Zagrożenie odpadami nuklearnymi
Od czasu zakończenia zimnej wojny, zagrożenie nuklearne wydaje się być mniejsze. Redukuje się ilość głowic, nie ma tylu prób broni jądrowej, ich nowe badania i produkcja prowadzone są uważniej. Ale istnieje jeszcze druga strona zagrożenia - odpady nuklearne. Niektóre z pomieszczeń na takie odpady są już za stare, przeciekają a budowa nowych jest bardzo opóźniona. Jeden z głównych powodów to pieniądze. Także w USA, w kraju, gdzie nie brakuje pieniędzy na wojny prowadzone na całym świecie, zbrojenia tzw. obronne, na sprzęt i sztab ludzi szpiegujących własnych obywateli, nie ma wystarczających środków na bezpieczne bunkry z odpadami nuklearnymi, czy też na ochronę środowiska naturalnego. „Bezpieczne” należy wziąć w cudzysłów, ponieważ nie wiemy, która metoda jest najbezpieczniejsza. Powód jest znany - brak wystarczającej ilości dolarów na badania.
W USA jest wiele miejsc z odpadami radioaktywnymi, i choć są one położone z dala od miast, to niektórzy naukowcy wiążą np. zachorowania na raka z wyciekiem substancji radioaktywnych. Ogółem, jest w USA 177 ogromnych, mogących pomieścić setki tysięcy litrów, podziemnych bunkrów z substancjami radioaktywnymi. 149 z nich wybudowano w latach 1943 - 1964, pozostałe 28, od 1968 do 1986! Tylko 4 z nich zostały opróżnione (odpady o mniejszej radiacji unieszkodliwiono lub przeniesiono w bezpieczniejsze miejsce).
Najbardziej znane składowiska nuklearnych śmieci znajdują się w stanie Newada.
W stanie Washington, w miejscowości Richland, od 1989 r. (!!!) buduje się nowoczesny bunkier (a ściślej KOMPLEKS BUNKRÓW o nazwie Hanford) do składowania odpadów radioaktywnych. Byłby on połączony z „sortownią” odpadów o różnych stopniu radioaktywności, celem unicestwienia bezpieczniejszych w sposób inny niż składowanie. Najprościej sprawę ujmując, kompleks będzie miał za zadanie rozdzielić radioaktywne odpady z Richland (później z innych miejsc) na ciecz bardziej i mniej szkodliwą. Bardziej szkodliwa (której ma być mniej) będzie składowana w odpowiednich kontenerach, mniej szkodliwa ma być przetransportowana do składowisk w stanie Newada a część radioaktywnych śmieci zostałaby unieszkodliwiona lub rozparcelowana na minimalne cząsteczki, które szybciej się dezaktywują.
W już istniejących podziemnych bunkrach w Richland jest obecnie złożone ponad 200 milionów litrów radioaktywnej cieczy, z której część OD LAT przecieka do gruntu! Zdaniem niezależnych badaczy (włączywszy Johna Brodeura, który wiele lat temu przeprowadzał badania dla rządu) radioaktywna ciecz zaczęła już przedostawać się do podziemnych wód rzeki Columbia - największej rzeki zachodniej części USA.
Tymczasem kongresman David L. Hobson, przewodniczący komisji finansującej projekt, twierdzi, że koszty budowy już są za duże.
Wydano już ponad 4 miliardy dolarów na budowę nowoczesnego bunkra i 3 razy zmieniano wykonawców. Obecnie analizowany jest projekt dokończenia budowy, przedstawiony przez firmę brytyjską. Ma on być znacznie tańszy od poprzednich. Jest to bardzo przykre, że w najbogatszym kraju świata NIE MA wystarczających funduszy na budowę bunkra z najbardziej niebezpiecznymi odpadami na naszym globie.
