BARONOWIE GLOBALU
BARONOWIE GLOBALU
Jestem zdania, że cokolwiek teraz zrobimy nie unikniemy mimo wszystko kryzysu, jaki nas czeka, a który sami na siebie sprowadzamy pracowicie od kilku pokoleń. Nie sądzę jednak, że kierując się tym przeświadczeniem mogę sobie teraz pozwolić na dokładanie swojej własnej cegiełki do pomnika zniszczenia. Jesteśmy jeszcze w stanie uchronić się od najgorszego, ochraniając przy okazji (a to jakby nie było jest jednak najważniejsze), zasoby naturalne, przez które należy rozumieć nie tylko ropę, gaz i węgiel, ale całokształt środowiska, w którym żyjemy. Największym naszym skarbem jest możliwość przeżycia. Przyszłe pokolenia swoimi warunkami życia wystawią nam rachunek sumienia. To czego oni doświadczą będzie naszą winą, albo zasługą. W przyszłych wcieleniach poznamy prawdziwy smak bezmyślności. Koniecznością stanie się dbanie o środowisko naturalne już nie dlatego, że kiedyś coś złego może się stać, ale dlatego, że źle się dzieje. Dzisiaj pozwala nam się łykać całymi łykami cykutę z ładnie pomalowanej szklanki, a do ucha nam się szepcze, że pewnie kiedyś będzie to szkodliwe, ale cykuta tak ładnie smakuje...Nigdy nie wyzwolimy się z niewoli pragnień, jeśli pozwalamy manipulować sobą za pośrednictwem reklamy. Nasze szczęście zostało uzależnione od tego, czy uda nam się oddać swoje pieniądze za środki rakotwórcze i składniki identyczne z naturalnymi. Będziemy radośni, jeśli uda nam się zignorować ogrom cierpienia, jaki dzieje się tuż za dekoracją, jaka stoi nam przed oczami. Trzeba tylko szerzej otworzyć oczy, chociaż to boli, kiedy podnosimy wzrok i tracimy z pola widzenia kochany telewizor. Kultura konsumpcji nie ogranicza się do korzystania z łatwo dostępnych tylko dla Europy i Stanów Zjednoczonych dóbr, ale na konsumowaniu w skali po prostu przerażającej wszystkiego, co przygotowała dla nas ta planeta przez całe miliony lat przypadkowych zdarzeń i procesów.
Pojedźmy lepiej na dyskotekę naszym cudownym samochodem, nie dlatego, że jest to nam potrzebne, ale dlatego, że dzięki temu damy zarobić ludziom, którzy mieli szczęście urodzić się na złożach ropy naftowej. Pijcie coca colę i piwo z prawdziwych składników chemicznych, nie dlatego, że czujecie pragnienie, które zgasiłaby zwykła woda, ale dlatego, że dzisiejszy model spędzania czasu z przyjaciółmi nie przewiduje braku napoju. Oddawajcie swoje pieniądze ludziom, którzy żyją w swoich azylach dla bogatych ludzi. Dla ludzi, którzy nigdy nie dowiedzą się o waszym istnieniu, jesteście klientem, a to znaczy dla nich tyle, co rozgnieciona, niepotrzebna mucha.
Ogromne koncerny, pozwalające sobie w pogoni za zyskiem na niszczenie lasów, społeczeństw i naszej przyszłości, nigdy nie naprawią swoich błędów. Dla nas, zwykłych ludzi, właściciele tych molochów są anonimowi, żyją w swoim prywatnym świecie, nie wiedzą nawet jak wygląda prawdziwe życie. Mają ludzi od tego, żeby ich majątek pomnażał się, aby ich firmy rosły w siłę, a garstce drapieżników na szczycie drabiny ekonomicznej żyło się dostatniej. Mają ludzi, którzy całe swoje życie spędzają na wymyślaniu sposobów na wmówienie nam, że należy ich pracodawcy oddać pieniądze. Oddać je bezzwłocznie, natychmiast. Produkt, który nam przy tym wciskają, jest tylko pretekstem. Nam nic po nim nie pozostanie, kiedy już go skonsumujemy, im pozostaną nasze pieniądze. Właściwie, to mogliby sobie odpuścić produkowanie czegokolwiek, oszczędziłoby to wielu problemów, które dzięki ich ekonomii czekają nas w przyszłości. Proponuję uprościć proces pozbywania się forsy. Niech w każdym mieście, na każdym rynku, rogu ulicy, placu zabaw stanie skarbonka z napisem na jaką firmę wrzucamy pieniążki. Logo firmy uśmiechałoby się do nas zalotnie po wrzuceniu żądanej kwoty. Odpowiedni człowiek przychodziłby raz na tydzień i wyjmował kasę oraz wypełnione, promocyjne kupony. Efekt dla klienta ten sam, dla kapitalisty tak samo, a ile mniej przyrody zniszczonej! Niestety masy ludzi nie chcą wiedzieć, że tracą bezsensownie swoje pieniądze. Oni chcą tracić czas na głupie, kapitalistyczne rozrywki, chcą kupować.
