowe zmiany w ich gospodarce, prawie itp.
- w tychże krajach wytworzyły się już, co najważniejsze, elity finansowe i polityczne
zainteresowane utrzymaniem obecnego stanu rzeczy.
Co otrzymują spauperyzowane masy społeczeństwa, spauperyzowane podobnie jak w
komuniźmie? Swoje już dostały: mają WIZJĘ - cel, marzenie, którą stanowi BOGACTWO.
Mają też środki techniczne do codziennego oglądania tej wizji: video, kolorowe TV,
kolorowe pisma, reklamy. A że wizja ta jest dla nich nierealna, to jest już sprawa
drugorzędna.
Jaką rolę szykuje nam Zachód
Ogólnie będzie to rola śmietnika i zakładu przeróbki złomu: będziemy kupować (i
złomować) stare samochody, starą odzież, stare (dla nas nowe) technologie, no i
przenosić będą do nas "stare" gałezie przemysłu. Poza tym będą nas
poklepywać i pocieszać, że ONI też musieli latami dochodzić do swojego dobrobytu, że
była to droga ciernista i pełna wyrzeczeń.
Nieszczęściem Polski jest to, że komuna upadła cała. Gdyby stało się to trochę
później mielibyśmy szansę na trochę dobrobytu.
Przykład byłej NRD dowodzi, że jest zbyt duża przepaść między gospodarkami
rozwiniętego świata, a byłej komuny, aby stać ich było na sfinansowanie jej
przebudowy (nawet gdyby chcieli).
Dlatego dzisiaj powinniśmy zrezygnować z marzenia o TRZECIEJ DRODZE (jest nią właśnie
liberalny kapitalizm żIż/żż wieczny).
Tylko ALTERNATYWNA WIZJA ZIELONYCH jest szansą stworzenia WARTOŚCIOWEGO (w sensie
duchowym) Życia, choć przy znacznie mniejszym spożyciu Coca-coli i video na głowę
oraz reklam na mózg.
Na razie DOWARTOŚCIOWAĆ się możemy tylko: podgryzając Serenatę, używając
Pampersów i piorąc brudy w proszku Persil, który czeka na Ciebie w domu. (KONKURS NA
NAJBARDZIEJ OGŁUPIAJĄCĄ REKLAMĘ TRWA.) Krzysztof Żółkiewski
ŻÓŁKIEWSKI KONTRA ZIEMLAŃSKI
Tekst poniższy jako polemika Krzysztofa Żółkiewskiego z tekstem prof. dra.
Światosława Ziemlańskiego "Czy dieta życia?" w Życiu Warszawy z 3-4-5.1.92,
krytykującym książkę Mai Błaszczyszyn pt. "Dieta życia". W n-rze z 18-19.1
ukazały się odpowiedzi Mai Błaszczyszyn i Marii Grodeckiej, replikowane przez prof.
Ziemlańskiego 15-16.2. Na tej wypowiedzi red. ŻW postanowiła zakończyć polemikę. ZB
nie...
(aż)
Redakcja
Życia Warszawy
Stanowczo protestuje przeci sposobowi dezinformowania społeczeństwa na tematy
odżywiania , jaki zastosowała - mam nadzieję, że bez złej woli - redakcja Życia
Warszawy. Nie dopuszczono do przedstawienia obiektywnej racji, która jest znacznie
bliżej Diety Życia, niż poglądów profesora Ziemlańskiego, który albo uzurpuje sobie
prawo do głoszenia i rzekomego posiadania absolutnej wiedzy na te tematy, albo ma dobre
układy.
Wydawało mi się, że zarówno czasy Jedynie Słusznej Interpretacji, jak i czasy
Układów minęły.
Sprawa, której dotyczyła polemika wokół Diety Życia jest zbyt ważna, aby można
było sobie pozwolić po opublikowaniu tak nieobiektywnych sądów, jakie
"wcisnął" redakcji pan Ziemlański, na zamknięcie dyskusji. Jest to po prostu
bardzo szkodliwe społecznie. Tu chodzi o ZDROWIE!
