Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

ZACHŁANNOŚĆ TECHNIKI: CZY CZEKA NAS NIELUDZKA ANTYUTOPIA?

Na horyzoncie pojawia się obecnie wiele groźnych technologii, które należą do najpoważniejszych zagrożeń koncepcji stabilnej natury ludzkiej, a więc zarazem ściśle rozumianego pojęcia tego, co „naturalne”. Tego rodzaju technika może stać się narzędziem nieskończonego utrzymywania tego, co „nienaturalne”, co nie pozwala obecnemu społeczeństwu na „zaczerpnięcie tchu” i ewentualny powrót do dawniejszych, rozsądniejszych sposobów bycia. I tak np. w pracy „Postludzkie ciało” (red. Judith Halberstam, Indiana University Press, 1995) grupa ultraradykalnych, postmodernistycznych pisarzy i uczonych wyraża nadzieję na dekonstrukcję fizycznie rozumianej płci, możliwą dzięki postępowi techniki. Przedstawiciele „postludzkiego” ruchu artystycznego przedstawiają groteskowe przenikanie się człowieka i maszyny.

Obecnie głównym motorem rozwoju techniki staje się Internet. Trudno ocenić długofalowy wydźwięk intelektualny tego wynalazku. Dzięki Internetowi mogłyby rozwinąć się równie dobrze ożywiona debata filozoficzna, jak i najróżniejsze formy zepsucia. Niewykluczone przy tym, że posłuży on po prostu do propagowania dzisiejszego społeczeństwa konsumpcyjnego i materialistycznego.

Nieco bardziej odległą perspektywę stanowi „Rzeczywistość Wirtualna” (Virtual Reality – VR). Czasami słyszy się na poły ironiczne głosy, iż ostatecznym celem gorączkowych prac nad VR jest wirtualny seks z symbolem popkultury, Marilyn Monroe. Na VR (przypominającą trochę tzw. „pokład holograficzny”, który pojawił się w Star Treku – następnym pokoleniu) można także spojrzeć jako na niezmiernie uzależniającą symulację elektroniczną. Niewiarygodna popularność gier wideo Nintendo, tworzonych za pomocą techniki dość „prymitywnej” – w porównaniu z tym, co nas prawdopodobnie czeka – należy uznać za jasną przestrogę przed duchową deformacją przyszłości. W niedawnym przeboju kinowym, Matrix, mogliśmy oglądać połączenie VR ze Sztuczną Inteligencją (Artificial Intelligence – AI) w ich najwyżej rozwiniętych formach.

Jeszcze jednym zagrożeniem jest „farmaceutyczny róg obfitości” – nieustanne tworzenie nowych narkotyków i środków halucynogennych, wywołujących stan uzależniającego pobudzenia. Łączy się to częstokroć z surrealistyczną muzyką rockową oraz efektami świetlnymi i dźwiękowymi – na tzw. „imprezach rave”, wielogodzinnych dyskotekach branie narkotyku o nazwie „Ecstasy” (MDMA) jest praktycznie „obowiązkowe”. Pobyt na takiej „rave party”, dość popularny wśród części młodych ludzi, jest bardzo zbliżony do znalezienia się w VR. Tak czy inaczej, istnieje duża ilość niezmiernie uzależniających, wprowadzających w trans substancji chemicznych i roślinnych, teoretycznie nielegalnych, jednak łatwych do zdobycia dla tych, którym na tym zależy. Dzięki nim osiąga się stan niby duchowego uniesienia, które można wręcz traktować jako istotę „gnozy”. Lecz jeszcze większe niebezpieczeństwo może nadejść od strony łatwego do zdobycia narkotyku tzw. „dobrego samopoczucia” (w rodzaju „somy” z Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya), który może zdusić w ludziach szansę na „prawdziwą duchowość”, zapewniając uczucie ciągłego nasycenia.

