Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Jurata Bogna Serafińska – wywiad z Markiem Nejmanem

Przeprowadzam serię wywiadów z ciekawymi ludźmi – pisarzami, poetami reżyserami, malarzami, ekologami. Pan jest nie tylko pisarzem, redaktorem i scenarzystą, twórcą postaci kota Filemona i jego starszego kolegi Bonifacego, ale również członkiem krakowskiego Klubu Przyjaciół Kota „Filemon”. Ten ostatni fakt bardzo mnie ucieszył, ponieważ na początku bieżącego roku ja również zostałam przyjęta do tego Klubu. Czy zgadza się Pan odpowiedzieć na kilka pytań – specjalnie dla „Zielonych Brygad”?

Odmowy nie wybaczyłby mi Filemon, nie mówiąc już o gderliwym Bonifacym. Koty, jako postacie filmowo-literackie, są pazerne na sławę. Ale od kiepskiego żartu przejdźmy do rozmowy.

Z zawodu jest Pan prawnikiem – jak to się stało, że zaczął Pan pisać?

Miłość do książek wyniosłem z domu rodzinnego. Rodzice mieli wielką bibliotekę. W domu panował wręcz kult książki, kult literatury i mądrej dyskusji.

A czy Pana Ojciec czytał może na głos rodzinie zgromadzonej przy stole po obiedzie? Pamiętam taki zwyczaj z mojego domu rodzinnego…

Tak, z ta różnicą, że u nas był zwyczaj czytania przed snem. Jak już wspomniałem, wychowywałem się w klimacie kultu literatury. Z Radomskiem, z którego pochodzę związani byli m.in. poeta Tadeusz Różewicz, jego brat – reżyser Stanisław Różewicz, a niedaleko urodził się Władysław Reymont. Także reżyser Lechosław Marszałek, któremu telewidzowie zawdzięczają Reksia oraz Bolka i Lolka. W tych warunkach było rzeczą naturalną, że dość wcześnie zacząłem pisać. Najpierw wiersze.

Jaki był los tych wczesnych wierszy?

Pamiętam, że wysyłałem je do „Przekroju”, co było bez sensu. Pierwsze znaczące publikacje miałem później, już w czasie studiów prawniczych, które mnie śmiertelnie nudziły, więc szkicowałem opowiadania i scenariusze.

Jak zaczęła się Pana przygoda z filmem?


Mój pierwszy film „Bruk” był filmem ekologicznym. Powstał na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Otrzymał liczne nagrody zagraniczne, w tym również wyróżnienie ONZ.

Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej na temat ekologicznego przesłania tego filmu?


Był to pierwszy u nas film, który w dramatyczny sposób przestrzega przed zgubnymi skutkami niekontrolowanej cywilizacji. Treść prosta. Człowiek wręcz upaja się, że wszędzie może dotrzeć wygodną wybrukowaną drogą, która przecina coraz gęściej nasze pola, łąki i lasy. W tym szaleńczym pędzie do przodu, a ściślej do własnej wygody, nie zauważa, że równocześnie wkroczył na inną drogę – unicestwienia świata, a więc i samego siebie. Giną ptaki, zwierzyna leśna, drzewa i rośliny, a ogromna góra bruku zasłania nam w końcu słońce, czyli źródło życia, co stanowi przerażającą puentę.

Jaka wytwórnia realizowała produkcję filmu?

Film powstał w Bielsku-Białej w reżyserii Zdzisława Kudły, który teraz jest dyrektorem SFR, gdzie powstały seriale o Reksiu, Bolku i Lolku czy Baltazarze Gąbce. Potem jeszcze zrealizowaliśmy filmy „Kwiat” i „Syzyf” – o podobnej ekologiczno-filozoficznej tematyce. Cieszę się z nich, bo to był jakiś wkład do tzw. Polskiej szkoły animacji znanej w całym świecie z dzieł wybitnych. No i przede wszystkim z tego, iż zabierała głos w sprawach tak ważnych dla naszej planety jak właśnie ochrona środowiska.