Skoro jesteś konsumentem, to znaczy, że jesteś lepszy. Nie konsumują biedni i na dorobku. Łatwo jest żyć na kredyt, trudno będzie płacić rachunek, który wystawia nam już przyroda. Cała wina leży w naszej przeszłości. Bardzo dalekiej przeszłości plemiennej wg zasad, której żyjemy do dzisiaj. Tyle, że nieświadomie. Plemienna arystokracja nie musi pracować, walczyć o jedzenie, szukać schronienia. Ma swoich niewolników od tego. Żeby niewolnicy nie buntowali się i chcieli z pełnym poświęceniem pracować na swoich właścicieli, należy dać im jeść i spać. Należy im wmówić, że nie poradzą sobie poza plemieniem. Dzisiaj niewolnicy dostają pieniądze, bez których wypadną poza obręb plemienia na głód, choroby i pewną śmierć. Nie wolno dać tyle pieniędzy, żeby niewolnik poczuł się samodzielny. Może nocą uciec. Jeśli niewolnik jest za bardzo samodzielny umysłowo, należy wszczepić mu religię, która jasno i klarownie wytłumaczy mu, że należy do elitarnego plemienia. Tylko to plemię da mu szczęście, tylko w nim stanie się sobą. Jedyne co musi oddać swojemu właścicielowi, to czas, umiejętności, umysł.
Słowo starszyzny plemiennej jest święte, niepodważalne. Znają oni prawdy niedostępne zwykłemu członkowi plemienia. Zwykli ludzie mają tylko wykonywać polecenia najlepiej jak potrafią. Karą jest wykluczenie, wystawienie poza nawias. Właściciele plemion nie mają czasu na życie prywatne, wszystko co robią, robią z myślą o dobru własnej firmy, aby rozwijała się, niszczyła konkurencyjne plemiona, prowadzą wielką grę, ale co się dziwić, to właśnie oni są lepsi. Mniejsza z tym, że w każdej grze poświęca się pionki. Kochany pionku ufaj swoim wodzom, może kiedyś będziesz mógł odpocząć, jeśli pozostanie ci siły, jeśli nie legniesz na ołtarzu plemienia z przepracowania. Drogi pionku wiedz, że jeśli naprawdę będziesz miał szczęście, to uda ci się daleko zajść w plemiennej hierarchii. Będziesz mógł patrzeć z góry na bliskich sobie kiedyś przyjaciół. Wiem, kochany konsumencie z jakim żalem poddajesz się konieczności wybierania pomiędzy KFC, a McDonaldem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to boli patrzeć jak tankując na Shellu doskonałą, najlepszą benzynę, jaką stworzyło to plemię, nie potrzebujesz dzisiaj niestety płynu do spryskiwaczy, który samym swoim zapachem doprowadza do ekstazy. Rozumiem twoje szczęście, które malowało się na twojej twarzy, kiedy odkryłeś, że możesz wymieszać i pić z jednej szklanki coca-colę i pepsi-colę. Wiem, że stałeś się wreszcie sobą, bo w markowych butach, w markowej restauracji popijasz głupio nazwaną pizzę napojem gazowanym. Twój telefon komórkowy mówi ci, jeszcze człowieku, że jeszcze nie jest twoją smyczą, tylko ułatwieniem. I właśnie bardzo się cieszę, że siedząc przed telewizorem oglądasz kolejną edycję podróbki prawdziwego życia. Wiem, że nie martwisz się, że przez kilka godzin zapełnionych fascynującą obserwacją jedzących ludzi, śpiewających ludzi, ludzi rozmawiających o niczym, przestaniesz orientować się, co nowego. W przerwie na reklamę zostaniesz dokładnie poinstruowany co kupić, co jeść, gdzie jeść, jak wyglądać, jak do tego wyglądu łatwo dojść, na co patrzeć, co to jest szczęście.
