Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

PUNKT przecięcia




W pokoju na pierwszym piętrze kamienicy numer 12 przy ulicy Sławkowskiej zbiegają się wszystkie wątki z życia Maji Kuczmińskiej i Moniki Drożyńskiej: przyjaźń, pasja tworzenia ubrań, potrzeba indywidualizmu i życiowa filozofia. Na ich styku powstał PUNKT, który jest jednocześnie butikiem, galerią i salonikiem towarzyskim. Każdy, kto tam trafi, będzie zdumiony, ile udało się zmieścić wśród czterech kolorowych ścian i jak ożywiło to tą bardzo zaniedbaną kamienicę.

To właśnie przyjaźń gwałtownie uruchomiła całą maszynę w końcu 2004 r. To był nasz sposób na kiepskie samopoczucie tego dnia, była jesień i nie miałyśmy na nią pomysłu mówią założycielki. Działania zaradcze były błyskawiczne i już 6 grudnia PUNKT ożył. Trudno o lepszy dowód na pokrewieństwo dusz, a także o poważniejszy jego sprawdzian, niż tak spontaniczne podjęcie wyzwania postawionego przez listopadowe przygnębienie. Od dwóch lat wspólne przedsięwzięcie jest dla nich sposobem za zacieśnianie przyjaźni, samorealizację i wyrażanie siebie za pomocą ubrań i biżuterii które tworzą.

To nie jest tylko kwestia, że potrzebujesz się w coś ubrać. To już dawno nie jest tak na świecie, że jest ci zimno i potrzebujesz się czymś okryć. Ciuchy są wyrażaniem tego jacy jesteśmy. Ubieramy się, żeby się zamanifestować. Każdy szuka czegoś, co by go wyrażało i nie wszyscy znajdują takie rzeczy w kolekcjach sieciowych sklepów odzieżowych. Narcystyczny indywidualizm, pragnienie odróżnienia lub wyszukanej oryginalności popycha do poszukiwań oryginalnych ubrań, sprzedawanych w pojedynczych sklepach rozsianych po mieście. W Krakowie jest ich wiele, pochowanych w bramach i podwórzach. Docierają tam, w ucieczce od witryn galerii handlowych, ci którzy są zmęczeni widokiem dziesiątek jednakowych manekinów. Tak samo ci przerażeni perspektywą przypadkowego znalezienia się w jednym pomieszczeniu z osobą ubraną w identyczny ciuch, sprzedawany na setki. Tacy, którzy nie ustają w kreowaniu swojego image, mający potrzebę podobania się sobie w lustrze, odbiciu w szybie na ulicy i w oczach przechodniów. I nie wiadomo już, czy to ucieczka przed komercją czy pogoń za czymś naprawdę szpanersko niepowtarzalnym wpędza ich w labirynt mieszczańskiego miasta. Niektórzy docierają przez bramę, po schodach, do PUNKTu.

Jego twórczynie właśnie skończyły wycinanie kolorowych kółek, aby ozdobić nimi niedawno pomalowaną na biało a już brudną klatkę schodową, bo jest ohydna. Tymczasem za drzwiami ich biznesu uderza feeria barw i kształtów, sprawiając wrażenie, że szara rzeczywistość pozostała daleko w tyle. Wchodząc tam można się poczuć jak włożonym w postmodernistyczne dzieło sztuki, na pozór szalone, wypełnione eklektyczną mozaiką form i znaczeń. Znajdziemy tam płaszcz z zasłony prysznicowej, spódnice z firanek pkp, albo kolczyki, które były kiedyś kapeluszem. Oto, co jest najbardziej niespodziewane: magiczną rzeczywistość PUNKTu tworzą rzeczy prawdziwsze niż te na witrynie wzdłuż ulicy. Każda z nich została zrobiona z czegoś prawdziwie istniejącego, a nie wyprodukowanego specjalnie na tę okazję.

Chociaż pozornie materiał jest materiałem, ten w zwyczajnym sklepie od tego z PUNKTu może się różnić tak, jak wkład do ołówka od diamentu. Są tkaniny o takich splotach, fakturach, których już nie ma w obiegu. Dotarcie do nich wymaga pracochłonnych poszukiwań. Prawdziwe precjoza pochodzą z kopalni odkrywkowych zakładanych na strychach i w szafach, lub z dalekich wypraw na flohmarkty gdzieś w świecie. Monika tłumaczy, że jeśli coś zostało zrobione w jednym egzemplarzu, a dodatkowo zostało zrobione z oryginalnego materiału którego jest jeden jedyny metr i wyprodukowanego w sześćdziesiątym roku – wtedy przedstawia sobą gigantyczną wartość.