A więc można powiedzieć, że walka o czystość przyrody i naturalnego środowiska odrywa ważną rolę w działalności literacko-filmowej spółki Sławomir Grabski - Marek Nejman?

Razem ze Sławomirem Grabowskim utworzyliśmy przed laty spółkę autorską, zajmującą się twórczością dla dzieci w zakresie literatury i filmu. Wykreowaliśmy koty Filemona i Bonifacego, wróbla Ćwirka, Jasia Kowalskiego, Nula i profesora Koszałko-Opalińskiego

W dzieciństwie zakosztowaliśmy nieco tej pięknej, jeszcze nie skażonej przyrody. Dlatego najlepiej zdajemy sobie sprawę, że jej niszczenie obniża komfort naszego życia. Przyroda jest więc stale w naszych książkach i filmach. Czasem bezpośrednio jako morski żywioł w marynistycznej powieści „Czwórka plus z wieloryba”, a czasem jako ważne tło książek i filmów o kocie Filomenie. Przecież one uczą nas nie tylko miłości do zwierząt i kotów w szczególności. Filemon, który nosa ze wsi nie wystawia, jest obserwatorem przyrody w lesie, w polu i ogrodzie podczas zmieniających się pór roku. Wiele z tego wynika, w sensie edukacyjnym, dla widza i czytelnika. Szczególnie dziś, kiedy mały odbiorca zanurzony po uszy w medialnym świecie często twierdzi, że mleko powstaje nie w organizmie krowy, lecz w… super markecie. A to już nie jest zabawne, lecz groźne. Wychowujemy pokolenie, które o naturalnym środowisku wie niewiele, więc jak ma je chronić?

Ale pewnie tych problemów nie ma widz serialu ornitologicznego pt. „Przygód kilka wróbla Ćwirka”?

Z pewnością. Bo dzięki bohaterowi, którym jest nieco naiwny, ale ciekawski miejski wróbel Ćwirek, dziecko poznaje tę przyrodę ze szczególnym uwzględnieniem polskich ptaków. Mamy ich na naszych polach, podwórkach i w lasach prawdziwe bogactwo. Ich zwyczaje zaś są fascynujące, o czym nie wiemy zapatrzeni coraz bardziej w ekrany komputerów. Więc dzięki wszędobylskiemu Ćwirkowi poznajemy ptaki żyjące w zasięgu naszego wzroku: gołębie, kury, jaskółki, bociany i te krukowate. Ale i te, o których mamy blade pojecie, a więc skowronki, remisy, bataliony, zimorodki i gongoły.

To wszystko walory poznawcze, edukacyjne, a gdzie wychowawcze?

Nad jeziorem, nad które trafia bohater 39 odcinkowego serialu obserwujemy m.in. perkoza, czaplę, bąka i bączka. Przy okazji udaje się przemycić kilka zasadniczych prawd, że należy chronić tereny lęgowe i gniazda ptaków w okresie sianokosów, no i nie wypalać w barbarzyński sposób traw. A wszystko to w formie zabawnych przygód i perypetii, bez nachalnej dydaktyki.
Serial ten zdobył większą popularność za granicą. Pewnie dlatego, że u nas wciąż aktualne jest powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie”!

Po przeczytaniu Pana ostatniej książki „Ciotka z dalekiego morza” można wyciągnąć wniosek, że niestety nie znamy również naszego środowiska wodnego.

