EDUKACJA EKOLOGICZNA – PRACA U PODSTAW
Tekst poniższy stanowić miał materiały na konferencję „DOKĄD ZMIERZASZ, CZŁOWIEKU? – MODEL EDUKACJI DLA PRZYSZŁOŚCI” (28-29.9. br.) zorganizowanej przez stowarzyszenie „Edukacja dla przyszłości”. Pierwotnie nie przewidywałem go do publikacji. Jednak wobec tego, co stało się 11 września uważam za swoją powinność dodanie głosu do dyskusji, jaka właśnie się toczy. Dla mnie najistotniejsza jest edukacja, bo to ona właśnie kształtuje zarówno najszlachetniejsze serca i umysły, jak i szaleńców. Rzecz jest o naszym rodzimym podwórku, ale od niego właśnie zaczynać trzeba wszelką naprawę.Bez wielkiej przesady można stwierdzić, że w naszym kraju jest sporo mądrych ludzi myślących ekologicznie, ale nie ma ekologizmu w powszechniejszej świadomości. A to dlatego, że wartości proponowane przez światopogląd ekologiczny – ograniczenie eksploatacji środowiska, skupienie się bardziej na dobrostanie, niż na dobrobycie, odnowienie więzi duchowych człowieka i jego otoczenia – są w dokładnej opozycji do obecnie propagowanego modelu rozwoju. Trudno się temu dziwić, gdyż taki stan rzeczy jest logiczną konsekwencją spustoszeń mentalnych, jakie w świadomości społecznej pozostawił komunizm. Ograniczając konsumpcję indywidualną, mamiąc konsumpcją zbiorową, nie zaproponował on nic, co mogłoby zagospodarować energię duchową jednostek. Więcej nawet: energię tę stłumił i wyjałowił, co dziś widoczne jest jaskrawo w płytkości i jasełkowości polskiego życia religijnego. Nic dziwnego, że tę niewykorzystaną energię szybko zagospodarowują importowane z krajów bogatych odpady duchowe: kult sukcesu za wszelką cenę, konsumpcjonizm, przymus zysku, zatrata wrażliwości, alienacja jednostki ze społeczeństwa, niebezpieczny relatywizm moralny, a często wręcz idee paranoiczne, jakich pod dostatkiem oferują zdezorientowanym i słabym ludziom (zwłaszcza młodym!) niektóre sekty i subkultury.
W takiej sytuacji głębsza duchowość, jakiej wymagałoby np. popularne w Polsce chrześcijaństwo, czy też raczkujący ruch ekologiczny – nie bardzo mają szanse przebić się przez warstwę potrzeb biologicznych, takich jak przetrwanie własne. Bo owe potrzeby są pierwotne, a jako takie nie potrzebują żadnej opieki ani kultywowania, w przeciwieństwie do potrzeb duchowych, które są wyższego rzędu i nie rozwijają się „same z siebie”, przynajmniej nie u większości obecnie żyjących ludzi. Potrzeby duchowe dopuszcza się do świadomości na ogół tylko wtedy, gdy zaspokojone są potrzeby niższe. Jeśli nie są zaspokojone potrzeby niższe, potrzeby duchowe giną i później niełatwe są do odtworzenia. W dzisiejszych czasach energia, która mogłaby posłużyć do szerszego rozwoju duchowości, jest skutecznie zagospodarowywana przez typowe dla ekonomii wzrostu kreowanie nowych potrzeb materialnych człowieka dla zdobycia nowych rynków i nowych zysków. Jednocześnie w każdym społeczeństwie jest pewna grupa osób, które mają hierarchię potrzeb nietypową, np. kultywują duchowość na wysokim poziomie, mimo upokarzającej nieraz nędzy, w jakiej żyją. Grupa ta nigdy nie jest zbyt wielka, ale jej członkowie stanowią swoiste „przetrwalniki” wartości ponadpodstawowych i spełniają w kulturze rolę podobną do tej, jaką w populacji pełni jej rezerwa genetyczna. Zawsze można się do nich zwrócić o pomoc, gdy odezwie się potrzeba wyższego rzędu i trzeba ją zagospodarować. Od nich też zawsze wychodzi odrodzenie duchowe i rozkwit kultury, gdy tylko zaistnieją sprzyjające ku temu warunki.
Właśnie z tej grupy wywodzi się w dzisiejszej Polsce większość entuzjastów ekologii, czy też szerzej – poszukiwaczy nowego modelu duchowości. Pierwszą taką falę tworzyli entuzjaści New Age, którym w kultywowaniu ich pasji pomogła mizeria rodzimych lat 80-tych, gdy normalny rozwój nie był możliwy, zaś aspołeczna i apolityczna duchowość New Age pozostawała poza czujnym okiem cenzorów rozmaitej maści. Ta fala najsilniej dała o sobie znać w latach 1990-1995, gdy newage’owskie imprezy w rodzaju krakowskiego Festiwalu Ezoterycznego miały sporą rangę i ściągały znane i uznane nazwiska. Obecnie fascynacja New Age wyraźnie w Polsce wygasa zaś poziom tak publikacji, jak i imprez z nim związanych spada, z nielicznymi wyjątkami, do poziomu niewartego omawiania.