Zanim redaktor dyżurny wyrzuci mój list do kosza, niech będzie tak uprzejmy i zapozna
się choć pobieżnie z obiektywnymi poglądami NAUKI na temat odżywiania, których kilka
w formie cytatów, przytoczę. Skonfrontujemy kilka poglądów:
1. Białko
Prof. Ziemlański :"W diecie Diamondów tkwi zasadniczy błąd, jakim jest drastyczne
ograniczenie spożycia białka pochodzenia zwierzęcego, którego to , wbrew temu co
utrzymują jej autorzy, nie można zastąpić białkiem roślinnym" (!!! - K.Ż)
Fachowe czasopismo medyczne The Lancet 1959 (!!! = K.Ż) nr 2:
"Dawniej białko pochodzenia roślinnego zaliczane było do gorszej kategorii i
traktowane jako mniej wartościowe od białka zwierzęcego . Jakkolwiek niektóre białka
roślinne, brane z osobna, gdyby miały stanowić jedyny rodzaj dostarczanego białka,
mogłyby miec niepełną wartość dla rozwoju organizmu, to jednak wiele badań
wykazało, że białko zawarte w odpowiednich mieszankach produktów roślinnych
umożliwia dzieciom (!!! K.Ż) rozwój nie gorszy niż przy odżywianiu mlekiem i innymi
produktami zawierającymi białko pochodzenia zwierzęcego." Prof. A.E. Bender -
ekspert FAO (z ksiażki "Czlowiek i żywnosc"): "Możliwe, że połowa
ludności świata jest jaroszami, chociaż głównie z koniecznośći, a nie z wyboru.
Mięso i ryby nie są konieczne w diecie i jarosze mogą - i zwykle są - tak samo zdrowi
, jak ludzie mięsożerni. Można całkiem dobrze być absolutnym wegetarianinem, nie
jeść w ogóle pokarmów pochodzenia zwierzęcego , unikając nawet mleka i jaj, można
iść jeszcze dalej , jak pewne plemiona indyjskie, które nie jedzą niczego co rośnie
poniżej powierzchni ziemi (...). Dla ludzi lubiących mięso, życie bez niego wydaje
się niemożliwe, ale wspomniani tubylcy indyjscy są z pewnością równie dobrze
odżywieni jak ktokolwiek inny." Wystarczy?
W swych artykułach pan Ziemlański powołuje się zasadniczo na dwa autorytety:
1. Swój. 2. Prof. Scrimshawa.
Jak już widać z powyższego punkt 1. możemy wykreślić z listy autorytetów
żywieniowych. Jeśli chodzi o punkt 2. to bardziej wnikliwy czytelnik dostrzeże, że
cytowany przez pana Ziemlańskiego artykuł dotyczy "badań glodu i chorób z
niedożywienia", a więc nie dotyczy tematu na który toczy się polemika - nie
mówimy tu o sytuacjach skrajnych takich jak głód w Afryce, czy z drugiej strony
odżywianie się Eskimosów ale o przeciętnej diecie w krajach rozwiniętych, gdzie
istnieje dostępność - finansowa i rynkowa - niezbędnych produktów.
2.ŻELAZO
Prof. Ziemlański: "Ludzie ubodzy jadają mięso w niewielkich ilościach lub wcale.
Stąd powszechne występowanie w takich populacjach niedoboru żelaza i niedokrwistość.
(...) Ponadto u osób dorosłych obniżony poziom żelaza w organiźmie może wpływać
ujemnie na sprawność i wydajność, a przy tym, osłabiając układ immunologiczny,
zwiększając groźbę zachorowania i śmierci z powodu infekcji." (!?! - dwa
zupełnie fałszywe poglądy w jednym fragmencie- KŻ)
Abdulla M. Anderson "Nutrient in take and health of vegans. Am I Clin Nutr"
1981, 34 2464-77:
"Ostatnie badania przeprowdzone w Chinach na populacjach odżywiających się dietą
roślinną wykazały, że pobór żelaza był wyższy niż w USA"
Lockie A.H. Carlson "Comparision df four types of diet using clinical, labolatory and
psychological dudies". J Royal Coll General Practitioners 1985, July 333-6:
"Porównanie między osobami odżywiającymi się mięsem, lacto-ovo-vegeriatanami i
veganami wykazało, że nie było różnic w dostarczaniu żelaza do organizmu."
A jeśli chodzi o rzekomą niższą odporność osób nie jedzcych mięsa to prof. med.
Witold Brzosko, immunolog pytany co powinnismy wyeliminowac z jadlospi- su i z życia,
żeby nie dawac sie chorobom odpowiada:
"Nie ma rady, trzeba odrzucić tłusz zwierzęcy, tłuste mleko..."