Trzecim zagrożeniem zdaje się być posuwanie idei przekłuwania i przekształcania ciała do coraz bardziej zawrotnych skrajności. Już dziś widać to np. w nieumiarkowanym upodobaniu do operacji plastycznych, groteskowym rozbudowywaniu mięśni (prawie zawsze napędzanych narkotykami, np. sterydami), w zjawisku operacji „zmiany płci”, oraz w coraz dziwaczniejszych sposobach przekłuwania ciała (tzw. body piercing). Może to doprowadzić choćby do zaszczepiania zwierzęcych rogów na ludzkich ciałach i różnego rodzaju nakłuwania, tatuowania i odciskania znaków, w porównaniu z którymi kolczyki w nosie są całkowicie niewinne.

Czwartą, najważniejszą groźbą jest „przewrót genetyczny”, przez niektórych określanych modnym mianem „algenii” (na wzór alchemii). Może on oznaczać rozwój wewnątrz- oraz międzygatunkowej inżynierii genetycznej, aż do wytworzenia nowych form życia. Z początku postępom genetyki będzie przyświecał szczytny cel wyeliminowania wad dziedzicznych, czemu mało kto śmiałby się przeciwstawiać (oznacza to w sumie stworzenie dziecka zupełnie zdrowego zamiast upośledzonego). Innym motywem postępów tej nauki będzie produkcja organów do wymiany, co będzie bardzo kuszące dla coraz bardziej starzejącej się ludności. Zwiastunami tego kierunku rozwoju są wytworzone dla celów badawczych myszy, w których małych ciałach płynie ludzka krew, oraz „transgeniczne” świnie, których narządy mają być wszczepiane ludziom. Można wyobrazić sobie ciąg dalszy tego procederu w postaci bezmózgich płodów, które będzie umieszczać się w kobiecym łonie tylko po to, by otrzymać potrzebne organy. Pomysłem analogicznym byłoby tworzenie bliźniaka każdego noworodka, tak by identyczne dziecko w ciągu życia pełniło funkcję dostawcy narządów dla swojego pierwowzoru. Na Zachodzie dość już powszechną stała się praktyka wykorzystywania części organizmów martwych płodów po aborcji do produkcji tzw. życiodajnych lekarstw. Genetycy prowadzili również doświadczenia nad łączeniem genów myszy i marchewek i tworzeniem much – „potworów” z oczami w różnych niespotykanych w naturze miejscach. Inżynieria genetyczna niesie z sobą groźbę zagłady ludzkości. Wyobraźmy sobie, że inżynierowie genetyczni wyprodukują bakterię, która żywi się ropą naftową i w ten sposób likwiduje wycieki ropy na morzach, po czym ulega mutacji i zaczyna żywić się krwią ludzi! Z takich na pierwszy rzut oka pozytywnych pobudek może wyniknąć zagrożenie ludzkości, a nie chodzi tu bynajmniej o historie tak oczywiste jak broń biologiczna w rękach fanatycznych przywódców państw.

Obecnie zupełnie wykonalne jest „macierzyństwo zastępcze”: np. materiał genetyczny matki i ojca łączy się w laboratorium i umieszcza w łonie trzeciej kobiety, która rodzi dziecko. Ten kosztowny zabieg jest propozycją dla par, które nie mogą mieć dzieci, a rozpaczliwie tego pragną. Radykalne lesbijki uciekają się czasami do sztucznego zapłodnienia, nie chcąc mieć nic wspólnego z mężczyznami.

Zauważono już, że ze względu na rozpowszechnienie w środowisku estrogenów, zwłaszcza w krajach zachodnich, znacznie obniża się potencja mężczyzn, a dziewczęta wcześniej wchodzą w fazę dojrzewania. Jednocześnie następuje prawdziwa eksplozja chorób wynikłych z nadwagi. Wzrasta także zachorowalność na raka, prawdopodobnie z powodu rosnącej zawartości trucizn w pożywieniu, wodzie, powietrzu, itd. Wiele wskazuje na to, że żywność wytwarzana współczesnymi metodami przemysłowymi jest rakotwórcza; jednak powrót do bardziej naturalnego rolnictwa wydaje się trudny, gdyż mógłby nastąpić gwałtowny spadek produkcji i setkom milionów ludzi zajrzałby w oczy głód. Współczesna medycyna i technika odniosły swego czasu niewiarygodny sukces, niemniej jednak, w kilku ostatnich dziesiątkach lat XX w., ich postęp jakby utknął w miejscu. Dzisiejsza walka o zdrowie zdaje się charakteryzować „hipertropią” postępu, zgodnie z prawem malejących korzyści. Troska o zdrowie nielicznych jest rozdmuchiwana przez media, ukazujące „pięknych ludzi” i gwiazdy sportu, oglądane przez coraz bardziej niezdrową i ociężałą ludność. Dowodnym znakiem zamożności dzisiejszej Ameryki jest fakt, że przeciętna rodzina w USA rocznie wydaje na jedzenie zaledwie 15% swoich pieniędzy.