Jednym z odłamów postrzeganych jako newage’owskie był też ruch ekologiczny. Tym, co go wyraźnie i od początku wyróżniało, było mocno artykułowane przesłanie społeczne. Złożyły się na nie przetworzone idee anarchistyczne, preferujące lokalność w miejsce globalności; kluczowe dla ekologizmu jako ruchu pojęcie rozwoju zrównoważonego aspirowało do nowej wersji „trzeciej drogi”, uważnie dyskutowanej w latach 1980-81. Ekologizm szybko zdobył rozgłos i zaczął wzbudzać kontrowersje. Od początku swego zaistnienia konsekwentnie propagował model rozwoju inny od przyjętego wraz z planem Balcerowicza; od początku też był w mniej lub bardziej jawnym konflikcie z typowym dla naszego kraju modelem duchowości jasełkowo-obrzędowej. Obie te potyczki przegrał z kretesem i dziś bardziej się tli, aniżeli rzeczywiście działa na świadomość społeczną. Coraz wyraźniej przejmuje też rozbitków z pierwszej newage’owskiej fali.
Zasadniczą przyczyną klęski polskiego ekologizmu jest jego romantyczne dziedzictwo, czyli fałszywe wyobrażenie o świecie i społeczeństwie. Pierwsi polscy „zieloni” należeli do wspomnianej już grupy osób o odwróconej hierarchii potrzeb. Byli to ludzie młodzi i bardzo młodzi, których najważniejszym wyposażeniem mentalnym i intelektualnym była szkoła, gdzie romantyczny mit narodu, który in gremio ma odwróconą hierarchię potrzeb trzymał się mocno. Podtrzymywany był zgodnie przez największe siły polityczne: przez Kościół, dla wychowania obrońców wiary i przez komunizm dla stłumienia naturalnej dla człowieka chęci dorabiania się, ze zrozumiałych względów w tym ustroju niemożliwej do zaspokojenia. Gdy po zrzuceniu jarzma „jedynie słusznej ideologii” zaczęto wszystko stawiać na nogi, okazało się, że liczba „przetrwalników” nie jest zbyt wielka i że nie są zbyt uważnie słuchani. Reszty dopełniła erozja tradycyjnych wartości, wywołana wolnością wyboru, która się nagle pojawiła, a do której nasze społeczeństwo zupełnie nie było przygotowane. Efektem jest dziś istnienie ruchu ekologicznego praktycznie na marginesach społeczeństwa; „zieloni”, niedowartościowani, niepewni swej tożsamości, często manifestują się agresywnie, co rodzi zjawisko ekoterroryzmu. Częściej ten ruch przypomina wmawiających sobie poczucie misji sekciarzy, niż światłych mędrców, życzliwych światu i gotowych do niesienia bezinteresownej pomocy. Obraz ten w niewielkim stopniu zmienia fakt istnienia dobrze rozwiniętych koncepcji filozofii, socjologii, a nawet ekonomii ekologicznej. Sprawą zaś najbardziej wstydliwą jest tu fakt, że ci buntownicy są finansowani ze środków tej samej cywilizacji, którą zwalczają! Dużo mówiący o wolności duchowej ekologizm nie dorobił się do tej pory wolności absolutnie podstawowej, czyli ekonomicznej. Na krótką metę i na niewielką skalę rozwiązaniem jest praca wolontariuszy, ale najpewniej nie jest to koncepcja możliwa do zaakceptowania w warunkach, gdy ekologizm zechce się sprofesjonalizować i tą metodą uzyskać większą nośność społeczną.
A jednak, przy wszystkich omówionych powyżej ograniczeniach jest ekologizm nadzieją – właśnie dlatego, że nie ma wielkiego zaplecza. Jako taki odbierany jest jako idea rzeczywiście nowa i wolna od bieżących rozgrywek politycznych. Koncepcja rozwoju zrównoważonego jest już dziś na tyle dopracowana, że może i powinna przejść próbę w realnej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Bez wątpienia też tworzy lepsze perspektywy realizacji dla przeciętnego człowieka, niż aspirowanie do coraz silniej bronionego kręgu „ludzi sukcesu”, którzy ten sukces opłacają ruiną środowiska i własną pustką duchową. Propagowaniu alternatywnych modeli rozwoju sprzyja też najświeższej daty zjawisko społeczne: od początku lat 90-tych dopiero co minionego stulecia szybko rośnie grupa osób, które nie odniosły sukcesu materialnego, a jednocześnie nie straciły wrażliwości. Właśnie ta grupa, dziś bezlitośnie zagospodarowywana przez populistów rozmaitej proweniencji, stanowi potencjalnie najwdzięczniejszą grupę odbiorców idei ekologicznej. Oczywiście, aby do nich dotrzeć, trzeba by poluźnić „czystość doktryny”, dziś w ekologizmie mocno przestrzeganą, np. warto zrezygnować ze spektakularnych akcji przykuwania się do drzew albo ideologicznego wegetarianizmu. Obowiązkowo zaprzestać trzeba „handlowania strachem”, czyli wygłaszania ponurych proroctw dotyczących jakiejś nieuniknionej katastrofy. Ekologizm, nie rezygnując ze swych celów musi stać się „strawny” dla szerszych rzesz społeczeństwa, musi wyjść ze swego getta i pozbyć się kompleksu oblężonej twierdzy. Tak oto nakreślamy pierwszy strategiczny cel: EKOLOGIZM POWINIEN SIĘ PREZENTOWAĆ PUBLICZNIE. Popularne odczyty, inicjatywy w rodzaju otwartych uniwersytetów, inteligentnie zrobiony cykl audycji radiowych/telewizyjnych, lepsza obecność w Internecie, wywiady z ekologami w opiniotwórczych pismach, na odpowiednio wysokim poziomie prowadzona polemika z rzeczywistością zastaną – oto czego potrzeba od zaraz!