Akcja książki toczy się w małym stawie, do którego wpływa niewielka rzeczka. Tą rzeczką przybywa z dalekiego morza egzotyczna Węgorzyca. Następuje konfrontacja dwóch światów. Ale przecież ten nasz, prowincjonalny z pozoru, też jest dla przybysza intrygujący. Karaski, płotki, sum, okonie, szczupak itd. Wybuchają między nimi konflikty, różnie i barwnie układają się relacje. Przygód nie brakuje. W książce, jak to trafnie ujęli krytycy, metafora w dobrych proporcjach miesza się z problematyką ekologiczną. Po pierwsze wizyta światowej Węgorzycy wnosi ożywienie w małym światku prowincjonalnych ryb. Ale i ona uczy się wiele od nowych znajomych. Czyli, co dziś istotne, nie należy się bać inności, innej kultury, innego świata. No i najważniejsze – los środowiska wodnego jest w rękach człowieka. Małemu stawikowi zagraża katastrofa ekologiczna. Ryby dzięki mądrości Węgorzycy i sile Suma uciekają do czystego jeziora. Ale czy uciekniemy przed zanieczyszczeniami? Po raz pierwszy w literaturze dziecięcej ukazaliśmy małemu czytelnikowi grozę katastrofy ekologicznej. Bez tzw. dydaktycznego smrodku. Ale to też zasługa bielskiej Oficyny „Debit”, która wydaje książki polskich autorów poświęcone m.in. ekologii.

A jaka droga przywiodła Pana do Kota Filemona? Skąd takie dostojne, do tego greckie imię dla małego, ciekawskiego kotka?

Imię miało być oryginalne, odrobinę staroświeckie, pasujące jak ulał do wiejskiego i spokojnego świata, usytuowanego gdzieś na uboczu naszej męczącej i rozedrganej cywilizacji. Ten nieco anachroniczny świat – gdzie życie toczy się powoli, gdzie zawsze jest czas, by ciut pofilozofować oraz głębiej przyjrzeć się wielu sprawom i problemom – jest ciągle atrakcyjny dla kolejnych pokoleń widzów. Paradoksalnie malutki i naiwny Filemonek ma już ponad trzydzieści lat! I tyle pomiaukuje, wraz z Bonifacym, w TV obu półkul świata, skutecznie przekonując dzieci, że warto mieć przyjaciół, uczyć się tolerancji i dystansu wobec otoczenia. Filemon jest mały, ale problemy, z którymi czasem musi się zmierzyć są ogromne. Stąd pewnie wciąż budzi sympatię. Bo metaforycznie ujmując – i my tacy właśnie jesteśmy.

Rozumiem, że nie jest to zwykły, pospolity mruczek – to miał być kot wyjątkowy, przyciągający uwagę.

Właśnie o to chodziło. Poza tym, chcieliśmy stworzyć bohatera dla najmłodszych dzieci. Filemon miał być oglądany już przez trzylatków (u których dopiero buduje się percepcja), miał rosnąć, bawić się i uczyć razem z nimi. I Filemon ze swoim „rówieśnikiem” z drugiej strony ekranu wkracza powoli w ten nieznany i skomplikowany świat, ogarniając jego uroki i pułapki, poznając jasne i ciemne strony życia. Stąd najpierw był „Dziwny świat Kota Filemona”, a potem „Przygody Kota Filemona” i pełnometrażowy film z muzyką Tadeusza Woźniaka pt. „Filemon i przyjaciele”. W miarę poznawania tej kociej drogi – sympatia widzów do bohatera rosła. Powstała więc jeszcze „Kocia Wielkanoc” i „Gwiazdka”, w której kolędy prześlicznie wykonuje Hanna Banaszak. Filemon był wystawiony w teatrze i emitowany w Polskim Radiu. Napisano o jego popularności parę prac magisterskich. Czegóż chcieć więcej?

Czy istniał jakiś pierwowzór kota Filemona?


W dosłownym tego słowa znaczeniu – nie. Ale koty towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa. Były zawsze w domu mojego dziadka. Zawsze ważne, znaczące, wręcz na prawach członków rodziny! Natomiast teraz mam w ogrodzie masę bezpańskich kotów, które twierdzą, że przyszły do Filemona. A naprawdę – najeść się do syta!

Dziękuję za rozmowę.
Warszawa, 11.6.2007
Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska
Zdjęcie Ewa Zalewska


Powyższy artykuł w pliku PDF:
Jurata Bogna Serafińska