Moje pytanie pomocnicze: jak wyeliminować z diety tłuszcze zwierzęce nie elimimując
mięsa? - Nie da się tego zrobić, i choć prof. Brzosko wyraźnie nie mówi o mięsie,
to jest to równoznaczne. I jeszcze wyraźniejsza opinia:
Uniwersytet Heidelberg w Niemczech kończy właśnie wieloletnie badanie na temat
odporności organizmu na zachorowania przy różnych stylach odżywiania. Wstępny wynik
jest taki m.in.: białe ciałka krwi u wegetarian w badaniach labolatoryjnych wykazały
dwukrotnie wyższą zdolność do niszczenia komórek nowotworowych niż białe ciałka
krwi u osób stale spożywających mięso itd.
WSZYSTKIE POWAżNE badania naukowe wspierają stanowisko wegetariańskie i w znacznym
stopniu Dietę Życia.
Dziwię się prof. Ziemlańskiemu, że przed przesłaniem swego tekstu do redakcji nie
skonfrontował jego zawartości ze specjalistami z dziedziny zdrowego odżywiania, lub
chociaż nie spróbował zapoznać się z aktualnym piśmiennictwem na ten temat.
Życie Warszawy padło ofiarą nieładnej manipulacji. Użyto prasy do obrony prywatnego
interesu, kosztem zdrowia społeczeństwa. Jeśli ludzie nadal korzystać będą z rad
takich "specjalistów" jak pan Ziemlański, to nie dziwmy się że zachorowania
nie będą spadać, że gnębić nas będą zawały, wylewy, nowotwory, cukrzyca, kamice
itd. itp., gdyż jak dowiodły badania naukowe, które mogę przytoczyć. Choroby te są
spowodowane w głównej mierze tradycyjnym odżywianiem opartym o mięso, produkty
mleczne, jaja oraz produkty rafinowane. Przypomnę tylko inną fachową opinię:
"Diety wegetarianskie moga zapobiec 97% przypadkow zawalow ser- ca."
Ponieważ zawal serca to choroba zawodowa dziennikarzy, wiec w Waszym wlasnym interesie
leży zainteresowanie sie propozycjami wegetarianizmu czy Diety życia. Bez uprzedzen...
Krzysztof żolkiewski
Tysiąclecia 80/141
40-871 Katowice
PAMIĘTAJMY O DZIENNIKARZACH
Biuro Prasowe MOŚZNiL przedstawia listę faxów ważniejszych redakcji prasowych,
radiowych i telewizyjnych wraz z informacją o osobie odpowiedzialnej w danej redakcji za
problemy ochrony środowiska. Nazwisko to winno figurować w nagłówku faxu, co ułatwi
pracę redakcji i da gwarancję, że materiał dotrze do adresata.
Telefaxy coraz częściej wypierają inne środki komunikowania. Instalowane są w
urzędach oraz na pocztach głównych w miastach wojewódzkich. Przy pomocy tego
urządzenia warto nagłośnić sprawy, które uważamy za ważne. Szczególnie warto jest
o naszych sprawach mówić dziennikarzom - oni mogą przekazać ją wielu milionom
odbiorców.
Przy okazji przypominamy naszą prośbę o nadsyłanie wszelkich materiałów
informacyjnych również do nas.
Biuro Prasowe MOSZNiL
Wawelska 52/54
00-922 Warszawa
tel. 258367, 258850
fax: 253332
z adnotacją: dla Biura Prasowego
Redakcje / numery faxów/redakcja odpowiada
(konieczny dopisek)
CO ZROBILI Z ZIEMIĄ
Co zrobili z naszą siostrą bez skazy?
Zniszczyli ją i splądrowali
Rozdarli ją
Załatwili
Wbili jej noże
W bok świtu
Skrępowali ją ogrodzeniami
Rozwłóczyli ją
Słyszę delikatny dźwięk
Z uchem przy ziemi
CHCEMY ŚWIATA I CHCEMY GO
CHCEMY ŚWIATA I CHCEMY GO
Teraz!!!