Zadaniem kolejnym jest EDUKACJA. I to nie taka, jak dziś robiona, gdzie serwuje się 10-latkom elementy ekologii akademickiej, przykrojone do możliwości ucznia; tu kłaniałaby się raczej edukacja holistyczna, ukazująca wielorakie i subtelne nieraz wzajemne związki elementów świata ze sobą. Warunku tego nie spełnia dzisiejszy model edukacji, który, mimo szeregu interesujących nowości, jest de facto selekcyjny, obliczony na wybranie przyszłych „ludzi sukcesu”, nie zaś integracyjny, który umożliwiałby każdemu człowiekowi znalezienie jego miejsca w życiu, bez niezdrowej i dla większości ludzi zabójczej rywalizacji o mitologiczny „sukces”. Taka edukacja to praca na lata – jeżeli nie na dziesięciolecia. Ale wykonywać ją trzeba, i to już od dziś. W edukacji rezultaty podjętych działań można ocenić dopiero po rezultatach, jakie osiągają absolwenci, czyli najwcześniej po 15 – 20 latach od chwili rozpoczęcia nauczania.
Najpilniejszym zadaniem edukacyjnym, jakie ekologizm powinien wykonać, jest wykształcenie elit. Po upadku tradycyjnych autorytetów nie wytworzyło się w tej próżni nic interesującego. Jeśli uda się wychować w duchu ekologicznym najlepszych spośród młodych dziś ludzi, aspirujących do jakiegokolwiek przywództwa – można będzie mówić o pierwszym sukcesie. Wychowanie to będzie trudne: obok wpojenia standardów etycznych i duchowych, obok myślenia w kategoriach stricte ekologicznych nauczyć trzeba przede wszystkim tolerancji. Długo jeszcze bowiem najszlachetniejsi i najbardziej natchnieni wyznawcy ekologizmu będą żyli wśród ludzi, którym wartości ekologizmu są obce i już im się ich nie zaszczepi.
W drugiej kolejności trzeba kształcić nauczycieli. I to zupełnie inaczej, niż kształci się ich dziś. Holistyczne idee ekologizmu nie bardzo są do pogodzenia z koncepcją ścisłego podziału nauczania na przedmioty szkolne, nawet, jeśli uwzględnimy świeżo wprowadzoną „protezę”, jaką są ścieżki międzyprzedmiotowe w gimnazjach. Nauczyciele ci muszą być twórczy i zdolni do jak najbardziej samodzielnego opracowywania programów i metod nauczania, jak najlepiej dopasowanych do wrażliwości wychowanków. Oznacza to konieczność potężnego dowartościowania tego zawodu, tak finansowego, jak niematerialnego. Świadomością związku między pozycją nauczyciela, jakością nauczania a jakością życia obywateli, muszą być zatem obdarzone wcześniej wychowane elity, które będą stanowić prawo i podejmować wiążące decyzje społeczno-polityczne.
Trzecie z arcyważnych zadań ekologizmu, to inteligentne propagowanie charakterystycznego dla niego modelu duchowości, z obowiązkową tolerancją i szacunkiem dla już działających religii. Duchowość ekologiczna nie zawiera niczego rewolucyjnego ani burzącego ład społeczny; jest tylko nowoczesnym ujęciem tego, co znane jest od tysiącleci i obecne mniej lub bardziej jawnie w każdej wielkiej religii znanej z historii. Doprowadzenie tego faktu do świadomości współczesnych inkwizytorów uwolniłoby ekologizm z uciążliwej roli „wroga ideologicznego” żądnych władzy duchownych.
Jest oczywiste, że w krótkiej z konieczności wypowiedzi można tylko naszkicować – a i to pobieżnie – dzisiejszy stan ekologizmu i jego perspektywy na przyszłość. Jednak wyzwania przed nim stojące i zagrożenia, na jakie jest narażony, są już na tyle wyraźne, że nie wymagają szczegółowego badania. Stanowią natomiast mocne fundamenty dla sformułowania tez dalszego rozwoju ekologizmu, które to sformułowanie stanowi niniejszego szkicu cel naczelny.
Włodzimierz H. Zylbertal