Tak jak rzeźbiarz otrzymując blok marmuru w konkretnym kształcie staje przed wyzwaniem, tak i w tym przypadku materiał i pomysł są ze sobą ściśle związane. Zupełne wymieszanie procesu realizacji i inspiracji Monika określa jako wieczną łamigłówkę, z którą mocowanie się daje nieustającą satysfakcję. W tym kontekście każdy produkt PUNKTu jest dziełem sztuki: dopracowany, przemyślany i unikatowy. I choć dziewczyny myślą o sobie trochę jako o artystkach, to na dźwięk tego słowa raczej się krzywią. Pretensjonalności, blichtrowi, bohemie i haute coutour mówią zdecydowane „nie”. My jesteśmy proste dziewczyny, które robią fajne rzeczy, którymi chcą się dzielić z ludźmi, którzy żyją tu i teraz. Rzeczy, które pojawiają się na wieszakach w PUNKCIE nie powstają pod wpływem dyktatu kolorowych magazynów czy wielkich świata mody, ale są odpowiedzią na zachcianki twórczyń i wynikające na bieżąco potrzeby. Bardzo często rozmawiamy co my byśmy chciały mieć, na przykład w czym by nam było ciepło. Ubrania przeznaczone są dla ludzi z intelektem, którzy sami wiedzą, jak chcą wyglądać i w czym chodzić. Dzięki temu wiadomo, że w PUNKCIE kupują ludzie fajni. Właścicielki wielu z nich znają i spotykają, nierzadko na ulicy, gdzie oryginalna część garderoby jest znakiem rozpoznawczym fanów PUNKTowego stylu. Staramy się tworzyć alternatywną rzeczywistość i proponujemy innym ludziom dołączenie do niej. Ofertą jest więc nie piękne i staranne wykonanie, ale zaproszenie do świata, w jakim Maja i Monika chciałyby żyć. W związku z tym, ponieważ dziewczyny muszą być przekonane do każdej rzeczy, którą sprzedają, zamówienia na ubrania można składać tylko „w ciemno”. Punktowi trzeba się poddać, albo z niego nie korzystać.



Ale gdyby na tym się kończyło, to co robią dziewczyny byłoby to dość płaskie – podczas gdy jest wielowymiarowe. Tak jak podążając w stronę horyzontu nie dojdzie się do krawędzi, tylko… do Chin. Bo najłatwiej jest zrobić tanio, szybko, z cienkiej bawełny w Chinach. Wątek Dalekiego Wschodu, światowej potęgi tekstylnej, przewija się w rozmowie nieustannie. Na moje pytanie, czy poza bezwartościowością tak wykonanych przedmiotów, jest jej też żal chińskich robotników, Maja autentycznie zrozpaczona chwyta się za głowę. Ostatnio przeczytała No Logo, które głęboko nią wstrząsnęło.

Logo PUNKTu jest zaprzeczeniem całego zła, jakie ciąży na znakach wielkich marek odzieżowych. Czy można mówić o lepszych warunkach pracy, niż realizowanie swojej pasji, na swoich zasadach, w towarzystwie przyjaciół, za zysk mając nie tylko pieniądze ale i satysfakcję? Dodatkowo zyskuje każdy, kto pośrednio przyczynił się do powstania oryginalnego produktu, poczynając od pani emerytki, z której szafy dziewczyny wygrzebały materiał. Czy jej zapłaciły? No jasne! Istnienie sklepu, jako uczciwego przedsiębiorstwa, to korzyść dla bardzo wielu.

Jednocześnie fakt, że PUNKT jest regularną działalnością komercyjną, a tym samym musi podporządkować się prawom rynku, czyni wszystko dużo trudniejszym. Produkcja no sweat będzie zawsze droższa, niż zlecana azjatyckim podwykonawcom. Korzystanie z recyklingowych materiałów wbrew pozorom wcale nie obniża kosztów, a znacznie je podwyższa, jako że ich poszukiwanie i zdobywanie jest pracochłonne i kosztowne. Jeśli szyjemy rzeczy z oryginalnych materiałów z lat siedemdziesiątych, to nie znaczy, że to jest tańsze dlatego, że jest takie stare. To nie fundacja ekologiczna, ale firma, która musi mieć ruch w interesie i przynosić zyski. Tymczasem właścicielki prezentują absolutną artystyczną bezkompromisowość. Wyobrażasz sobie zrobić coś tylko ze względu na to, że to się ma sprzedać?! pyta retorycznie Monika. Jak się nie sprzeda to ça va, nikt nie chciał – niech spada na drzewo.

Ale tak nie jest dodaje. Mimo wszystko od dwóch lat z jakichś powodów do sklepu wciąż przychodzą klienci, a na wieszakach wciąż zmieniają się ciuchy. Może więc ideowość PUNKTu nie ciągnie go wcale do dołu, ale podtrzymuje jego istnienie? Można powiedzieć, że w PUNKCIE krzyżują się sprzeczne dążenia. Można powiedzieć, że raczej spotykają się różne idee. Zaś od poniedziałku do soboty między 12.00 a 18.00 sympatyczni ludzie spotykają się tam przy zakupach i kawie.



Sklep PUNKT
ul. Sławkowska 12, I piętro
31-014 Kraków
e-mail: punkt@punkt.sklep.pl
www.punkt.sklep.pl
Justyna Szambelan