Jim Morrison
Podała Beata z Radomia (via Krzysztof Żółkiewski)
RADIO AUTSAJDER
Minął prawie rok od momentu gdy w szczecińskim radiu zagościło somnambuliczne
Radio Autsajder - najpierw jako wypustka "Psa w Kuchni" (zakamuflowanego
programu lokalnej FA), a po jego tragicznej śmierci jako autonomiczny magazyn. Audycja ma
charakter ekoluzacki, o co dba zespół w składzie: Pig, Profesor, Aśka JahBłuszko,
Majonez (Gorzów) oraz Emmanuel (Londyn).
UWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jeżeli:
- miesz(k)asz nieopodal Szczecina;
- masz głowę pełną pomysłów;
- opowiadasz dowcipy, z których nikt się nie śmieje i do tego nie jesteś faszystą -
ZGŁOŚ SIĘ DO NAS!!!!!!!!!!!!!!!!!
Szukamy kontaktu z kimś, kto robi coś podobnego gdzie indziej. Kazik Wieski, Tomasz
S.Perkowski
Federacja Zielonych
Kontakt:
Leszczyńskiego 1/10
Szczecin
tel. 0-91/225171
FIRMY ROBIĄCE TESTY NA ZWIERZĘTACH I SPRZEDAJĄCE SWOJE PRODUKTY W
POLSCE
EKOLOGICZNA POEZJA?
Kraków, 9.3.92
Czytając ZB natrafiłam na wiersze. Zaintrygowały mnie. Poezja ekologiczna? Jedyne
skojarzenie, które mi się nasunęło - tendencyjność, tzw. dążność niszcząca
sztukę. A może jednak się mylę, może tamte wiersze powstały z głębokich
przemyśleń, z bólu, który rodzi się, gdy nieco uwaniej zaczynamy się wpatrywać w
nasze otoczenie? Z zeszytu Moniki - mojej koleżanki (za jej niechętną zgodą) wybrałam
kilka jej refleksji. Nie ma w nich tezy, nie powstały z myślą o ekologii, albo raczej
ze świadomej troski o naturę, ale wydały mi się mimo to interesujące, dążą bowiem
w tym samym kierunku co wasze drogi. Są może niedojrzałe, pewnie i mają inne wady, ale
może spodoba Wam się sama myśl przewodnia - tęsknota do tego co już odeszło i
odchodzi z naszej winy, a także głęboka pokora i uwielbienie niemal dla tego
wszystkiego, co od człowieka nie pochodzi.
Elżbieta z Krakowa
dla I.W.
dawno nie deptana ścieżka
prowadzi mnie w bok
tam gdzie zaczyna się
bursztynowo - zielony las
właśnie w tym miejscu
czeka na mnie mój stary
przyjaciel
pochylony świerk
zieleń jego igieł poszarzała już
przestała być morska i głęboka
przygiął swój pień do stojącej
opodal sosny
ona cierpliwie czeka
kiedy ten gigantyczny maszt
wyrosły z mchu
złamie się którejś zimy
a ja sądzę że zniszczą go ludzie
przyjdą i wytną
po prostu
i znów zostanę sama
* * * * *
wspaniałe?
niestarannie wydeptana ścieżka
nieszlachetne kwiaty
starej chaty drewniane deski
o konturach zamglonych
chorobliwymi plamami mchu
dlaczego?
po raz tysięczny zachwycasz się
tym banalnym widokiem
cudownie kiczowatym
cóż to takiego?
słońce zachodzące i tak każdego
wieczoru
trawa która drży
ze strachu przed pochylonym butem
posiadając umiejętność
spojrzenia w oczy
nazywania uczuć i rzeczy
mogąc czasem imitować dzieła
Twórcy
żadnym słowem
ze swej ograniczonej wyobraźni
nie ujmiesz
dlaczego w tej chwili
kubistycznie przedstawiana dotąd
Pokora
przybiera kształt twego brata
* * * * *
droga
przez pochylone łany pastwisk
była grząska
(nieoczekiwanie wilgotna bruzda
na policzku Ziemi)
wiodła ku zapomnianej gdzieś
na łące
starej zbutwiałej studni
która kiedyś poiła wracających
o zmroku
(szli powoli
wabieni blaskiem okien
słabo błyszczących drgającymi
płomieniami świec
przystawali
na rozstaju dróg
u żółtego krzyża
z frasobliwym obliczem Chrystusa)
z trudnych górskich ścieżek
pozostał zarośnięty sarni szlak
i złowrogi krzyk dalekiego
ulicznika