Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

EKONOMIA BEZ EKONOMISTY

EKONOMIA BEZ EKONOMISTY
W ZB 176 pojawił się sygnowany przez Neocybera tekst „Szamanizm bez szamana”. Autor, wpisując się w modny ostatnio nurt ataku na neoliberalizm (zwłaszcza ekonomiczny), pisze o religii pieniądza. Niestety pisze tak, że wstyd stawać po jego stronie. Czytając ten tekst wstyd nie być neoliberałem!

Dlaczego moja ocena jest tak surowa? Po pierwsze cały wywód oparty jest na założeniu, że kapitalizm jest religią – założenie to nie jest poparte żadnymi faktami – autor tytułuje mnie jednak kapłanem pieniądza, ponieważ „opowiadam się za wolnym i demokratycznym ładem gospodarczym”, stosowanym przede wszystkim w USA, które są siedliskiem mojej nowej potężnej religii.
Po drugie Neocyber dostrzega stałą wartość 3%, o które podobno musi wzrastać populacja kapłanów każdego roku, aby system nie upadł. Co prawda nie tłumaczy on tajemniczego mechanizmu, który powodowałby ów upadek, ani też dlaczego akurat 3% wzrostu wystarczą, jednak na założeniu tym buduje swoje kolejne twierdzenie.
Po trzecie bowiem (zdaniem Neocybera) dążąc do wzrostu objętych swym zasięgiem „kapłanów pieniądza”, kapitalizm nieustannie powoduje wojny oraz kataklizmy.
Owe trzy zasady (coś jest na rzeczy z tą trójką) są podobno znane wszystkim ekonomistom, ekologom a nawet new-ageowcom (sic!) od czasów Hammurabiego i wskazują na konieczność oddłużania za pomocą państwowych dekretów. Jako przykład takiego uświadomionego człowieka autor podaje nam (oprócz Hammurabiego, rzecz jasna) amerykański autorytet: Wade'a Fraziera.
Pod koniec swych wywodów Neocyber beztrosko dzieli znane sobie religie na te lepsze i mądrzejsze (judaizm, islam, katolicyzm oraz buddyzm tybetański), oraz te jałowe i próżne (oprócz religii pieniądza jest tu także buddyzm zen, oraz tytułowy szamanizm bez szamana).
Jakie są wady tego wywodu? Nie wszystko, co robią ludzie jest religią. O ile metafora religijna jest czasem przydatna dla opisu pewnych zachowań ludzkich, to opieranie na tej metaforze krytyki czegoś co religią nie jest, ani do niej nie aspiruje, jest błędem. Zwłaszcza, że nie wszyscy uważają, że „religia” to coś złego – także jako chwyt erystyczny zabieg Neocybera jest chybiony.
Kiedy posługujemy się żargonem naukowym lub powołujemy się na autorytet nauki, należy zachowywać choćby pozory rzetelności. Tymczasem wartości podawane przez Neocybera nie tylko nie są uprawdopodobnione, ale nawet na pierwszy rzut oka fałszywe. Aby osiągnąć wzrost populacji, należy unikać wojen i kataklizmów, czyż nie?
Naukowcy zwykli też wskazywać źródła, z których czerpią swoje dane. Neocyber zrobił tak tylko raz – wskazał nam twórcę strony pełnej teorii spiskowych, w której niewiele jest o ekonomii, za to dużo o „tajnym rządzie”, CIA i „leczeniu planety” (mówię o stronie cytowanego Wade'a Fraziera – znalazłem ją pod adresem http://home1.gte.net/res0k62m/home.htm). Co więcej, licznik owej strony wskazuje, że autorytet ów jest znany 822 osobom (nie licząc moich podwójnych odwiedzin).
Największą wadą artykułu Neocybera nie jest jednak jego brak logiki, wzajemne sprzeczności, czy brednie wyssane z palca. Jestem w stanie zrozumieć, że nie wszyscy wiedzą, że za czasów Hammurabiego nie było ekonomistów. Wiem, że podanie wartości procentowej czegokolwiek może przekonać ludzi do innego dowolnego czegokolwiek. Zdaję też sobie sprawę, że religioznawstwo jest skomplikowane i nudne dla wielu osób.
Największą wadą artykułu Neocybera jest to, że zmusza on nawet przychylnych czytelników do zajęcia stanowiska po stronie globalnej ekonomii – tak jak stało się w tej chwili ze mną. Tak napisane artykuły ośmieszają alternatywy wobec neoliberalizmu.

Piotr Wrzosiński
pwrzosin@uw.edu.pl
Piotr Wrzosiński