Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

SURVIVAL POD SUCHANIĄ CZYLI WĘDRÓWKI W BESKIDZIE NISKIM

Wrzesień tego roku był ciepły. Nastała polska, złota jesień. Postanowiliśmy z kolegą Remikiem Kasprzyckim odwiedzić Beskid Niski, aby powłóczyć się trochę po leśnych ostępach.

Z Krosna jedziemy w kierunku Barwinka. Wysiadamy w Tylawie, gdzie w 1927 r. miało miejsce masowe przejście grekokatoloków na prawosławie, znane w historii jako schizma tylawska. Rozszerzyła się ona niebawem na szereg okolicznych wsi, a do 1939 r. na Łemkowszczyźnie pobudowano kilkanaście prawosławnych cerkwi. My podchodzimy na Górę Kiczerkę, aby obserwować znikającą w oddali grekokatolicką cerkiew p.w. Narodzenia Bogurodzicy (od 1945 r. rzymskokatolicki kościół p.w. Wniebowzięcia M. B.) zbudowaną w 1787 r.
Przechodzimy poprzez Smereczno (smerek po rusku oznacza świerk) i pomiędzy Górą Kamiennik (569.8 m npm), a Lasem Wapno udajemy się do Wilszni. Wilsznia (po ukraińsku wilcha to olcha) należała do parafii unickiej w Olchowcu. W 1927 r. cała wieś przeszła na prawosławie. Podczas bitwy dukielskiej Wilsznia znalazła się w centrum walk. Tu broniły się okrążone wojska sowieckie. Jeszcze przed nadejściem frontu Niemcy chcieli wysiedlić mieszkańców wioski. Wielu z nich zginęło, a wieś spłonęła. Wobec spustoszenia zdecydowano się na wyjazd na Ukrainę sowiecką. Obecnie wilszczanie i ich potomkowie mieszkają w okręgu lwowskim. My również obserwujemy spustoszenia, jakich dokonała wojna. We wsi nie ostał się żaden dom, a jedynie cmentarz wiejski i kamienny krzyż z 1899 r. Znajdujemy liczne ślady okopów i fragmenty rozbitego działa.
Naszą uwagę przykuwa Olchowiec. Mieszkańcy Olchowca i sąsiedniej Wilszni stanowili jakby jedną rodzinę. Gdy jednak Wilsznia przeszła na prawosławie, większość kontaktów urwała się. Olchowianie mieli także wielu krewnych po słowackiej stronie. Front stał we wsi we wrześniu i październiku 1944 r. Niemcy spalili podczas ewakuacji około połowę gospodarstw. Dziś we wsi mieszkają niemal sami Łemkowie. Są wyznania katolickiego, przeważnie wschodniego obrządku. Nadal stoi cerkiew p.w. Przemienienia Relikwii św. Mikołaja, w której odbywają się nabożeństwa katolickie obu obrządków. Wieś należy obecnie do rzymskokatolickiej parafii w Polanach i grekokatolickiej w Komańczy. W Olchowcu raz do roku (w końcu maja) organizowany jest odpust grekokatolicki (kernesz). Można wówczas w naturze zobaczyć łemkowskie stroje ludowe. Podchodzimy do Kolonii Olchowiec, znajdującej się ok. 2 km na południe od Olchowca. Powstała ona w 1936 r. na skutek komasacji gruntów. Przeniosła się tam wówczas połowa ludności wsi.
Chcąc znaleźć osłonę od wiatru zakładamy biwak w jednym z wąwozów na stokach góry Baranie. Przy ognisku planujemy dalszą trasę wędrówki. Rano długim trawersem udaje nam się wejść na grań Baraniego (754 m npm) z rozległym widokiem na Góry Ondawskie i Laboreckie. Schodzimy niebieskim szlakiem, aby szybko odbić w stronę Potoku Baranie. Teren obfituje w grzyby, a przechodzi poprzez ostoję niedźwiedzia brunatnego o czym informuje ostrzegawcza tablica. O fakcie tym dowiadujemy się dopiero po zejściu ze szczytu.
Dalsza droga do Polan wiedzie doliną potoku Baranie. Główna zabudowa Polan ciągnie się od strony olchowieckiego przysiółka Baranie i dalej wzdłuż rzeczki Wilsznia do jej ujścia do Wisłoki. W Polanach miała miejsce tzw. „wojna o cerkiew”, która zaostrzyła stosunki pomiędzy mieszkającymi na tym terenie katolikami a prawosławnymi. Budowę murowanej cerkwi grekokatolickiej p.w. św. Jana Złotoustego rozpoczęto w pierwszych latach naszego wieku, przy wsparciu przebywających w Ameryce łemkowskich emigrantów. W 1944 r., w okresie walk o przełęcz dukielcką, cerkiew została częściowo zburzona. W 1966 r. władze zgodziły się na utworzenie parafii prawosławnej. Remont ukończono w 1971 r. i rozebrano kaplicę