WYPRAWA DLA KONESERA, Sóweczka
WYPRAWA DLA KONESERASÓWECZKA
Mały czerwony budzik powiadomił mnie, że jest już 4.30 i czas wyruszać do Puszczy. Noc była wyjątkowo ciepła jak na połowę października. Rogalik księżyca rzucał wątłe światło na szeleszczącą zwiędłymi liśćmi leśną trybę. Od uroczyska Kosy Most leżącego w północnej części Puszczy Białowieskiej dzieliło mnie półtorej godziny marszu. Na miejscu postanowiłem być przed świtem w nadziei spotkania żubrów, których świeże ślady widziałem nad Narewką poprzedniego dnia. Wędrując w niemal kompletnych ciemnościach zastanawiałem się, z której strony podejść stado aby pozostać niezauważonym, gdy w oddali zamajaczyły tory starej kolejki leśnej z czasów I wojny światowej. Od skrzyżowania duktu z wąskotorówką do mostku jest tylko kilkanaście minut marszu. Zwolniłem, starając się stąpać możliwie najciszej, gdy z lewej strony dobiegł mnie głośny trzask łamanych gałęzi. Przystanąłem starając się odgadnąć, czyje racice odciskają się właśnie w miękkiej, leśnej glebie. Po chwili trzaski powtórzyły się nieco bliżej drogi, 10, może 15 m od miejsca, w którym się zatrzymałem. Cisza. Przyglądamy się sobie, tyle że ja nic nie widzę, a zwierz ma mnie na żwirowej drodze jak na patelni. Postanawiam iść dalej straciwszy nadzieję, że właściciel kopyt zechce wyjść z gęstwiny i mi się przedstawić. Zbliżając się do celu rozważałem: żubr to czy jeleń oglądał mnie z głębi ciemności, a może to jakiś wyjątkowo duży odyniec narobił tyle hałasu? Zachowanie zwierzęcia i miejsce spotkania wskazywało raczej na żubra, który w liczbie ponad 300 byków, krów i żubrząt niepodzielnie włada białowieską knieją. Gdy dotarłem wreszcie do Kosego Mostu, niebo na wschodzie zaczęło lekko blednąć, rozjaśniając bagienne łąki, na których siedziały krzaczaste wierzby przycupnięte jak wiedźmy. Cisza, że w uszach dzwoni ani ptak, ani inny zwierz, ani nawet wiatr nie mają odwagi zmącić tej magicznej chwili, gdy noc ustępuje przed dniem. Stoję zamarły w oczekiwaniu na świt, zastanawiając się jaki dźwięk otworzy poranny koncert na łąkach, gdy z lewej strony dobiega mnie głośne chrupanie. Znam dobrze ten odgłos. Bóbr ogryza z kory gałązkę. Te wielkie, dorastające do 30 kg gryzonie mają tu swój matecznik. Po obu stronach rzeczki charakterystycznie podcięte pnie olch i dębów, wygniecione ciężkimi ogonami ścieżki i sterty pociętych gałęzi przypominają, że bobry objęły ten skrawek puszczy w posiadanie. Gdy wytężałem wzrok starając się dostrzec ucztującego bobra, z pobliskiej dąbrowy dały się słyszeć liczne odgłosy łamanych gałązek. W tym samym momencie z trzeszczącego kruszonym posuszem dębniaka na wąską ścieżkę świńskim truchtem wytoczył się dzik. Czarny zwierz, na oko ze 120 kg, zakręcił młynka, fuknął i tyle go było widać. Wieść o intruzie musiała natychmiast dotrzeć do stada, które pochrząkując niespiesznie oddaliło się w głąb starego lasu. Dzień coraz bardziej obejmował w posiadanie świat. Cienie skracały się, rozpływając stopniowo w bladej poświacie. Ruszyłem w kierunku rozległej dzikiej łąki, która wczoraj gościła co najmniej kilka żubrów. Przystanąłem na skraju wierzbowych zarośli. W okularach starego NRD-owskiego zeissa o wyjątkowo jasnych szkłach zaczęły przewijać się dobrze znane obrazy: parująca poranną mgłą wstęga Narewki, płat trzcin, kępy turzyc i wysoka poszarpana ściana mieszanego lasu. Pusto, żubrów ani śladu. Z kępy wierzb ostrzegawczo zaskrzeczała sójka, spłoszone stado raniuszków poderwało się z wiekowego grabu. Te niewielkie, wdzięczne ptaszki wyglądają jak kłębki waty, do których matka natura przytwierdziła cienkie i długie ogonki oraz miniaturowe dzióbki. W koronie starego świerka nawołują się mysikróliki. Te najmniejsze europejskie ptaki ważą znacznie mniej niż pudełko zapałek. Dla porównania orzeł bielik dorasta nawet do 6 kg, a rozstaw jego skrzydeł wynosi ponad 2,5 m.