W miarę jak medycyna dokonuje coraz bardziej niewiarygodnych cudów, wzrastają możliwości groźnych manipulacji. Nie tak znów często zwraca się przy tym uwagę na fakt, iż wiele wrodzonych wad jest skutkiem zanieczyszczenia środowiska i wyraźnie niezdrowego trybu życia rodziców; innymi słowy, zastosowanie owych niezwykłych wynalazków technicznych staje się konieczne ze względu na inne przejawy „postępu”.

Jeszcze jednym ewentualnym zagrożeniem jest „nanotechnika”, która – mimo że dopiero powstaje – w wielu utworach science fiction jest na porządku dziennym. Nanotechnika to wizja mikrourządzeń, których zadanie polega na utrzymywaniu człowieka i całego środowiska w dobrej formie i kondycji. Mogłoby to wyglądać choćby tak, że tuż po narodzinach dziecko „zapoznaje” się z osobistym zestawem „nanotechnicznych opiekunów”, którzy pomogą mu uniknąć chorób i wyrosnąć na człowieka silnego, zdrowego i inteligentnego. Możliwości złego skorzystania z nanotechniki wydają się oczywiste: nanomaszyny można zaprogramować na zadawanie tortur lub zabijanie, na zmienianie czyjegoś odbioru świata; mógłby także powstać nanotechniczny „wirus” lub „zaraza”, mogące skończyć się wymarciem ludzkości.

Kolejnym po nanotechnice etapem jest ostatni szczebel rozwoju Internetu, gdy ludzie mogliby ładować do rzeczywistości wirtualnej swoją „świadomość”. Przypomina to nieco noosferę radykalnego teologa Teilharda de Chardin. W licznych dziełach fantastyki naukowej pojawiała się myśl, że tylko ludzie religijni mogliby oprzeć się pokusie tego rodzaju bezbożnej niby-nieśmiertelności. Warto w tym punkcie przypomnieć przestrogi zawarte w proroczym opowiadaniu E.M.Forstera Maszyna, gdzie pojedynczy ludzie żyją zamknięci w bańkach pod powierzchnią Ziemi, wszystkie ich potrzeby fizyczne zaspokaja Maszyna, mają natychmiastowy dostęp do ogromnych bibliotek elektronicznych i mogą w każdej chwili nawiązać z kimkolwiek elektroniczną rozmowę. Wszystko wskazuje jednak na to, że sama złożoność ludzkiego mózgu (zawierającego setki bilionów synaps, czyli „łączy”) uniemożliwi skuteczne fizyczne ”ładowanie” świadomości do mechanicznego tworu.

W wielu wizjach antyutopijnej przyszłości zabrakło miejsca dla polityki. Przy utrzymaniu dzisiejszych kierunków rozwoju należy spodziewać się dalszego wzmocnienia sił lewicowo-liberalnych i nastrojów „politycznej poprawności”, czemu towarzyszyłaby postępująca marginalizacja opozycji tradycjonalistycznej. W związku z tym, perspektywy sklonowania rasy supernaukowców, superżołnierzy czy bezmózgich, posłusznych robotników (w rodzaju półidiotów Epsilon w Nowym wspaniałym świecie) nie wydają się jednak zbyt prawdopodobne. Z drugiej strony lewicowi liberałowie mogą zechcieć rozciągnąć swój tzw. „półjawny totalitaryzm społeczny” (Donald Atwell Zoll) w dziedzinę farmakologiczną i genetyczną. Pojawiały się już głosy, że byłoby miło, gdyby inżynieria genetyczna mogła posłużyć do wyeliminowania rasizmu i seksizmu. Biorąc pod uwagę wrogość liberalnej lewicy w stosunku do rzekomo powszechnego dziś rasizmu i seksizmu, nie da się wykluczyć, iż tzw. reżim kierowniczo-terapeutyczny uciekłby się do metod elektronicznych, farmakologicznych i genetycznych.