rzymskokatolicką. Tego też roku katolicy zajęli cerkiew. Kościół ogłosił likwidację parafii prawosławnej. Cerkiew przemianowano na kościół p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej. Zniszczono ikonostas, ołtarz wyrzucono na pole, zabrano sprzęty liturgiczne. Sprawa trafiła do sądu, który w 1982 r. orzekł wspólne użytkowanie świątyni. Nigdy jednak do niego nie doszło. W wyniku apelacji wyrok sądu zmieniono i orzeczono prawo Kościoła rzymskokatolickiego do wyłącznego użytkowania cerkwii. Tak więc Polany nie są wsią z wergiliuszowskiej sielanki i trzeba być dobrej myśli, że spór ten zostanie wreszcie rozwiązany ku zadowoleni obydwu zwaśnionych stron.
W Polanach żegnam się ze swoim towarzyszem wypraw, Remigiuszem, a sam podążam w stronę Krępnej, aby w dolinie potoku Wilsznia rozbić swój biwak. W nocy wiatr łopocze płachtą namiotu, a głośne ryki jeleni i przechodząca daleko burza nie pozwalają zasnąć. Rankiem błyskawicznie zwijam namiot jakby przeczuwając nadejście deszczu. Na szczęście nie jest on zbyt intensywny. Po krótkim i szybkim marszu jestem pod Suchanią (580.6 m npm) i wspinam się na nią od strony południowej. Tutaj właśnie rozegrała się jedna z najkrwawszych scen II wojny światowej, kiedy to nacierające oddziały Armii Radzieckiej napotkały zdecydowany opór uzbrojonych Niemców. Po obydwu stronach zginęło wówczas mnóstwo ludzi, a ślady tej straszliwej bitwy widoczne są po dzień dzisiejszy. Na wierzchołku góry rośnie kilka wiekowych buków o fantastycznych kształtach, a cały teren objęty jest linią okopów. I jeszcze jedno przyrodnicze stwierdzenie. Pomiędzy zbutwiałymi liśćmi natrafiłem na piękny okaz salamandry plamistej. Obecnie Suchania penetrowana jest przez liczne ekipy poszukiwaczy militariów, o czym świadczą wykopy dochodzące do kilku metrów. Moją uwagę zwraca grób radzieckiego żołnierza, a raczej kopczyk z kamieni zwieńczony pordzewiałym hełmem. Ostrożność nigdy nie zawadzi, bo wokoło aż roi się od niewypałów. Samo zejście z Ciechani jest równie emocjonujące, co niebezpieczne.
Głęboki jar, którym schodzę pomiędzy mnóstwem zwalonych drzew a urwistymi skałami, wyprowadza mnie w końcu na otwartą przestrzeń Myscowej. Myscowa była dawniej jedną z największych wsi na opisywanym przez nas terenie. Ciągła się wzdłuż potoku Myscówka, a potem około 3 km wzdłuż Wisłoki po obu jej brzegach. Dziś widoczna jest oś zabudowy po prawej stronie rzeki, po lewej pozostało już tylko kilka chałup, ale są one najciekawsze. Niektóre budynki zachowały jeszcze sposób malowania glinką o barwie ciemnobrązowej lub żółtej z jasnoniebieskimi pasami pokrywającymi szpary między belkami zrębu. Najstarszy datowany budynek pochodzi z 1874 r. Nieliczne pozostałe łemkowskie chyże uratował od niechybnej rozbiórki zakaz wznoszenia nowych domów związany z planami budowy zapory na Wisłoce, który obowiązywał w latach 70. Gdyby projekt ten został zrealizowany, wody zalewu pogrążyłyby wioskę. Na razie nie rozpoczęto jednak żadnych prac. Dawna grekokatolicka cerkiew p.w. Świętej Męczennicy Paraskowii zbudowana została w 1796 r. Zachowały się duże fragmenty ikonostasu, zdemontowanego i rozstawionego po całym wnętrzu. Od 1949 r. świątynia jest używana jako kościół rzymskokatolicki p.w. Ducha Świętego.
Z Myscowej podążam w dół rzeki Wisłoki, aby po przebyciu chybotliwej kładki na rzece, znaleźć się Kątach, gdzie planowano budowę zapory na Wisłoce. Plan ten zarzucono z powodu złych warunków geologicznych. I może dobrze się stało, że nie powstał tym miejscu nowy zbiornik retencyjny, który z pewnością zmieniłby na tym obszarze ukształtowanie terenu. Właśnie w tym miejscu, na obszarze planowanego zalewu kończy się moja przygoda z Beskidem Niskim, który tak chętnie odwiedzam ze względu na jego unikalne w skali całego kraju walory turystyczne, historyczne i przyrodnicze.

Jerzy Stanisław Fronczek



Jerzy Stanisław Fronczek