Recenzja wegetariańskiej książki kucharskiej - Ubrać czy sprzedać
RECENZJA WEGETARIAŃSKIEJ KSIĄŻKI KUCHARSKIEJ
UBRAĆ CZY SPRZEDAĆ
Warsaw Trade Center. Ósma wieczór. Wieżowiec jak każdy inny w Warszawie. 20 – 30% niewynajętej powierzchni. Na jednym z pustych pięter, trzydziestym którymś, odbywa się promocja książki Ubrać duszę. Surowe jakieś 2000 metrów kwadratowych, po około 10 metrów na każdą zaproszoną osobę. Scena, wybieg dla modelek (będzie pokaz, autorzy są także projektantami mody), szwedzki stół. Luksusowe skórzane sofy – to promocja drogiego sklepu meblowego. Jeszcze kilka innych stoisk promocyjnych. Logo tu, logo tam. Zwykła promocja. Nic takiego.
Impreza się zaczyna. Na początek autorzy zapewniają, że na tym nie zarabiają. Potem oglądamy film ezoterycznej szkoły jogi z Indii, która wszystkim na świecie niesie pomoc – a szczególnie tym, którzy wykupią „kursy medytacji” w jej ośrodkach, które na pewno działają jak Ziemia długa i szeroka. Potem działaczka wprowadza nas w działalność fundacji ratującej chorych też w Trzecim Świecie. Nikt na niczym nie zarabia. Dlatego zbierane są wi-zytówki. Posłużą później autorom do nawiązywania szczerych przyjaźni i przekazywania sobie odrobiny serca i uczuć. Cytat z wystąpienia programowego autora do gości.
Aha, goście... Dziennikarki, aktorki, „ludzie mediów”, paru artystów, wielu fotografów. Mnóstwo wysokich obcasów. Większość to tak zwani przyjaciele pary autorów. Przyszli tu, aby wypromować siebie i swoje twarze. Po co? Aby któryś z koncernów kupił ich kiedyś do sprzedaży lodów, odkurzaczy czy pralinek. Błoga symbioza biznesu, mediów, sztuki, ezoteryki, duchowości i mody. Wszystko kadrowane przez kilka kamer.
Rozmowa obok mnie. Dyskutuje dwóch facetów, chyba tu przypadkowych. Pewnie przyjaciele przyjaciół. Może z obsługi?
-Co tu się właściwie dzieje?
-Nie wiem. Chyba się promują.
-A z tymi fundacjami to prawda? Że medytują i zmieniają się.
-Nie wiem.
-Nie mogą medytować u siebie w piwnicy? Muszą do Indii?
-Cholera, nie wiem! Tak teraz jest. A co, wolałbyś pochód pierwszomajowy?
-No nie.
-No to patrz i jedz. Nie oceniaj ich. Są jacy są.
Tu ten pierwszy gość się zaperza. Wyraźnie coś go dotknęło a może i oświeciło.
-Właśnie! To jest rak dzisiejszych czasów. Nie umiemy oceniać i powiedzieć stop. Wciskają nam co chcą.
-Może masz rację. Idę po bigos. Wegetariański.
Ten drugi, który nie chce oceniać, kończy rozmowę zamieniając ją na szwedzki stół.
Koniec imprezy. Aktorzy, dziennikarze i inne znane twarze fotografowani są razem z parą autorów. Pewnie ukaże się to w rubryce spotkań towarzyskich w katalogach reklamowych nazywanych jeszcze gazetami. Potem każdy dostaje reklamówkę z plikiem ulotek i rabatów na różne rzeczy i do windy. Na zewnątrz mroźna listopadowa Warszawa. Bryła wieżowca opatulona chmurami. Na chodniku lód. Wreszcie coś realnego.
UBRAĆ CZY SPRZEDAĆ
Warsaw Trade Center. Ósma wieczór. Wieżowiec jak każdy inny w Warszawie. 20 – 30% niewynajętej powierzchni. Na jednym z pustych pięter, trzydziestym którymś, odbywa się promocja książki Ubrać duszę. Surowe jakieś 2000 metrów kwadratowych, po około 10 metrów na każdą zaproszoną osobę. Scena, wybieg dla modelek (będzie pokaz, autorzy są także projektantami mody), szwedzki stół. Luksusowe skórzane sofy – to promocja drogiego sklepu meblowego. Jeszcze kilka innych stoisk promocyjnych. Logo tu, logo tam. Zwykła promocja. Nic takiego.
Impreza się zaczyna. Na początek autorzy zapewniają, że na tym nie zarabiają. Potem oglądamy film ezoterycznej szkoły jogi z Indii, która wszystkim na świecie niesie pomoc – a szczególnie tym, którzy wykupią „kursy medytacji” w jej ośrodkach, które na pewno działają jak Ziemia długa i szeroka. Potem działaczka wprowadza nas w działalność fundacji ratującej chorych też w Trzecim Świecie. Nikt na niczym nie zarabia. Dlatego zbierane są wi-zytówki. Posłużą później autorom do nawiązywania szczerych przyjaźni i przekazywania sobie odrobiny serca i uczuć. Cytat z wystąpienia programowego autora do gości.
Aha, goście... Dziennikarki, aktorki, „ludzie mediów”, paru artystów, wielu fotografów. Mnóstwo wysokich obcasów. Większość to tak zwani przyjaciele pary autorów. Przyszli tu, aby wypromować siebie i swoje twarze. Po co? Aby któryś z koncernów kupił ich kiedyś do sprzedaży lodów, odkurzaczy czy pralinek. Błoga symbioza biznesu, mediów, sztuki, ezoteryki, duchowości i mody. Wszystko kadrowane przez kilka kamer.
Rozmowa obok mnie. Dyskutuje dwóch facetów, chyba tu przypadkowych. Pewnie przyjaciele przyjaciół. Może z obsługi?
-Co tu się właściwie dzieje?
-Nie wiem. Chyba się promują.
-A z tymi fundacjami to prawda? Że medytują i zmieniają się.
-Nie wiem.
-Nie mogą medytować u siebie w piwnicy? Muszą do Indii?
-Cholera, nie wiem! Tak teraz jest. A co, wolałbyś pochód pierwszomajowy?
-No nie.
-No to patrz i jedz. Nie oceniaj ich. Są jacy są.
Tu ten pierwszy gość się zaperza. Wyraźnie coś go dotknęło a może i oświeciło.
-Właśnie! To jest rak dzisiejszych czasów. Nie umiemy oceniać i powiedzieć stop. Wciskają nam co chcą.
-Może masz rację. Idę po bigos. Wegetariański.
Ten drugi, który nie chce oceniać, kończy rozmowę zamieniając ją na szwedzki stół.
Koniec imprezy. Aktorzy, dziennikarze i inne znane twarze fotografowani są razem z parą autorów. Pewnie ukaże się to w rubryce spotkań towarzyskich w katalogach reklamowych nazywanych jeszcze gazetami. Potem każdy dostaje reklamówkę z plikiem ulotek i rabatów na różne rzeczy i do windy. Na zewnątrz mroźna listopadowa Warszawa. Bryła wieżowca opatulona chmurami. Na chodniku lód. Wreszcie coś realnego.
Bartłomiej Kuzak
bartlomiej@kuzak.pl
bartlomiej@kuzak.pl
Jola Słoma, Mirosław Trymbulak, Ubrać duszę, Wydawnictwo „Czerwony Słoń”, www.czerwonyslon.com.pl, Gdańsk 2004. Rok wcześniej, tychże autorów i wydawcy: Nakarmić duszę.