Teraz dobra wiadomość: szczęście można kupić! To takie łatwe, idziesz do sklepu i od progu wołasz pełen udręczonego pragnienia „Poproszę dwie, nie! Siedemnaście sztuk szczęścia! Jak to którego? Tego, które jest tak ładnie, kusząco zapakowane. Tak, właśnie tego pragnę!”. Jestem sobą, bo jestem modny. Jestem, bo został przydzielony mi numerek, bo wiem w jakich granicach mam się poruszać, bo wiem, że łatwo jest być zadowolonym z byle czego. Jestem sobą, kiedy wiem, kto śpiewa i co i jak, kiedy orientuję się w tym na jakiej płycie i dlaczego warto. Jestem bo łatwo kupuję opinię o produkcie. Produkt jest łatwo dostępny, jest na chwilę, ale ja też. Co z tego? Kto powiedział, że jak będę jako jednostka kupować jednorazowe opakowania to stanie się coś złego, że zjem znaczącą ilość martwych zwierząt, że ich śmierć coś znaczy? Kto ma czelność wmawiać mi, że bezkrytycznie przyjmuję, co na tacy podaje mi reklama? Czy ci ludzie nie widzą, jak dogłębnie, uparcie i dociekliwie sprawdzam, czy ta coca-cola jest nadal smaczna, jak stawiam sprzedawcę w krzyżowy ogień pytań, zanim nie wyduszę z niego ponad wszelką wątpliwość, że te buty mają prawdziwą naklejkę adiddasa? No i, co z tego, że nie wiem, jaką powierzchnię lasów dziennie wypala się pod jednoroczne, wyniszczające glebę uprawy i hodowle? Przecież nikt mi nie wmówi, że ta odrobina mniej zniszczonych drzew, zabitych odrobinę później gatunków zwierząt i roślin jest warta rezygnacji z mojego prywatnego poczucia spełnienia, który i tak trwa krócej niż będzie trwało cierpienie moich dzieci w przyszłości?
Nie przeszkadza pionkom dzisiaj, że w następnych wcieleniach przyjdzie im zapłacić za zatruwanie środowiska. Nie przeszkadza konsumentom, że kiedy wstaną od stołu, pozostawią po sobie pustynię. Spójrzcie na „Diunę” Franka Herberta. Wczytajcie się w wiele dokładnych opisów ubrania, które oszczędza wodę. Ubranie odzyskujące wodę z potu i odchodów będzie czymś, co na pewno nam się w przyszłości przyda. W przyszłych wcieleniach będziemy mało płakać, żeby nie wyciekało z nas życie, będziemy poruszać się powoli po piasku nocą, żeby nie pocić się za mocno. Będziemy dzielić się każdą kroplą wody. Woda znaczy tyle, co życie. Znaczy nawet więcej, bo woda bez życia może istnieć, ale nasze życie bez wody nie. Woda stanie się własnością społeczną, ponieważ nie stać nas będzie na grzebanie jej w grobie. Grzebać będziemy odpowiednio wysuszone zwłoki dopiero wtedy, gdy zmarli oddadzą ostatnią kroplę wody, którą dało im łaskawie społeczeństwo.
Będziemy modlić się o czyste powietrze i to nie dlatego, że nie będziemy zmywać z siebie swojego potu. Nie będzie wystarczająco dużo drzew, które mogłyby je oczyszczać. Będziemy zastanawiać się jak pozbyć się z powietrza związków chemicznych, które nie są przyjmowane przez roślinność, a które równocześnie będą uniemożliwiać odtworzenie drzewostanu. Tam gdzie to będzie możliwe, pod ostrą ochroną będą rosły plony genetycznie zdolne do wyżywienia zbyt małej ilości ludzi, ale będą jedyną nadzieją dla następnych pokoleń. Będą chronione przed ludźmi, którzy z głodu będą napadać na te plantacje i na innych, dorodnych i dojrzałych do zjedzenia ludzi. Będą chronione przed pleniącymi się konkurencyjnie w tych samych, nielicznych nadających się do rolnictwa miejscach pomyłkami genetycznymi. Pomyłkami, które miały być dla nas wybawieniem, a które będą dla nas trucizną.
Nie łudźmy się, że szczątkowa cywilizacja zapewni nam wtedy telewizję, wycieczki na Cypr, lodówki pełne napojów chłodzących. Nie łudźmy się, że klimatyzowane pomieszczenia hipermarketów dadzą nam wytchnienie przed efektem cieplarnianym. W przyszłych wcieleniach będziemy pytać się za co nas to spotkało. Będziemy złorzeczyć na własne poprzednie czyny i w kółko powtarzać, że na naszym miejscu postąpilibyśmy inaczej. Mądrzej. Nie będzie opieki medycznej, nie będzie zakładów pracy. Walutą będzie woda, dostęp do wody będzie przywilejem. Za karę będzie on ograniczony. Władza będzie dzielić sprawiedliwie na siebie i pozostałych, całe armie będą walczyć o dostęp do brzegu morza, którego wodę będzie można odsolić i wypić.