Elektronicznie mogłoby to przyjąć postać pokazów przemocy, wulgarnego seksu i horrorów, pełniących funkcję zbliżone do Surogatu Gwałtownej Namiętności w przywoływanej książce Huxleya. Farmaceuci dostarczyliby narkotyku „dobrego samopoczucia”. Z kolei „politycznie poprawni” psychologowie i neuropsychologowie pomagaliby reżimowi, odkrywając źródła „autorytaryzmu”, „umysłowości hierarchicznej” i tzw. przesądów (czyli religii) w mózgu człowieka, tak by móc je jakimś sposobem usunąć już w chwili narodzin. Z pewnością psychologiczny nadzór nad wychowywaniem dzieci w rodzinach znacznie wykraczałby poza granice tego, co dziś uznaje się za dopuszczalne. Warto zwrócić przy okazji uwagę na charakteryzującą szczególnie wysoko rozwinięte społeczeństwa skłonność do zapewniania „całodziennej opieki nad dzieckiem” poza domem.

Należy podkreślić, że lewicowy liberalizm na Zachodzie praktycznie od zakończenia II wojny światowej prowadzi zażartą batalię z tzw. „osobowością autorytarną” (termin T. Adorno). Niewykluczone, iż w przyszłości właściwie obowiązkowa i pilnie kontrolowana „całodzienna opieka na dzieckiem” będzie prowadzona w duchu ściśle „antyrasistowskim, antyseksistowskim, antyhomofobicznym”, itd. Popkultura byłaby jeszcze bardziej nasycona seksem i grozą niż dzisiaj, służąc za Surogat Gwałtownych Namiętności. Możliwe jest także wszczepianie ludziom „bioprocesorów” (prawdopodobnie w prawej ręce), mających oficjalnie zapewniać posłusznym obywatelom bezpieczeństwo finansowe, w rzeczywistości zaś służyć do ich kontroli.

W myśli antyutopijnej (np. u Kurta Vonneguta) pojawiła się koncepcja, że wszyscy (z wyjątkiem grupki kontrolerów) byliby obarczeni „wynalazkami okaleczającymi” (fizycznymi i psychicznymi), które umacniałyby przekonanie, że „wszyscy są sobie równi”. Pomysłem podobnego gatunku – który pochwaliłoby zapewne wiele współczesnych feministek – byłoby aplikowanie żeńskim płodom lub noworodkom końskich dawek testosteronu i sterydów, co doprowadziłoby do zaniku wrodzonych, naturalnych różnic między mężczyzną a kobietą. U Huxleya efektem podawania płodom kontrolowanych dawek testosteronu jest „tylko” bezpłodność kobiet, które nie zmieniają wyglądu zewnętrznego i dzięki temu mogą stać się seksualnymi zabawkami, tzw. „jałówkami”. Jednak nadzorcy poddają tym zabiegom tylko jedną trzecią płodów. Odległy wydaje się moment stworzenia całkowicie sztucznego łona, które będzie mogło nosić płód od momentu poczęcia do narodzin.

Wobec tego rodzaju nieludzkich technologii i towarzyszących im ideologii perspektywy rozwoju ludzkości są faktycznie przygnębiające. Możliwości istnienia zrównoważonego społeczeństwa raczej nie potrwają dłużej niż kilka dziesiątków lat. Dalszy ciąg dziejów ludzkości jest niemożliwy do przewidzenia.

Marek Węgierski
tłum. Jacek Spólny
Marek Węgierski