POEZJA BARDZO EKOLOGICZNA
Z ZB mam zaszczyt współpracować od 1992 r. W ciągu tych ośmiu lat do moich rąk trafiło wiele tomików „poezji ekologicznej”. Moim zdaniem, subiektywnym i być może krzywdzącym – tomiki te nie wnosiły nic nowego ani do poezji, ani do ekologii.Od czasów Wieszcza Adama słowo „poeta” ma moc magiczną, przyciągającą. Nobilituje, czyni człowieka „artystą”, wywyższa go ponad zjadaczy chleba. Zaświadcza o jego wrażliwości, szlachetności, moralności itd.
Przeciętnie zdolny absolwent liceum potrafi napisać wypracowanie na dowolnie zadany temat. Układanie wierszy można traktować tak samo – znałem dziewczynę, która zamiast kwiatów rozdawała swoim przyjaciołom wiersze „jednorazowe”, zapisane np. na papierowej serwetce w kawiarni. Specjalnie na daną okoliczność, sytuację, dla konkretnej osoby. Mistrz Jan Izydor Sztaudynger układał fraszki na poczekaniu, improwizował ku uciesze swych wielbicieli. Dedykacje, jakie wypisywał – były często takimi jednorazowymi, okolicznościowymi, sytuacyjnymi drobiazgami poetyckimi, wysokiej próby. Ćwiczenie tej umiejętności polecam uwadze tych, którzy chcą zostać poetami.
Relacje człowieka z przyrodą, Flora, Fauną – były przedmiotem zainteresowania poetów od zawsze, od samego początku istnienia poezji. Sądzę, że prawidłową kolejnością postępowania powinno być poznanie tradycji i historii; wyróżniam tu osoby, które potrafią odkryć na nowo poetów zapomnianych, z drugiego planu. Jeśli ktoś ma w sobie tyle pokory –, (zamiast patrzeć w lustro i stwierdzać swą genialność) – ten czyni coś naprawdę pożytecznego.
Poetom ekologicznym polecam np. postać Marii Czerkawskiej, poetki mniej znanej i niesłusznie zapomnianej, obecnej w bibliotekach.
Jeśli ktoś potrafi już pisać wiersze na dowolny i zadany temat, zna klasykę i historię poezji, potrafi zgrabnie naśladować lub przedrzeźniać mistrzów – temu przypominam słowa znakomitego polskiego poety Juliana Przybosia, twierdzącego, że długo się zastanawia, czy nowy wiersz, który napisał – jest wart żywego, zielonego drzewa, jakie zostanie zużyte na papier. Myślę, że akurat takie kryterium powinno być jasne, zrozumiałe i oczywiste dla „ poetów ekologicznych”.
W naukach ścisłych liczą się tylko ci naukowcy, którzy do istniejącego gmachu wiedzy potrafią dodać coś naprawdę nowego. To samo rozumowanie można przenieść na literaturę, poezję, sztuki piękne. Twórczy jest ten, kto wnosi coś naprawdę nowego, odkrywczego. Kto stawia po raz pierwszy jakieś pytania, po raz pierwszy dotyka jakiegoś problemu, wymyśla nową formę.
Tyle, jeżeli chodzi o część poetycką „poezji ekologicznej”. Z małym uzupełnieniem – Edward Stachura stwierdzeniem, że wszystko jest poezją rozszerzył granice pojęcia. W tej sytuacji w moim odczuciu poetą będzie człowiek odszukujący zaginione gatunki róż. Albo działkowiec, którego pasją, sensem życia – jest jego ogródek, troska o kwiaty i rośliny itd.
Wracając do ekologii.
Istnieje mnóstwo naprawde istotnych problemów ekologicznych. Np. oczyszczalnie ścieków dla małych wiosek. Zaśmiecenie lasów, gór, itd. – czytelnikom ZB chyba nie trzeba tego wyliczenia robić. Więc w tej sytuacji proszę porównać dwie osoby. Jedna hałaśliwie chce zaznaczyć swoją obecność (Ja też potrafię pisać ekologiczne wiersze, wzruszyć się kwiatkiem), druga wkłada sporo pracy w rozwiązanie konkretnego problemu ekologicznego.
Ale można się szczerze zadziwić, obserwując taką wiarę w moc słowa, zwłaszcza pisanego wierszem – że nawróci drwali i rzeźników, poruszy sercami i sumieniami całego narodu. Piękna, romantyczna pasja „poetów ekologicznych”, godna podziwu…
Miałem zaszczyt znać jednego z największych polskich artystów, Władysława Hasiora.
Z przedmiotów znalezionych na złomowisku, śmietniku – potrafił złożyć kompozycje, które były dziełami sztuki. Z tego, co odrzucone i niepotrzebne nikomu – stworzyć rzeźbęlub obraz, które zachwycały.
Oczekuję, że grupa poetów ekologicznych, których wiersze miałem przyjemność czytać – postąpi np. tak:
• zarobi trochę pieniędzy, np. na sadzeniu lasu, zbieraniu szyszek, pracy w sadzie przy zbiorze owoców – by być w zgodzie z Naturą;
• pozbiera makulaturę, o co łatwo;
• zawiezie ją do młyna papierniczego i za własne pieniądze zamieni ją w papier;
• na tym papierze zostaną wydrukowane wiersze, ocenione wcześniej przez krytykę literacką – czy są genialne czy też grafomańskie;
• wiersze genialne złożą się na tomika „poezji ekologicznej”, wydrukowany „własnym nakładem”, za własne pieniądze.
Myślę, że powyższa recepta jest w zgodzie z ekologią i będzie w zgodzie z poezją – jeśli wiersze będą rzeczywiście dobre. Zrealizowanie tego będzie też precedensem – do tej pory nikt czegoś takiego nie zrobił. Owszem, różni poeci wydawali często za własne pieniądze swe utwory. Lecz słowo „ekologia” do czegoś zobowiązuje – więc dopiero opisana wyżej sytuacja połączy harmonijnie „poezję” z „ekologią”.
Niezależnie od całego wywodu – tym wszystkim, dla których słowo „poeta” ma siłę magiczną – proponuję wizytę w księgarni, obejrzenie dokładne półek z tanimi książkami. Polecam księgarnię taniej książki na warszawskich „Koszykach” – gdzie za grosze poezji wiele lub księgarenkę w warszawskim Domu Literatury, na piętrze – tam w paru pudłach leżą dziesiątki tomików poetyckich, których nikt nie chce kupować nawet za grosze. Najbardziej wytrwałym polecam wizytę w młynie papierniczym i pouczającą obserwację, co idzie na przemiał.
Może Stachura miał trochę racji, twierdząc że wszystko jest poezją? Wobec tego zwłaszcza ekolog winien wziąć sobie do serca postulat Juliana Przybosia – czy wiersz jest wart zamiany żywego drzewa na papier? Podobno w kraju dwa miliony osób para się poezją. Gdyby te dwa miliony chciały posadzić drzewa – każdy choć jedno…
Paweł Zawadzki