John Eschenberg, federalny nadzorca budowy, powiedział, że oprócz samej budowy, wchodzą w grę jeszcze sprawy naukowo-badawcze, opiniujące o bezpieczeństwie, skuteczności i efektach ubocznych planowanych robót. Na to wszystko potrzeba pieniędzy. Eschenberg przyznał, że popełniono wiele błędów, które opóźniły budowę i w związku z tym ukończenie może potrwać aż do 2019 r. (!!!) i kosztować dobrze ponad 100 miliardów dolarów.
Prace są kontynuowane. Budowa jest dopiero ukończona w 30%, a jej inżynieryjna część w 70%.
W USA nie ma już tylu ekspertów nuklearnych, co powoduje dodatkowe utrudnienie w realizacji technologicznej części projektu Hanford. Joonhong Ahn, czołowy ekspert ds. odpadów nuklearnych Uniwersytetu w Berkeley, powiedział, że dziś ekspertyzy jądrowe są prowadzone na 35 uniwersytetach, czyli o połowę mniej niż w latach 70-tych, mniej jest też studentów zainteresowanych tematem. Bob Alvarez, jeden z byłych pracowników rządu federalnego, porównał ukończenie tej budowy z „ekologicznym odpowiednikiem wysłania człowieka na Księżyc”. W marcu br. grupa ekspertów wskazała na wiele potencjalnych problemów technicznych w Hanford, m.in. na kwestię wytrzymałości rur prowadzących ciecz do przetwarzania w mniej szkodliwą substancję, problemy ciśnienia, czy odporność na trzęsienie ziemi. Większość ekspertów twierdzi, że to można ulepszyć, choć niektórzy jak np. Tom Carpenter, z największego niezależnego ośrodka badawczego, uważa, że projekt w Hanford może zakończyć się fiaskiem, zostawiając w ziemi gigantyczny, niedokończony bunkier. Nawet, jeśli przedsięwzięcie uda się skończyć w 2019 r., to proces przetwarzania ma potrwać 40 lat!!! Jeśli potrwa dłużej, mogą powstać dodatkowe powikłania - wytrzymałość, odporność ścian, ciśnienie w rurociągach.
Problemy i zagrożenia (dla wód podziemnych, dla atmosfery, w przypadku wypadku przy transporcie itp.) związane z odpadami nuklearnych były do przewidzenia lata temu, ale jak zwykle podczas wojny (w tym wypadku „zimnej”) nikt nie nagłaśniał takich spraw. Teraz pozostaje czekać dziesiątki lat. Co najmniej.
Przemysław Sobański
PO BOX 21128
Long Beach, CA 90801, USA
bobi2000@hotmail.com
Źródła: US Dep. of Energy, “La times”.
W USA jest wiele miejsc z odpadami radioaktywnymi, i choć są one położone z dala od miast, to niektórzy naukowcy wiążą np. zachorowania na raka z wyciekiem substancji radioaktywnych. Ogółem, jest w USA 177 ogromnych, mogących pomieścić setki tysięcy litrów, podziemnych bunkrów z substancjami radioaktywnymi. 149 z nich wybudowano w latach 1943 - 1964, pozostałe 28, od 1968 do 1986! Tylko 4 z nich zostały opróżnione (odpady o mniejszej radiacji unieszkodliwiono lub przeniesiono w bezpieczniejsze miejsce).
Najbardziej znane składowiska nuklearnych śmieci znajdują się w stanie Newada.
W stanie Washington, w miejscowości Richland, od 1989 r. (!!!) buduje się nowoczesny bunkier (a ściślej KOMPLEKS BUNKRÓW o nazwie Hanford) do składowania odpadów radioaktywnych. Byłby on połączony z „sortownią” odpadów o różnych stopniu radioaktywności, celem unicestwienia bezpieczniejszych w sposób inny niż składowanie. Najprościej sprawę ujmując, kompleks będzie miał za zadanie rozdzielić radioaktywne odpady z Richland (później z innych miejsc) na ciecz bardziej i mniej szkodliwą. Bardziej szkodliwa (której ma być mniej) będzie składowana w odpowiednich kontenerach, mniej szkodliwa ma być przetransportowana do składowisk w stanie Newada a część radioaktywnych śmieci zostałaby unieszkodliwiona lub rozparcelowana na minimalne cząsteczki, które szybciej się dezaktywują.