Nie będzie już więcej dylematu: mieć, czy być? Lewica, czy prawica? Na dyskotekę, czy do knajpy? Złotówka silniejsza, czy słabsza? Karać przestępców ponad miarę, czy silić się na resocjalizację i zapobieganie sytuacjom kryminogennym? Gdzie będą wtedy potomkowie dzisiejszych baronów globalizacji? Będą pławić się w luksusach, bo ich przodków było stać na to, żeby zapewnić im i sobie azyl zawczasu. Będą cieszyć się swoim bogactwem i trwonieniem go. Przecież rozrzutność to podstawowe prawo bogacza. Będą to jedyni ludzie, których stać będzie na kąpiel, produkcję piwa dla siebie i dobrze usytuowanych przyjaciół. Będą mieli własne, prywatne plantacje żywności strzeżone wyjątkowo dobrze, przez wyjątkowo odżywioną, prywatną armię. Będzie wtedy ten sam rozdźwięk pomiędzy posiadaczami, a zwykłymi ludźmi jaki mamy dzisiaj. Jedni ludzie mają więcej niż potrafią zjeść przez całe swoje życie, a w każdej minucie ich życia, czy jedzą, czy śpią ich majątek pomnaża się kosztem rzeszy ubogich. Pozostała hołota musi zastanawiać się, co będzie jeść następnego dnia z zazdrością patrząc na społeczeństwa zachodu, na ludzi mijających ich na ulicy. Niestety, ale będziemy musieli odcierpieć dziesięciolecia rabunkowej ekonomii, żerowania na przyrodzie.
Nie jest łatwo nie jeść mięsa w Polsce. Nie dzisiaj. Jest za dużo ludzi, którzy z własnych, pokrętnych powodów nie chcą zrozumieć, dlaczego nie wolno go spożywać. Otaczają nas i patrzą na nas jak na curiozum. W najlepszym przypadku tolerują nas i poddają próbie. W najgorszym napadają na nas przy każdej możliwej okazji próbując zmusić do zjedzenia mięsa. Człowiek, który odmawia zatrucia swojego organizmu produktami zwierzęcymi równocześnie wyłącza się z wielu aspektów globalizacji. Nie ze wszystkich, ale to chyba już jest niemożliwe. Nie staje się przyczyną dla której niszczy się lasy, nie staje się odbiorcą chorego, rzekomo estetycznego opakowania. Nie zmusza swoimi potrzebami tysięcy zwierząt do stania w boksach i nie dla niego tuczone są gęsi, kury, indyki... Nie bawi się śmiercią milionów istnień, nie szuka zaspokojenia w atawistycznym wbijaniu zębów w trupa. Nie zatruwa i nie obciąża swojego cennego organizmu mięsem zalegającym przez długi, za długi czas w jelicie cienkim.
Nie żyje dlatego, że zmusił do śmierci inne czujące istoty. Każdemu zwierzęciu, które poszło na rzeź powinno robić się zdjęcia dokumentujące całą drogę jego ciała od momentu wejścia na teren mordowni, aż do zapakowania ostatniego skrawka jego świętego ciała do ładnego pudełka. Opakowanie powinno być oklejone zdjęciami, swoistym komiksem, żeby każdy mięsożerca doskonale wiedział co je i jak to do niego trafiło. Nie wolno pozwalać na oszukiwanie, nazywajmy rzeczy po imieniu. Zabijanie to zabijanie, ekspansja ogromnych koncernów na jakikolwiek rynek przyciąga w zastraszającym tempie zgon naszej cywilizacji. Przyszłe pokolenia nigdy nam nie wybaczą, że samolubnie zużyliśmy wszystko, co dostaliśmy do dyspozycji. Gdyby przyroda mogła nam powiedzieć, co jej czynimy, świat byłby pełen samobójców. Zresztą, i tak jest.
Nawet gdyby naukowcy udowodnili, że buddyzm nie ma racji bytu, że nie istnieje reinkarnacja, że wszystko, co odczuwam podczas medytacji jest tylko złudzeniem wywołanym zmienioną pracą hormonalną mózgu, że zwierzęta nie są w stanie odczuwać bólu i cierpienia, gdyby naukowcy udowodnili wszystko to, w co chcą wierzyć mięsożercy – nie pozwoliłbym sobie na morderstwo. Nieprzytomni też nie czują bólu i cierpienia, a jakoś nie zabijamy ich.
Paweł Juszczyk
pjuszczyk@wp.pl
pjuszczyk@wp.pl