Nagle zza pleców słyszę dwusylabowy, niskotonowy gwizd. W pierwszej chwili pamięć zawodzi, nie mam pojęcia, co za zwierzak oznajmia swoje przybycie. Wędrując wzrokiem w stronę źródła dźwięcznego głosu, w koronie uschniętej olszy dostrzegam charakterystyczną sylwetkę sowy. Określenie tego ptaka sową przywodzi skojarzenie czegoś przynajmniej średnich rozmiarów. To jednak jest sowa mikrus, prawdziwy liliput sowiego rodu. Ten sprawny drapieżnik, postrach sikor, mysikrólików i innego ptasiego drobiazgu jest bowiem niewiele większy od wróbla.
Sówka siedziała nieruchomo na cienkiej gałązce, a ja wpatrywałem się w nią urzeczony. Od dawna marzyłem o spotkaniu z tym pięknym i wyjątkowym ptakiem, którego w gęstym lesie dużo łatwiej usłyszeć niż dostrzec. Radość nie trwała jednak długo. Z pobliskiego starodrzewia zahuczał puszczyk. Zanim przebrzmiała ostatnia fraza pieśni, sóweczka zleciała ślizgowym lotem w kierunku najbliższych zarośli, unikając spotkania z dziesięciokrotnie większym kuzynem.
W Polsce sóweczka jest prawdziwym rarytasem dla amatorów obserwowania ptaków. W całym kraju żyje ich nie więcej niż 250 – 300 par, z czego większość zamieszkuje górzyste obszary Polski. Mój przyjaciel, Artur Domaszewicz, który badaniom tej filigranowej sowy poświęcił wiele lat życia, szacuje, że Puszczę Białowieską zamieszkuje obecnie nie więcej niż 25 – 30 par tych lilipucich sówek, z czego większość zamieszkuje rezerwat ścisły Białowieskiego Parku Narodowego, stanowiący obecnie mniej niż połowę całkowitej powierzchni Parku. Takie rozmieszczenie sóweczek na terenie Puszczy nie jest oczywiście przypadkowe. Właśnie w Rezerwacie znajdują one bowiem swoje ulubione siedliska – stare, zdrowe, wilgotne lasy z dużym udziałem świerków. W ostatnich latach na obszarze Puszczy na skutek wycinania starodrzewia i drastycznego obniżania się poziomu wód gruntowych udział starych, wilgotnych lasów znacznie zmalał. Jeśli nie powstrzymamy wysychania Puszczy i wycinania najstarszych okazów drzew, stopniowo wyginą ptaki z sóweczką, puchaczem i orłami na czele.
Sóweczka wyróżnia się wśród krajowych sów nie tylko małymi rozmiarami ciała, ale i zamiłowaniem do dziennego trybu życia. Nocą ta filigranowa sówka widzi nawet gorzej od człowieka, co zmusza ją do łowów w ciągu dnia. Sóweczki najchętniej polują jednak o świcie i o zmierzchu. Taki typ oświetlenia wydaje się najbardziej sówkom odpowiadać, przypomina bowiem noce, z jakimi styka się ten gatunek od setek pokoleń w tajdze, będącej ich pierwotnym obszarem występowania. Ich najczęstszą zdobycz stanowią pospolite ptaki leśne jak: sikory, zięby, rudziki oraz drobne gryzonie z nornicą rudą na czele. Małe rozmiary i zamiłowanie do polowań za dnia nie wyczerpują listy osobliwych cech tego gatunku. W obliczu zagrożenia sóweczka nie opuszcza swoich piskląt, co czyni choćby pięćdziesięciokrotnie cięższy od niej puchacz. Przyłapana na gnieździe, którym jest zazwyczaj wykuta przez któregoś z dzięciołów dziupla, przywiera do gniazda i próbuje odstraszyć intruza kłapiąc swoim małym, haczykowatym dziobem. U większości sów pisklęta wykluwają się w odstępach od jednego do kilku dni. Powoduje to duże różnice wielkości pomiędzy rodzeństwem i stwarza między nimi silną konkurencję. W latach mniej obfitych w pokarm, a taka sytuacja w przyrodzie jest raczej regułą niż wyjątkiem, mniejsze i słabsze ptaki giną nierzadko w nierównej walce z lepiej wyrośniętym rodzeństwem. W rodzinach sóweczek wszystkie pisklęta klują się i opuszczają dziuplę niemal równocześnie i – co jest kolejnym wyjątkiem wśród sów – od początku sprawnie latają.
Puszcza Białowieska nie jest jedynym obszarem występowania sóweczki na Podlasiu. Całkiem blisko, bo zaledwie kilka kilometrów od granic stolicy województwa – Białegostoku, w knyszyńskich borach wiosną i jesienią można usłyszeć charakterystyczny fletowy, dwusylabowy gwizd, którym samiec sóweczki znaczy swoje, liczące od 1 do 2 km2 terytorium. Słysząc ten melodyjny głos warto na chwilę przystanąć, rozejrzeć się, dając sobie szansę zawarcia bliższej znajomości z tym miniaturowym drapieżcą.
Tomasz Lippoman
Białystok
tel. 0-85/676 28 06
e-mail: tomasz@bialowieza.com.pl
t@bialowieza.com.pl
www.bialowieza.com.pl
Białystok
tel. 0-85/676 28 06
e-mail: tomasz@bialowieza.com.pl
t@bialowieza.com.pl
www.bialowieza.com.pl