W już istniejących podziemnych bunkrach w Richland jest obecnie złożone ponad 200 milionów litrów radioaktywnej cieczy, z której część OD LAT przecieka do gruntu! Zdaniem niezależnych badaczy (włączywszy Johna Brodeura, który wiele lat temu przeprowadzał badania dla rządu) radioaktywna ciecz zaczęła już przedostawać się do podziemnych wód rzeki Columbia - największej rzeki zachodniej części USA.
Tymczasem kongresman David L. Hobson, przewodniczący komisji finansującej projekt, twierdzi, że koszty budowy już są za duże.
Wydano już ponad 4 miliardy dolarów na budowę nowoczesnego bunkra i 3 razy zmieniano wykonawców. Obecnie analizowany jest projekt dokończenia budowy, przedstawiony przez firmę brytyjską. Ma on być znacznie tańszy od poprzednich. Jest to bardzo przykre, że w najbogatszym kraju świata NIE MA wystarczających funduszy na budowę bunkra z najbardziej niebezpiecznymi odpadami na naszym globie.
John Eschenberg, federalny nadzorca budowy, powiedział, że oprócz samej budowy, wchodzą w grę jeszcze sprawy naukowo-badawcze, opiniujące o bezpieczeństwie, skuteczności i efektach ubocznych planowanych robót. Na to wszystko potrzeba pieniędzy. Eschenberg przyznał, że popełniono wiele błędów, które opóźniły budowę i w związku z tym ukończenie może potrwać aż do 2019 r. (!!!) i kosztować dobrze ponad 100 miliardów dolarów.
Prace są kontynuowane. Budowa jest dopiero ukończona w 30%, a jej inżynieryjna część w 70%.
W USA nie ma już tylu ekspertów nuklearnych, co powoduje dodatkowe utrudnienie w realizacji technologicznej części projektu Hanford. Joonhong Ahn, czołowy ekspert ds. odpadów nuklearnych Uniwersytetu w Berkeley, powiedział, że dziś ekspertyzy jądrowe są prowadzone na 35 uniwersytetach, czyli o połowę mniej niż w latach 70-tych, mniej jest też studentów zainteresowanych tematem. Bob Alvarez, jeden z byłych pracowników rządu federalnego, porównał ukończenie tej budowy z „ekologicznym odpowiednikiem wysłania człowieka na Księżyc”. W marcu br. grupa ekspertów wskazała na wiele potencjalnych problemów technicznych w Hanford, m.in. na kwestię wytrzymałości rur prowadzących ciecz do przetwarzania w mniej szkodliwą substancję, problemy ciśnienia, czy odporność na trzęsienie ziemi. Większość ekspertów twierdzi, że to można ulepszyć, choć niektórzy jak np. Tom Carpenter, z największego niezależnego ośrodka badawczego, uważa, że projekt w Hanford może zakończyć się fiaskiem, zostawiając w ziemi gigantyczny, niedokończony bunkier. Nawet, jeśli przedsięwzięcie uda się skończyć w 2019 r., to proces przetwarzania ma potrwać 40 lat!!! Jeśli potrwa dłużej, mogą powstać dodatkowe powikłania - wytrzymałość, odporność ścian, ciśnienie w rurociągach.
Problemy i zagrożenia (dla wód podziemnych, dla atmosfery, w przypadku wypadku przy transporcie itp.) związane z odpadami nuklearnych były do przewidzenia lata temu, ale jak zwykle podczas wojny (w tym wypadku „zimnej”) nikt nie nagłaśniał takich spraw. Teraz pozostaje czekać dziesiątki lat. Co najmniej.
Przemysław Sobański
PO BOX 21128
Long Beach, CA 90801, USA
bobi2000@hotmail.com
Źródła: US Dep. of Energy, “La times”.